Przełom lat 90. i 2000 można uznać za złoty okres gier jRPG. To wtedy bowiem światło dzienne ujrzały największe tytuły, które do dziś fani gatunku wspominają bardzo ciepło, nierzadko ze łzami w oczach.
Warto jednak w tym momencie zwrócić uwagę na jedną rzecz: podczas gdy konsole stacjonarne obfitowały w prawdziwe perełki: Final Fantasy IX, Chrono Cross, Xenogears, Vagrant Story i wiele innych, handheldy zdawały się stać pod tym względem daleko w tyle za swoim starszym rodzeństwem. Trudno powiedzieć, dlaczego tak było.
Game Boy i Game Boy Advance były bardzo popularne w kraju nad Wisłą.
Czy to przez to, że generalnie konsolkom przenośnym nie poświęcano wystarczająco dużej uwagi co konsolom stacjonarnym, czy może dlatego, że małe konsolki posiadały ograniczenia, przez co zaprojektowanie nań dużych, ambitnych gier graniczyło z cudem?
Jakikolwiek byłby tego powód, faktem jest to, że nie jestem w stanie tu i teraz wymienić jRPG-i, które ukazały się w tym okresie na konsole przenośne i które byłyby warte zachodu, choć jestem święcie przekonany o tym, że takie gry na pewno istnieją. No, może poza jednym, wyjątkowo chlubnym wyjątkiem.
Po raz pierwszy o Golden Sun przeczytałem w naszym rodzimym Game Boy Magazyn. Ktoś pamięta, co to za twór? Właścicielem pisma był wydawca magazynu Neo, później znanego jako Neo Plus. To były te piękne czasy, kiedy pisma o grach przeżywały w Polsce rozkwit i z czasem zaczęły powstawać również periodyki dedykowane konkretnym platformom. Mieliśmy miesięcznik o PlayStation, więc dlaczego by nie o Game Boyu? Zwłaszcza że Game Boy i Game Boy Advance były bardzo popularne w kraju nad Wisłą.
Wracając do rzeczy. Golden Sun ukazał się na łamach Game Boy Magazyn dwa razy: najpierw była zapowiedź okraszona pięknymi screenshootami, a dwa numery później ukazała się recenzja. Do dzisiaj nie znam autora tekstu, ale na pewno nie mylił się pisząc, że Golden Sun „obok Tony Hawka i Advance Wars to najlepsza gra na Game Boya Advance”. Zasłużona nota 9/10.
Pamiętam, kiedy sam dorwałem Golden Sun w swoje małe rączki. Game Boy Advance mimo drobnych rozmiarów był potężną maszyną, na której ekranie zdolni twórcy gier potrafili zdziałać cuda. Golden Sun było jedną z tych gier, które wyciskały z podzespołów kieszonsolki ostatnie soki. Gra była ogromna pod kątem rozmiaru świata, uginała się pod ciężarem fabuły, której nie powstydziłby się żaden „duży” jRPG, a także przyjemna dla oka – tu warto wspomnieć o wysokiej jakości sprite’ów i tekstur odwiedzanych przez graczy miejscówek, a także animacje podczas starć oraz innowacyjny i jednocześnie intuicyjny system walki. Aż trudno było uwierzyć, że taka gra ukazała się na konsoli, którą można było zabrać dosłownie wszędzie. No i jest jeszcze jeden najważniejszy aspekt tej produkcji – soundtrack to coś, co na długo zapada w naszą pamięć.
Golden Sun obok Tony Hawka i Advance Wars to najlepsza gra na Game Boya Advance.
Autorem soundtracku jest człowiek, który spędził z grami jRPG połowę swojego życia i jeden dzień dłużej – Motoi Sakuraba. Jego wcześniejsze prace znane były głównie w Japonii, a zachodni gracze poznali go przy okazji premier takich gier jak Tales of Phantasia, Star Ocean czy Valkyrie Profile. Praca przy Golden Sun była dla niego pierwszą próbą skomponowania muzyki na przenośnego Game Boya Advance.
