Destiny przenosi nas w czasie do złotej ery, gdzie ludzkość zaczyna osiedlać się na poszczególnych planetach naszego układu słonecznego. Rozkwit cywilizacji nie trwa jednak długo. Przerywa go najazd obcych. Ci którzy przeżyli, znajdują schronienie w mieście zbudowanym pod statkiem kosmicznym „Podróżnik” (The Traveler).
Długo wyczekiwana gra Destiny miała zaoferować nam to, na co czekaliśmy od lat. Obiecywano nam wszechświat, do którego będzie się chciało uciekać od codzienności. Jednak w ostatecznym rozrachunku nowa produkcja studia Bungie Software nie zaskoczyła graczy niczym nowym. Pomimo nieprzychylnych recenzji zdobyła swoich zwolenników. Oprawa muzyczna przygotowana została przez Marty’ego O’Donnella i Mike’a Salvatoriego, autorów muzyki do Halo, oraz Sir Paula McCartneya, byłego członka zespołu The Beatles.
Prace nad kompozycjami trwały blisko dwa lata.
Na pewno zastanawiacie się, jak to odbiło się na ścieżce dźwiękowej do Destiny, wokół której było tak głośno za sprawą odsunięcia od projektu z roli głównego kompozytora Marty’ego O’Donnella. Prace nad kompozycjami trwały blisko dwa lata, a pierwsze z nich powstały jeszcze zanim rozpoczęto projekt, a gra była tylko zarysem fabuły. Dzięki temu odejście z projektu Marty’ego O’Donnella nie przedłużyło produkcji Destiny, ponieważ muzyka do gry była już właściwie gotowa.
Słuchając ścieżki dźwiękowej do Destiny, można odnieść wrażenie, że „gdzieś już to słyszeliśmy”. Kompozycje przywodzą na myśl inne produkcje sci-fi, takie jak Star Trek, Gwiezdne Wojny, The Dig, Mass Effect oraz Star Ocean. Muzyka została w całości nagrana przez orkiestrę symfoniczną z elementami muzyki elektronicznej. Jak zaznaczył Sir Paul McCartney w trakcie sesji nagrań orkiestry w Abbey Road – jego nadrzędnym celem było wesprzeć projekt od strony kreatywnej, by muzyka była odbierana jako coś więcej niż tylko trywialne tło dla fabuły, być może nieistotne dla graczy. Były basista The Beatles nagrał specjalnie dla Destiny nawet piosenkę Hope for the Future, która jednak nie została przyjęta z entuzjazmem i doczekała się amatorskiej aranżacji.
Podczas pierwszego spotkania z nim dałem mu parę ciekawych pomysłów na realizację muzyki interaktywnej – mówi O’Donnell – i porównałem ją do tego, jak w albumie Revolver w utworze Tomorrow Never Knows użył maszyn do pętli. – Martin O’Donnell
Mimo entuzjazmu samego autora, zastanawiam się, czy ścieżka do Destiny jest równie dobra jak poprzednie dzieła Marty’ego O’Donnella? Niestety muzyce Destiny brakuje melodyjności, czegoś przy czym moglibyśmy zatrzymać się na dłużej. Dla przykładu mamy temat główny (The Traveler) przewijający się niejednokrotnie podczas odsłuchu, jednak nie jest na tyle powalający jak pozostałe prace Marty’ego O’Donnella.
Jak przystało na każdego rasowego shootera, także i tutaj nie mogło zabraknąć energicznych tematów muzycznych. Praktycznie cały czas towarzyszą nam przeróżne wariacje bitewne wykonane przez orkiestrę symfoniczną (Eye of the Gate Lord, The Last Array), albo okraszone dodatkowo elektroniką (Temple of Crota, The Fallen), które może i dają kopa podczas kampanii w grze, ale na dłuższą metę są męczące dla słuchu. Minimalnym atutem albumu są kompozycje obrazujące środowisko odległych planet oraz przestrzeni w kosmosie. Słuchając Excerpt from the Ruin lub Exclusion Zone, przed oczyma maluje się różnorodny krajobraz odległej fauny. Najczęściej są to aksamitne melodie z odgłosami damskiego chóru. Warto również wypomnieć jeszcze o The Great Unknown (wstawka z dryfującym statkiem kosmicznym), który wybija się na tle całej produkcji dzięki delikatności chóru i przedstawienia odległej przestrzeni kosmosu. W ogólnym rozrachunku utwór przedstawia wizje tego, jak mógłby wyglądać cały album.
Soundtrack z Destiny jest jak najbardziej godny polecenia dla osób lubujących się w klimatach sci-fi.
Muzyka do Destiny, choć nie powala, z pewnością nie jest niezauważalna. To dzięki niej nasza podróż przez galaktykę sprawia, że nadal chcemy uczestniczyć w przygodzie, albo zatrzymać się choć na chwilę i posłuchać dźwięków kosmosu. Ostatecznie może nie mamy do czynienia z odtwórczą pracą Marty’ego O’Donnella, Mike’a Salvatoriego oraz reszty załogi, którzy, wydawać by się mogło, wypalili się podczas tworzenia muzyki do serii Halo. Niemniej jednak brakuje w niej powiewu świeżości. Przydałyby się bardziej śmiałe pomysły z instrumentarium – czegoś, co przykułoby bardziej moją uwagę i utkwiło mi w pamięci. Soundtrack z Destiny jest jak najbardziej godny polecenia dla osób lubujących się w klimatach sci-fi z dużym naciskiem na orkiestrę symfoniczną.