Przyznam szczerze, że dość długo zbierałem się do napisania tej recenzji, roztrząsając w myślach dylematy (czy mam do czynienia z czymś wtórnym?), dotyczące tego albumu. Muzyką do Dear Esther zajęła się Jessica Curry, dla której był to pierwszy poważny projekt oraz debiutancka praca, jeżeli chodzi o branżę muzyczną do gier wideo. Autorka muzyki postarała się z całych sił oddać atmosferę panująca w świecie gry, biorąc również pod uwagę gusta słuchaczy zainteresowanych wyłącznie albumem.
W Dear Esther wcielamy się w postać bezimiennego bohatera, którym poruszamy się po bezludnej wyspie bez żadnego określonego celu. Wskazówkami w naszej podroży są tylko listy pozostawione przez rybaka dla ukochanej. Podczas podróży towarzyszą nam dźwięki natury oraz muzyka o charakterze ilustracyjnym, w której dominują dźwięki fortepianu (Twenty One), skrzypiec (Remember – Esther) oraz wiolonczeli (Golden Ratio). Jessica Curry pisząc muzykę inspirowała się głównie twórczością Thomasa Newmana, Jana Sebastiana Bacha oraz zespołu Radiohead.
Wpłynęło to na nastrój albumu, dający poczucie emocjonalnej intensywności (Standing Stones) oraz bogactwo brzmienia (This Godforsaken Aerial) i tonu. Melancholia, która wylewa się z każdego utworu, w żaden sposób nie przeszkadza w odbiorze płyty – wręcz przeciwnie. Dzięki temu nasza muzyczna podroż z Dear Esther jest jeszcze bardziej intensywna, a czasami osobista w odbiorze.
Wokal artystki dodatkowo podkreślił nostalgiczną, a czasem ponurą atmosferę.
W nagrywaniu muzyki do Dear Esther brała udział wokalistka Clara Sanbras, która zaśpiewała w utworach Always Hebridean Mix oraz On The Motorway. Wokal artystki dodatkowo podkreślił nostalgiczną, a czasem ponurą atmosferę, jaka panuje w albumie. Jak już wcześniej wspomniałem, opisywana przeze mnie muzyka odgrywa rolę ilustracyjną – to ona wypełnia pejzaże wyspy. Czy w tym wypadku można mówić o czymś oryginalnym, nigdzie wcześniej niespotkanym? W pewnym sensie tak, ponieważ Jessica Curry starała się nie powielać schematów, a wręcz je łamać. Niestety w pewnych miejscach nie udało się jej tego uniknąć, ale mimo wszystko nie jest to na tyle rażące, by kompozytorkę uznać za osobę kopiującą czyjąś twórczość.
Muzyka z Dear Esther nie tylko zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, ale również po raz kolejny udowodniła, że branża muzyczna do gier wideo potrafi zaskoczyć w najmniej spodziewanym momencie. Cieszy mnie fakt, iż coraz częściej staję się świadkiem premier wydawnictw, które małym kosztem produkcyjnym potrafią na siebie zwrócić uwagę, spychając na dalszy plan markowe tytuły.
Jessica Curry moim skromnym zdaniem nie tylko udowodniła, że jest bogatą wewnętrznie artystką, ale również nietuzinkową osobą o zacięciu kompozytorskim. Czekam z niecierpliwością na kolejną produkcję autorki albumu Dear Esther, który serdecznie polecam – szczególnie osobom szukającym ukojenia w dźwiękach fortepianu, skrzypiec oraz wiolonczeli.