O sukcesie tego przedsięwzięcia zadecydował fakt, że Sakuraba jest typem samouka. Zamiast chodzić ścieżkami utartymi przez jego kolegów kompozytorów, samemu próbuje nowych rozwiązań, bawi się dźwiękiem i stylami, aby uzyskać upragniony dźwięk. Gdyby prześledzić całą jego dyskografię gwarantuję, że rzadko można natknąć się na takie soundtracki, które brzmią identycznie. Nowa technologia, jaką oferowała konsola Game Boy Advance, znowu zachęciła Sakurabę do eksperymentowania i wprowadzania innowacji do świata jRPG.
Sakuraba oparł muzykę do Golden Sun przede wszystkim na utworach orkiestralnych, które są słyszalne w najbardziej kluczowych momentach w grze, tj. podczas walki, podróży po mapie świata czy w trakcie przerywników. Aranżacje orkiestralne bazują w głównej mierze na instrumentach smyczkowych, co jest dosyć popularnym zabiegiem wśród osób trudniących się tworzeniem muzyki do gier z gatunku jRPG. Różnica polega na tym, że w swoich utworach Sakuraba wykorzystuje również chór i to w dość niekonwencjonalny sposób – jego rolą nie jest bowiem przygrywać gdzieś w tle, ale wręcz towarzyszyć głównej melodii. Dzięki synchronizacji dźwięków instrumentów smyczkowych i chóru otrzymujemy wręcz epickie brzmienie, po którym poznamy, że mamy do czynienia z grą fantasy pełną gębą. Opisany przeze mnie zabieg można usłyszeć chociażby w motywie przewodnim gry.
Inną cechą charakterystyczną twórczości Sakuraby jest próba wrzucenia do soundtracku danej gry, nad którą pracuje, ukochanego przez niego rocka progresywnego. Nie przepuści żadnej okazji, aby to zrobić, zatem Golden Sun nie był wyjątkiem. Jego miłość do tego gatunku z występującym przez niemal całą grę orkiestralnymi melodiami doprowadziła do powstania takich battle theme jak Isaac’s Theme czy Saturos Theme, które stanowią istną eksplozję symfonicznego rocka progresywnego. Nie wspomnę już o innych pozabitwenych melodiach, jak motyw jednego z lochów Venus Lighthouse, który wbił się w mój mózg na amen. Chyba w życiu żaden dungeon theme nie wywołał u mnie takiego skoku adrenaliny. I to się nazywa sztuka.
Nie można oczywiście zapomnieć o nieco spokojniejszych rytmach. Vale, które dane jest nam usłyszeć na samym początku gry, to typowy przedstawiciel melodii towarzyszących graczowi w tętniącej życiem wiosce, gdzie panuje sielskie życie, a w tle przygrywa lutnia. Innym razem można natrafić na The Elemental Stars, które przypomina nieco Schala’s Theme z Chrono Trigger – tajemnicze, lekko mroczne, z chórem nadającym melodii szczyptę sacrum. Tego typu utwory można uznać za drobne przerywniki pomiędzy kolejnymi uderzeniami symfonicznego rocka progresywnego, jednak w rzeczywistości stanowią nieodłączny element soundtracku – wszak gra jRPG nie składa się tylko z walk i pełnych niebezpieczeństw podróży. To także momenty, w których gracz może odetchnąć i cieszyć się urokami świata, który go otacza. Myślę, że tego typu utwory idealnie spełniają tę rolę.
Ta gra jest nie tylko najlepszą rzeczą, jaka mogła się przytrafić posiadaczom Game Boya Advance.
Motoi Sakuraba stworzył w swojej karierze całe mnóstwo soundtracków do wielu gier. Jednak chyba żadna z nich nie odzwierciedla prawdziwie i w stu procentach stylu Sakuraby tak, jak zrobił to w Golden Sun. Ta gra jest nie tylko najlepszą rzeczą, jaka mogła się przytrafić posiadaczom Game Boya Advance, ale też samemu Sakurabie. Jestem mu wdzięczny za wszystko, co zrobił do tej pory, a już w szczególności za to, że dostarczył najlepszy soundtrack do najlepszej gry na przenośne Nintendo. Tym większa szkoda, że soundtrack do dzisiaj nie został wydany w formie albumu.