Wywodzący się z afroamerykańskiej społeczności Nowego Orleanu z początku XX wieku jazz w krótkim czasie stał się jednym z najpopularniejszych stylów ekspresji muzycznej. Od ragtime’u i bluesa po gospel i rhythm, od swing do soula – widać jak na dłoni, że jazz miał niebagatelny wpływ na rozwój muzyki i lokalną kulturę nie tylko w USA, ale również w Polsce. Polecam na ten temat publikacje: „Historię jazzu w Polsce” Krystiana Brodackiego, a także „Był jazz. Krzyk jazz-bandu w międzywojennej Polsce” Krzysztofa Karpińskiego.

Jazz to przede wszystkim sztuka improwizacji.

Jazz jest również trudny. Każdy, kto chciałby spróbować swoich sił w tym gatunku, musi mieć ogarniętą w małym palcu całą teorię, nie mówiąc już o ciągłej praktyce gry na jednym instrumencie. Do tego należy pamiętać o najważniejszym: jazz to przede wszystkim sztuka improwizacji. To łamanie schematów, negacja znanych konstrukcji, zabawa dźwiękiem. Coś, czego kompozytorzy dzisiaj raczej się boją i starają się unikać. Tym bardziej trudno uwierzyć, że coś tak chaotycznego dało się osadzić w interaktywnym medium, jakim są gry wideo, i to w dodatku w konkretnym kontekście. A może po prostu ktoś uznał, że w tym szaleństwie jest jednak metoda?

Postawię taką tezę, że muzyka jazzowa nie jest mile widziana w grach przez samych graczy. Ci uważają bowiem, że jazz jest irytujący; że w żaden sposób nie oddaje tego, co widać na ekranie. Krótko mówiąc: nie pasuje do świata gier. Dlatego też zdecydowana większość dzisiejszych produkcji stawia bardziej na monstrualne orkiestralne brzmienia rodem z hollywoodzkich filmów z jednej strony, a uderzające w nostalgiczną nutę i polaną szczyptą nowoczesności chiptune z drugiej. Jazz pozostaje niezauważony.

Zapytajcie się sami, czy jesteście w stanie wymienić jakąkolwiek grę, której soundtrack składa się z utworów jazzowych lub jego podgatunków? Większości z was zapewne przyjdą do głowy dwa tytuły. Pierwszym jest Cuphead. I w sumie trudno się dziwić – to jedna z najpopularniejszych i najtrudniejszych gier platformowo-zręcznościowych ostatnich lat. A muzyką do niej zachwycali się nawet ci, którym z jazzem niekoniecznie jest po drodze. Jak pisał w swojej recenzji Konrad:

Kristofer Maddigan, absolwent jazzu na Uniwersytecie w Toronto, zadebiutował jako kompozytor do gier, pisząc prawie 3 godziny doskonałego listu miłosnego do muzyki lat 30. ubiegłego stulecia.

Drugim często wymienianym tytułem jest Grim Fandango. Choć gra okazała się komercyjną klapą, to skupiła wokół siebie solidną rzeszę fanów, którzy potrafili przekonać do niej kolejne pokolenia graczy. To, co najlepiej zapamiętali pierwsi gracze, to cholernie trudne zagadki oraz muzykę Petera McConnella. Nawet ci, którzy nigdy nie grali w Grim Fandango, znają lub chociaż kojarzą jego muzykę do dzieła Tima Schafera. Niech żałują ci, którzy nie słyszeli tych wspaniałych melodii podczas pierwszej edycji Game Music Festival – choć to koncert z muzyką z gier Blizzarda był zdecydowanie górą, jeśli chodzi o frekwencję, to właśnie koncert The Jazz of Grim Fandango był przez wielu uznawany za najlepszy z całego repertuaru.

Grim Fandango i jazz w soundtrackach

I to są w zasadzie najbardziej znane przykłady gier, w których występuje jazz. I to takie, które każdy z nas jest w stanie wymienić z pamięci. Wielka szkoda, bowiem przykładów muzyki jazzowej w grach jest znacznie więcej. To chociażby głośne L.A. Noire z muzyką autorstwa Andrew Hale’a, stylizowaną na filmach noir z lat 40. ubiegłego wieku, z domieszką utworów od tak uznanych artystów jak Billie Holiday, Louis Armstrong czy Ella Fitzgerald.

