Kiedy Nintendo Wii pojawiło się na półkach sklepowych, w zasadzie nikt nie wiedział, czego się spodziewać po nowej konsoli. Może poza jednym: że nowa zabawka Nintendo nie ma szans w technologicznej walce z PlayStation 3 i Xbox 360. Owszem, Wii swoimi bebechami mogło dorównywać najwyżej PlayStation 2, jednak niska cena, prosta budowa i niebanalne gry sprawiły, że konsolka zaskarbiła sobie serca milionów graczy na całym świecie. Początek przygody z Wii u każdego wyglądał inaczej: niektórzy ogrywali na premierę The Legend of Zelda: Twillight Princess, inni raczyli się Rayman Raving Rabbids, a jeszcze inni posilili się mięsistym Red Steel. W Europie, czy tego chcieliśmy, czy nie, pierwsze kroki stawialiśmy w dodawanej do każdej konsoli grze Wii Sports, w której bohaterami były stworzone przez nas awatary zwane Mii. Wierzcie lub nie, ale nasze małe alter ego towarzyszą nam już od 15 lat.
Gry, w których Mii odgrywają główne role, są fenomenem na skalę światową.
Nie będzie żadną przesadą jeśli powiem, że gry, w których Mii odgrywają główne role, są fenomenem na skalę światową. Nie mówię tu o wynikach sprzedażowych, ale raczej o ich rozpoznawalność zarówno wśród fanów gier Nintendo, jak i osób, które Wii nigdy nie miały. Istnieje mnóstwo gier, które gracze w mig rozpoznają, nawet jeśli w nie nie grali. Wystarczy do tego niewielki element, taki jak charakterystyczny wygląd głównej postaci (np. Duke Nukem) albo jakaś scenka, która osiągnęła rangę mema (np. strażnik ze Skyrim, który żali się na strzałę w kolanie). Gry z Mii nie są tutaj wyjątkiem — co stanowi ich znak rozpoznawczy, to awatary oraz muzyka.
Postawię taką odważną tezę, że wśród Was są osoby, które chociaż raz w życiu usłyszały melodię z Mii Channel, czyli znanego z Wii edytora ludków. Prosta, relaksująca i bardzo łatwo wpadająca melodyjka złożona z zaledwie kilku instrumentów, która dosłownie wżyna się w mózg. I jak się okazuje, jest również uniwersalna. Nie zliczę, ile razy ta melodia przewinęła się przez filmy co bardziej znanych youtuberów, gdzie posłużyła za tło. Nie mówiąc już o licznych przeróbkach, coverach, remiksach itp. Ba, mnie samemu wielokrotnie zdarzyło się ją zanucić i to w najmniej oczekiwanych momentach.
Melodia z Mii Channel to dopiero początek. Bowiem każda kolejna gra z Mii-ludkami posiada przynajmniej jeden utwór, z którym jest kojarzona i wielokrotnie przywoływana w materiałach internetowych twórców. We wspomnianym wcześniej Wii Sports jest to motyw główny, który ostatnio można było usłyszeć na początku jednego z filmików icescreamsandwitch. W Wii Play ciepło wspominany jest motyw główny, a także utwór grany podczas gry w Tanks. W przypadku Wii Sports Resort ciężko wybrać ulubioną melodię, ale osobiście swój głos oddałbym na tę graną podczas przelotu samolotem nad Wuhu Island. To, co łączy wszystkie te melodie, to prostota. Nie są one zorkiestrowane, nie próbowano robić z nich dzieła na miarę holywoodzkich filmów. A mimo to są znane, lubiane i kojarzą się jednoznaczne z konkretną marką.
Mii pierwotnie powstały jako cyfrowe alter ego gracza w przeznaczonych do tego grach Nintendo. Jednak z czasem zaczęły pojawiać się w innych seriach, jak np. Mario Kart, WarioWare: Smooth Moves, Mario & Sonic at the Olympic Games, Mario Party, czy Animal Crossing. Mii-ludki opanowały także kolejne konsole Nintendo: 3DS, Wii U oraz Switch. Dobrze, że Nintendo nie porzuciło tego pomysłu i dalej go rozwija. Jednak fanom trochę brakowało gier nawiązujących bezpośrednio do uniwersum ludzików Mii (Miiverse?). Chodziło o to, aby awatary znowu stały się głównymi postaciami, a nie tylko miłym dodatkiem do innych tytułów. Wydany na 3DS Tomodachi Life był całkiem udanym powrotem do tego konceptu, zaś wypuszczona najpierw na 3DS, a potem w zremasterowanej wersji na Switch Miitopia w moim przekonaniu całkiem sprawnie ją rozwinęła.
Każda kolejna gra z Mii-ludkami posiada przynajmniej jeden utwór, z którym jest szczególnie kojarzona.
Że niby jest to „popierdółka”, którą włącza się tylko na chwilę? Być może. Ale też nikt nigdy nie mówił, że to będzie RPG pełną gębą na miarę Mass Effect czy Obliviona. Wręcz przeciwnie — w Miitopia epicka opowieść o ratowaniu świata jest tylko pretekstem. Tu przede wszystkim postawiono na kreatywność, relacje między postaciami i niewymuszony humor. A wszystkiemu towarzyszy muzyka autorstwa Toshiyukiego Sudo, Shinjiego Ushirody, Yumi Takahashi oraz Megumi Inoue. Przyznaję, znacząco różni się od niemalże minimalistycznych melodii np. z Wii Sports, ale też trzeba pamiętać, że jest to pełnoprawna gra, a nie zbiór minigier. Plus soundtrack zachował w sobie cechy charakterystyczne dla muzyki z pierwszych gier z Mii — prostota oraz to, że łatwo wpada w ucho. Szczególnie motywy bitewne. W moim odczuciu Mii otrzymały grę, na którą od dawna zasługiwały. Ale liczę również na to, że to nie jest ostatnie słowo Nintendo.