Odkąd pamiętam, zawsze przerażały mnie filmy grozy, a szczególnie ścieżki dźwiękowe, które później nie pozwalały mi zasnąć. Z biegiem czasu zrozumiałem, czego tak naprawdę się bałem, a co więcej – dostrzegłem zalety takiej muzyki. Często nie jesteśmy świadomi pracy, jaką musiał wykonać kompozytor, by skomponować utwory melodyjne, a zarazem budujące nastrój zbliżającego się niebezpieczeństwa.
Wątek fabularny gry oraz sam świat przedstawiony potrzebowały odpowiednich dźwięków.
Wiele się mówi o wyczerpaniu pomysłów na gry o tematyce żywych trupów i opanowanych przez nich miastach. Pomimo tego studio deweloperskie Techland postanowiło podjąć wyzwanie i odświeżyć nieco temat zombie. Akcja gry Dying Light przenosi nas w sam środek skażonego wirusem miasta Harran, gdzie jako agent pod przykryciem na usługach Globalnego Raportu Epidemiologicznego stajemy się świadkami niewytłumaczalnych dla nas zdarzeń, które zagrażają całej ludzkości. Wątek fabularny gry oraz sam świat przedstawiony potrzebowały odpowiednich dźwięków, abyśmy mogli wczuć się jeszcze lepiej w rolę, a co więcej – poczuć atmosferę czasem nieuniknionej, czyhającej za rogiem śmierci. Problem w tym, jak bardziej można zbudować nastrój grozy, gdy wiemy, że sam temat w większym stopniu został już wyeksploatowany?
Przed tym wyzwaniem stanął Paweł Błaszczak, który mógłby śmiało pretendować do miana znawcy dźwięków potrafiących przerazić nawet samego umarlaka. Niemniej jednak, komponując muzykę do Dying Light twórca postawił nie na budowanie suspensu, lecz na melodyjność (Horizon) w żaden sposób nie przypominającą jego wcześniejszych produkcji, w tym głównie marki Dead Island. Wspomniana melodyjność oraz dynamiczne tempo rozgrywki wynikają ze sposobu poruszania się postacią po mieście – nasz bohater bowiem uprawia efektowny parkour. Do podkreślenia dynamiki biegu (Runaway) oraz samego otoczenia, po którym śmigamy w dzień, Paweł Błaszczak wyeksponował ruch bogatymi, długimi dźwiękami powstałymi z różnorodnych syntezatorów, upiększając je dodatkowym instrumentarium lub chrapliwym męskim bliskowschodnim wokalem (Harran, Passage).
Największym atutem ścieżki dźwiękowej z Dying Light jest jej niezależność – nie można jej przypisać do żadnego nurtu. Niekiedy przypomina klimatem filmy w reżyserii Johna Carpentera (Atak na posterunek 13, Halloween, Mgła) lub pozostałe ekranizacje grozy z lat 80. – te o tematyce zombie (George A. Romero), ale w dalszym ciągu mamy do czynienia z czymś zupełnie nowym. Kolejnym kluczowym elementem gry Dying Light pod kątem udźwiękowienia jest różnorodność oraz jakość utworów o charakterze sonicznym podkreślających ruch (In The Cage). W blasku dnia kompozycje pełnią rolę towarzysza, który ujawnia się pod postacią żywiołowych melodii, napędzających nas do wykonania niezliczonych ruchów bohaterem. Jednak wszystko się zmienia po zapadnięciu zmroku, gdy następuje metamorfoza otoczenia, a szczególnie wszechogarniającej nas ciszy, która trwa tylko do momentu, kiedy żywe trupy zainteresują się nami. Wówczas utwory nabierają innego charakteru, ustępując miejsca dynamicznym motywom (Now They Are Coming, Destination).
Muzyka jest nie tylko zjawiskowa, ale bardzo wpada w ucho.
Atrakcją i wizytówką ścieżki dźwiękowej z Dying Light jest użyte przez Pawła Błaszczaka instrumentarium, które wykorzystał do zbudowania atmosfery towarzyszącej akcjom. Wszelkiej maści syntezatory odegrały najistotniejszą rolę (For The Greater Good), budując dźwiękami architekturę miasta Harran, przez co jesteśmy w stanie wyczuć jeszcze lepiej otaczającą nas przestrzeń. To między innymi dzięki nim kompozytor napisał melodyjny temat główny (Horizon), który niejednokrotnie będzie się przewijać w trakcie odsłuchu albumu. Oprócz tego w tle niejeden raz usłyszymy melodramatyczne dźwięki klawiszy fortepianu (Revival), szarpane czasem w niechlujny sposób skrzypce (Choices And Decisions) oraz riffy gitarowe idealnie kontrastujące z odgłosami silnych brzmień bębnów.
Pomimo tego, że odsłuchałem prace wielu specjalistów w dziedzinie komponowania ścieżek dźwiękowych do filmów oraz gier o tematyce grozy, nie mam już żadnych wątpliwości co do muzyki z Dying Light. Za każdym razem, kiedy odsłuchuję płytę coraz bardziej doceniam pracę, jaką wykonał Paweł Błaszczak. Prawdopodobnie mamy do czynienia z najlepszym dziełem kompozytora. Muzyka jest nie tylko zjawiskowa, ale bardzo wpada w ucho, poza tym czuć ducha gier oraz filmów z końca lat osiemdziesiątych, co dodaje smaku melodyjnym utworom. Być może ścieżka dźwiękowa nie jest bogata pod kątem użytych instrumentów, ale za to ma do zaoferowania słuchaczowi wiele innych ciekawych aspektów w postaci wspomnianej melodii. Dużym plusem jest dobór oraz ułożenie kompozycji na albumie. Niemniej jednak brakuje mi piosenki, która nie tylko mogłaby podkreślić fabułę gry, ale również pod kątem marketingowym wypromować Dying Light. Paweł Błaszczak wysoko podniósł poprzeczkę kolegom po fachu. Czekam z niecierpliwością na kolejne prace artysty, a tymczasem zachęcam do zakupienia albumu – mamy do czynienia z historycznym wydarzeniem w branży muzycznej na arenie międzynarodowej.