Z Hotline Miami jest trochę tak, jak z serią Dark Souls. Cała oprawa audiowizualna, fabuła czy mechaniki zawarte w obu seriach, zanurzone są w gęstym sosie opatrzonym nazwą „śmierć za każdy twój błąd, graczu”.
Miami rodem z lat 80. z karabinem i czyszczeniem pokój po pokoju całych pięter.
O dziwo jednak takie postawienie sprawy nie odstrasza graczy przed zagłębieniem się w fabułę dzieł studia From Software, czy tak jak w naszym omawianym dzisiaj tytule, wpadaniem do klubów bądź biurowców Miami rodem z lat 80. z karabinem i czyszczeniem pokój po pokoju całych pięter z bezlitośnie precyzyjnych niemilców. Jak to jest jednak z tą muzyką do serii studia Devolver Digital – czy ona faktycznie przypomina klimatem lata 80., zgodnie ze stylistyką samej gry?
Na szczęście nie. Gdybyśmy dostali generyczny soundtrack na modłę lat 80., sama gra straciłaby w moich oczach dużo tego, co buduje mroczny, nieco agresywny klimat – niejednoznaczność i różnorodność. Same lata 80. są przecież kopalnią hitów, a także wylęgarnią wszelkiej maści alternatywy (wspomnę tutaj na przykład o grupie Devo). Myślę, że gdy podzielę ogół ścieżek dźwiękowych pierwszej jak i drugiej części na dwie różne grupy, to w jakiś sposób wytłumaczę, o co chodzi z różnorodnością i niejednoznacznością w grach stylizowanych na Miami lat 80.
Pierwsza grupa utworów to stylizowany na lata lakieru do włosów i syntezatorów synthwave – gatunek, którego celem jest naśladowanie brzmienia oraz kompozycji królujących na parkietach utworów tamtych lat. Wszechobecne maszyny perkusyjne Rolanda, głębokie, mięsiste i ciachane równo jak gdyby nożem linie basu, długie, potężne akordy odgrywane na wszelkiej maści syntezatorach, ale przede wszystkim nostalgia wylewająca się z każdej sekundy – tak można po krótce zdefiniować synthwave. Jasnym przykładem tego gatunku z pierwszej odsłony Hotline Miami jest utwór „Miami” od Jasper Byrne’a.
Statyczna, masywnie brzmiąca sekcja rytmiczna z długim, rozwleczonym basem, arpeggio grane na krótkich, dzwonkopodobnych syntezatorach – wszystkie te składniki budują bardzo nostalgiczny klimat, żywcem wyjęty z tamtego okresu. Nieco inny synthwave prezentuje w części drugiej Mitch Murder w numerze „Hollywood Heights”. Utwór jak gdyby wprost wyjęty z jakiejś reklamy telewizyjnej, bądź nagranego na kasecie VHS callaneticsu czy też innego treningu fitness.
Ścieżka dźwiękowa to nie jest tylko i wyłącznie synthwave.
Otwierająca sekcja rytmiczna jest kopią w zasadzie openingu piosenki She’s a Maniac wydanej w 1983 przez Michaela Sambello. Później mamy już zdecydowanie inny klimat, bliższy właśnie filmom treningowym – agresywne, krótkie akordy akcentujące i kwadratowo brzmiący bassline. Druga grupa to elektronika bliższa brzmieniowo współczesnym technikom i barwom, używanym chociażby w trapie czy electro-house (skądinąd oczywiście czerpiących pełnymi garściami z lat 80.) oraz swego rodzaju „mieszanka gatunków” – czyli pojedyncze utwory oderwane od syntetycznego i nieco ramowego Synthwave’u.
Na pewno z części pierwszej gry obroni mnie numer Moon – Hydrogen, gdzie brzmi bardzo podobnie do minimal electro bądź progressive house’u. Słysząc „Hydrogen” od razu miałem skojarzenie z dwoma współcześnie tworzącymi artystami – Deadmau5 (swoją drogą tworzący na syntezatorach z lat 80. większość swoich późniejszych produkcji) oraz niemieckim producentem muzycznym Borisem Brejcha.
Bardzo wkręcające brzmienia, niespieszne rozwinięcia utworów, swoista „wciągająca monotonia”. W drugiej części nieco bardziej współczesną elektronikę (a tym samym ujętą przeze mnie w nieco niszowy sposób) prezentuje bardzo ciekawy utwór od The Green Kingdom – Untitled. Jest to w ciekawy sposób wysamplowany post-rock połączony z elektronicznym ambientem. Brzmi niezwykle ciekawie i diabelsko klimatycznie.
Czuć tutaj sznyt współczesnych metod tworzenia post-rocka, a także wyraźnie umiejętne samplowanie, szczególnie w ambiencie słyszanym za gitarami. Warto wspomnieć o „Guided Meditation”. Utwór ten to taka nowoczesna, okraszona hip-hopowym samplowaniem instrumentów (jak na przykład cała sekcja rytmiczna) wersja jazz-funku. Nałożony filtr trzasków płyty winylowej nadaje klimatu retro. Dalej paletę odmiennych gatunków dopełniają alternatywny rock „Simma Hem” czy z pierwszej części HM, brzmiący mocno alternatywnie, Coconouts – Silver Lights.
W kinematografii jest taka zasada mówiąca o tym, że aby zbudować immersyjny świat, w którym dzieje się akcja filmu, nie powinno się atakować widza samymi super przebojami z danego okresu. Między innymi dlatego tak bardzo wychwalana jest ścieżka dźwiękowa chociażby ze Stranger Things – autorzy postawili na utwory, które mogły być po prostu grane w radiu ramię w ramię z super przebojami pokroju „Thriller” Jacksona czy „Like a Virgin” Madonny. W Hotline Miami na całe szczęście twórcy poszli podobną drogą. Ścieżka dźwiękowa to nie jest tylko i wyłącznie synthwave.
To czyni ścieżki dźwiękowe z pierwszej i drugiej części dużo głębsze.
Postawiono na artystów, którzy dali grze dużo bardziej ciekawe brzmieniowo produkcje niż tylko 4/4 plastikowy bassline i maszynę perkusyjną w tle. To czyni ścieżki dźwiękowe z pierwszej i drugiej części dużo głębsze i bardziej wartościowe muzycznie. W takich oto brudnych i niejednoznacznych muzycznie latach 80. przychodzi nam dokonywać egzekucji w masce świni czy koguta.