I wtedy włożyłem dyskietkę do konsoli i przeniosłem się w czasie do retro-pikselowego świata Eastward. Jest tu sporo popkultury lat 80. i 90. z korzeniami na Dalekim Wschodzie, trochę anime (czy chińskiego odpowiednika, donghua) i uproszczonej, 8-bitowej muzyki. Ta kultura i Eastward, stworzony przez szanghajskie studio Pixpil, mają wspólne pochodzenie. Jest tu też odrobina The Last of Us, głęboko pod powierzchnią. Dosłownie. Opowieść podąża za Sam i Johnem, którzy żyją razem pod ziemią w postapokaliptycznej kopalnianej społeczności i próbują przedostać się do zewnętrznego świata, który został skażony.
Eastward nie polega tylko na nostalgii.
Pixel art nigdy nie stracił swojej grupy fanów, ale w ostatnich latach stał się w pewnym sensie trendem z grami takimi jak Children Of Morta, Dead Cells czy wydanym kilka miesięcy temu Final Fantasy Pixel Remaster. Dla miłośników 16-bitowych gier to jak wspominanie starych, dobrych czasów świata mozaikowych gier wideo zbudowanych z małych kwadratów i uproszczonego dźwięku, a przede wszystkim do świata ich wczesnej młodości. Joel Corelitz, kompozytor do gry Eastward, żeby uchwycić retro wygląd, poszedł w retro dźwięk. Jednak, jak zaznaczył w wywiadzie dla wydawcy gry, Chucklefish, „chciał rozrzucić te inspiracje dookoła, bo Eastward nie polega tylko na nostalgii”. Tak więc chiptune wskakuje i wyskakuje, i jest idealnie zszyty z nowoczesnym brzmieniem jak pojedyncza nić w materiale. Przynosi echo nostalgii, przebłyski dawnych czasów, ale koniec końców Eastward to znacznie więcej.
Mamy tu ponad 70 utworów. Głównie krótkich, z soczystymi motywami wyciśniętymi jak sok z pomarańczy. Taka liczba wynika po części z podejścia Corelitza do opisywania pojedynczych bohaterów i miejsc ich własnymi kawałkami. To przypomina mi, jak współtworzył muzykę do Death Stranding, kiedy razem z głównym kompozytorem poszli do sklepu dla majsterkowiczów i grali tam na narzędziach, szukając organicznego, ale unikalnego dźwięku. To zupełnie inne akcesoria i gatunki muzyczne, ale zarówno wtedy, jak i teraz chodziło o stworzenie funkcjonalnej muzyki, która mogła być generowana przez cokolwiek, byle tylko niosła ten nastrój i wspierała opowieść. Wydaje się, jakby właśnie stamtąd pochodził chiptune.
Corelitz stworzył utwory zdecydowanie kojarzone z dawnymi grami wideo (kawałki jak School, Battle czy Heretic Frypan). Ale tutaj pojawia się druga strona, o której wspomniałem wcześniej. Podczas gdy chiptune’owe brzmienie jest szorstkie, zachłanne i bezpośrednie, wciąż będąc wąskie, pojawiają się tu współczesne instrumenty elektroniczne, które otwierają lekką, łagodną przestrzeń muzyki Lo-Fi (słychać to w Tale, Night czy enigmatycznym Relax). Kiedy indziej robi się bardzo masywnie i świeżo (Dark, Silent Mist czy Legacy). A jeszcze gdzie indziej Eastward ubiera się w kilka momentów rodem z funku lat 80. (Johnny’s, Monkollywood czy pianino w City Night). Funk bazuje na rytmie, więc mówiąc o zabawie rytmami, Corolitz raz płynie na długich pasażach typowych dla ambientu, żeby za chwilę pójść w skoczne krótkie nuty albo przekazuje prowadzenie perkusji (Saka No Machi jest dobrym przykładem zabawy rytmem). Korzysta z różnych stylów i łączy je pod etykietą oldschoolowej muzyki.
Joel Corelitz idzie tym samym lasem retro muzyki co dawni mistrzowie.
Wśród instrumentów wyróżnia się pianino elektryczne. Wydaje się być tutaj mostem między starym a nowym brzmieniem. Jest retro-melancholijne (Greenberg, Confession, Peak), ale jego okrągły dźwięk pozostaje współczesny. Zwłaszcza jeśli pomyślimy o tym, jak wiele nowoczesna muzyka zapożycza teraz z lat 80. Pewnego razu była sobie The Legend Of Zelda, Donkey Kong, a cała muzyka do gier kiełkowała. Joel Corelitz idzie tym samym lasem retro muzyki co dawni mistrzowie i mija te same drzewa, ale trzymając w rękach mapę z przeszłości, wytycza nowe ścieżki.