Kiedy w 1966 roku Ennio Morricone skomponował główny motyw spaghetti westernu „Dobry, Zły, Brzydki” w reżyserii Sergio Leone, wyznaczył nim zupełnie nowy kierunek brzmienia filmów o Dzikim Zachodzie.
Brzmienie Dzikiego Zachodu jest tak charakterystyczne i tak sugestywnie zarysowane.
Cały soundtrack jest zresztą do dziś uważany za jeden z najlepszych i najbardziej inspirujących w historii kinematografii. Jako że film był produkcją raczej budżetową, Morricone nie mógł sobie pozwolić na wielką orkiestrę w stylu westernowych klasyków Johna Forda – postawił więc na gwizdy, drumlę (charakterystyczny instrument szarpany), trąbki i gitarę Fender.
I to właśnie ścieżką wydeptaną kilka dekad wcześniej przez Morricone podążył kompozytor Desperados 3 – Filippo Beck Peccoz – dość często zaglądając w boczne rewiry. Jak sam zaznaczył, chciał zrobić coś świeżego i modernistycznego, ale jednocześnie brzmienie Dzikiego Zachodu jest tak charakterystyczne i tak sugestywnie zarysowane przez Morricone, że nie mógł nie wzorować się na westernowych standardach.
Świat kowbojów w Desperados 3 nie ma w sobie jednak niczego z monotonii dzikich stepów i prerii – suche miasteczka po pewnym czasie zamieniają się w miasta jazzu i ragtime’u, a puste prerie kwitną w dżungle etno i syntezatorów. Tak samo dzieje się z muzyką, która jest tu bardzo elastyczna – zmienia swój charakter, instrumenty i rytm. Dlatego soundtrack trwa ponad 2,5 godziny, składa się z trzech części i zawiera 75 utworów.
To całkiem sporo, ale mimo że materiał ma różne kolory i tekstury, to wszystko jest zszyte ze sobą bez naciągania muzycznych “tkanin” na siłę. Funkcję takiej nitki, która umacnia szwy, pełni na przykład lejtmotyw, który z głównego motywu gry jest później zapożyczany w A Card Full Of Gunpowder czy Feels Like Yesterday.
A jak bardzo różnorodny jest materiał, tak różne są instrumenty. Mamy tu klasyczny westernowy hurdy-gurdy, a jednocześnie syntezatory i ambientową elektronikę. Są skrzypce, gitara akustyczna i elektryczna oraz bas i kontrabas. Jest pianino i cymbały. Jest harmonijka, trąbka, kornet, saksofon, klarnet basowy i flet altowy.
Filippo Peccoz zadbał o to, żeby jego kompozycje ożyły w rękach prawdziwych wirtuozów. Dlatego partie skrzypiec i altówki wykonał Sebastian Fillenberg, niemiecki autor muzyki filmowej do ponad dwudziestu produkcji. Przy pianinie usiadł Giuseppe Spanò, włoski keyboardzista i pianista. Na trąbce i kornecie zagrał jazzman, Matthias Lindermayr. Z kolei instrumenty dęte drewniane trafiły w ręce innego jazzmana, Ulricha Wangenheima.
Filippo Peccoz zadbał o to, żeby jego kompozycje ożyły w rękach prawdziwych wirtuozów.
Peccoz czerpie inspiracje nie tylko z Morricone i westernowych standardów. W zależności od potrzeby sięga po ragtime z przełomu XIX i XX wieku w stylu Scotta Joplina. Innym razem puszcza oko do jazzu lat 50., korzysta z pogłosowych gitar rocka lat 70., gdzieniegdzie dosypuje rytmy południowego latino i wszystko skleja ze sobą nowoczesną elektroniką. Recytuje XX wiek w muzyce na wyrywki, z których składa doskonały klimat i melodie.
W kategorii muzyki w grach zaryzykowałbym nawet określenie tego soundtracku małym arcydziełem. To album, który nawet odklejony od kontekstu gry wciąż jest po prostu tak kunsztowny i melodyjnie wyrafinowany, że niezależnie od wszystkiego pozostaje sobą – ogromną dawką zróżnicowanej muzyki na najwyższym poziomie.