Małe arcydzieło. Czasem pośród monumentalnych obrazów znajdujemy drobne płótno, które przytłacza nas swoim przepychem, soczystością i detalem. Skromne w rozmiarze, ale nie w treści, a z każdym spojrzeniem odkrywamy kolejne pociągnięcia pędzla i mimo skrywanej tajemnicy, czujemy, że ją rozumiemy.
Jest miękko, ciepło i subtelnie, ale w najmniejszym stopniu nie monotonnie.
Gris jest dokładnie takim malunkiem. Dwie i pół godziny gry, która wyczerpuje swój pomysł w idealnym momencie, a gameplay, chociaż minimalistyczny, satysfakcjonuje. To nie jest samograj, trzeba tu i ówdzie pokombinować, ale odrobina doświadczenia w platformówkach logicznych wystarczy, by grę przejść bez blokowania się na łamigłówkach. Rzekłbym, że to odpowiedni balans, ponieważ gra zdecydowanie nastawiona jest na eksplorację świata namalowanego.
Gra tak artystyczna jak dzieło Conrada Roseta i Nomada Studio musiała przybrać się w odpowiednią szatę muzyczną. Ponieważ studio powstało w Barcelonie i całą ekipę udało się złożyć z lokalnych artystów, do współpracy zaproszono zespół Berlinist. Szczerze nie wyobrażam sobie Gris z jakimkolwiek innym soundtrackiem. Symbioza jest tak nierozerwalna, że wraz z przepięknymi animacjami miałem w kilku momentach mokre oczy.
Pastelowość to pierwsze, co przychodzi na myśl, jeśli miałbym opisać paletę, jaką zespół stworzył dla gry. Jest miękko, ciepło i subtelnie, ale w najmniejszym stopniu nie monotonnie. Zdarzają się chwile podniosłe, zdarzają się momenty dynamiczne (nienawidzę was za moment z mureną!), wreszcie trafia się kilka solidnych wyciskaczy łez. Zamierzenie unikam wchodzenia w detale jak powstała muzyka i jakich instrumentów możecie się spodziewać. Dość rzec, że mamy mnóstwo organicznych brzmień i część z nich jest kreatywnie przetworzona celem rozmycia barw w przestrzeni.
Gris nie jest przesadnie długim soundtrackiem.
Zanurzmy się w tych dźwiękach. Gris nie jest przesadnie długim soundtrackiem, jednak biorąc pod uwagę fakt, że podczas całej rozgrywki ani przez chwilę nie odczułem powtarzalności, śmiem twierdzić, że w tym przypadku mniej znaczy więcej. Berlinist zdecydowanie uwielbiają swoje delaye i reverby. Ich w większości organiczne instrumentarium jest w mistrzowski sposób rozmywane i odbijane w przestrzeni za pomocą tych efektów. Kreuje to nastrój nie tylko oniryczny, ale też mistyczny i bardzo intymny. Mimo tego nie zabrakło na soundtracku momentów bombastycznych, wzniosłych i dynamicznych. Wśród ulubionych kawałków muszę wymienić Gris, Pt. 1, Perseverance, Tobu, Karasu oraz mojego zdecydowanego faworyta – Unagi.
Nikogo nie powinno zdziwić, że te kompozycje mają największy zakres dynamiczny w całym soundtracku, chociaż na tle reszty muzyki działa to jako bardzo udany kontrast, a też w samych utworach mamy odpowiednio skrojony balans momentów delikatnych i cichszych z tymi puchnącymi od przepychu instrumentów i wokali. Pięknie rozmyte klawisze, rozdzierające przestrzeń dęciaki metalowe, sakralnie brzmiące arpeggia na organach, sporadyczne syntezy przywodzące na myśl Vangelisa, czy gryzące szarpnięcia na smyczkach – wszystko to składa się na eksperymentalne piękno Berlinista. Co prawda wystarczy posłuchać innej ich twórczości, by natychmiast rozpoznać charakterystyczny styl zespołu z Barcelony, ale podobnie jak w przypadku Solar Fields Mirror’s Edge Catalyst, tak i tutaj własny styl jest jedynym, co pasuje do Gris.
Jednym z najważniejszych elementów muzyki Berlinist, zasługującym na osobny akapit, jest wokal. Gemma Gamarra burzy granice między muzyką diegetyczną i niediegetyczną. Eteryczna barwa rozbrzmiewa co i rusz w soundtracku wysoko na częstotliwościowym nieboskłonie, a jej dualistyczna delikatność mocno wybija się na tle reszty barw. Moment zerwania granic między muzyką i sound designem to chwila, w której nasza bohaterka odzyskuje głos, a my otrzymujemy nową moc do przywracania światu Gris kolorów. Od tej chwili częściowo kontrolujemy wokal Gemmy, niejako wpływając na soundtrack, chociaż robimy to w minimalnym stopniu. Rozwiązano to całkiem przyjemnie, ponieważ pula sampli przypisana do tej umiejętności nie jest szczególnie wtórna, a reszta soundtracku zgrabnie przygasa i wraca.
To jeden z tych soundtracków, których należy wysłuchać kilka razy.
Z jednej strony mógłbym się rozpisywać w superlatywach, bo muzyka Berlinist jest pozbawiona wad, z drugiej jednak uważam, że to jeden z tych soundtracków, których należy wysłuchać kilka razy, aby w pełni je docenić. Gris to wycieczka do maleńkiej galerii sztuki w porównaniu do ciągłego przesiadywania w kinach IMAX. Dlatego też polecam serdecznie zarezerwowanie sobie odrobiny czasu wolnego i przejście gry w całości za jednym posiedzeniem, a potem przesłuchanie kilka razy soundtracku. Jest to jeden z najlepszych albumów 2018 i mocny pretendent do walki o nagrodę gamemusic.pl.