Kilka lat temu w redakcji zachwycaliśmy się muzyką z gry Persona 5, będąca chodzącym przedstawicielem gatunku acid jazz. Do tego zacnego grona dorzucam jeszcze może nieco zapomniane, ale w tamtym czasie mocno grywalne No One Lives Forever, gdzie królują klimaty lat 60. ubiegłego wieku. No i nie można zapomnieć o braciach mniejszych, czyli wydanymi na przenośne Nintendo DS gry od Cing: Hotel Dusk: Room 215 oraz Last Window: The Secret of Cape West ze swoim smooth jazzem i domieszką bluse’a. To także licencjonowana muzyka wykorzystana w serii BioShock (tu ponownie Billie Holiday, ale również zespół The Ink Spots i duet Django Reinhardt oraz Stéphane Grappelli) czy Fallout: New Vegas (nieśmiertelny Frank Sinatra, Nat King Cole).

Trudno uwierzyć, że coś tak chaotycznego dało się osadzić w interaktywnym medium, jakim są gry wideo.

Jednak ze wszystkich moją ulubioną muzyką jazzową jest ta słyszana w grze Jack Orlando. Harold Faltermeyer, którego starsi czytelnicy powinni kojarzyć z soundtracków m.in. do filmów Top Gun i Gliniarz z Bevery Hills (to jemu zawdzięczamy słynny motyw przewodni) dokonał świetnej roboty – swoją twórczością idealnie odtworzył klimat ulic wielkich miast poprohibicyjnej Ameryki Północnej lat 30. Szczególnie polecam wam do odsłuchania motyw główny (dostępny w dwóch wersjach – w głównym menu i nieco wzbogaconej w napisach końcowych) oraz Streets of crime (wspaniały duet saksofon i pianino!).

https://youtu.be/NntQWwgiMG8

Powyższe przykłady pokazują, że muzykę jazzową w grach można dostrzec. Problem polega jednak na tym, że nie jest ona mocno eksploatowana, jak np. rock. Kiedyś ten gatunek był chętnie wykorzystywany, zwłaszcza w przygodówkach. Jednak wraz z rozwojem technologii zaczęto powoli odchodzić od gier typu point’n’click na rzecz bardziej dynamicznych gier, aż w końcu również i jazz musiał trafić na ławkę rezerwowych. Obecnie muzyka jazzowa jest tak naprawdę skazana na łaskę i niełaskę graczy i deweloperów. Czyli w skrócie: od inwencji twórczej twórców gier i umiejętności dopasowania do nich konkretnego gatunku muzyki.

Kiedyś ten gatunek był chętnie wykorzystywany, zwłaszcza w przygodówkach.

To, że jazz jest głównym elementem soundtracku do Cuphead, to zdecydowanie za mało. Dopóki nie zacznie powstawać więcej gier, w których jazz będzie występować, chociażby nawet w śladowych ilościach, dopóty ludzie na nowo nie zakochają się w jazzie i nadal będzie on traktowany w grach jako zło konieczne. A bardzo byśmy tego nie chcieli. Bowiem nie ma współczesnej muzyki bez kojącego jazzu.

PS. Jeśli komuś naprawdę brakuje połączenia gier i jazzu, to mogę polecić liczne albumy z coverami soundtracków znanych gier, które w pewien sposób mogą ten niedosyt zaspokoić. To np. Chronology: A Jazz Tribute to Chrono Trigger od niezawodnej społeczności OcRemix, kolekcję BRA☆BRA Final Fantasy Brass de Bravo, a także Gyakuten Meets Jazz Soul. Zapraszam do słuchania i do dzielenia się swoimi znaleziskami.

Czytaj więcej:

Zastępca Redaktora Naczelnego

Paweł Dembowski

Gra w gry odkąd pamięta, pisze o nich również kawał czasu. Uzależnienie jak nic. Jednak nie może powiedzieć, żeby kiedykolwiek czegokolwiek żałował. Poza tym dziennikarz z pasji i powołania.