W części 4. podzieliłem się z wami książkami i kursami (oraz stronami WWW), którymi warto się zainteresować, jeśli chcecie nauczyć się tworzenia muzyki. W tej części odejdę nieco od samej muzyki i kompozycji, a skupię się na radach dotyczących dobierania sprzętu. W kolejnej zaś zajmiemy się oprogramowaniem.
Jak zwykle będę opierał się tu na moich własnych doświadczeniach.
Zbyt łatwo bowiem jest wpaść w pułapkę kupowania drogich i niepotrzebnych rzeczy, szczególnie kiedy dopiero zaczyna się przygodę z robieniem muzyki. Jak zwykle będę opierał się tu na moich własnych doświadczeniach. Ale, żeby nie było, o pułapce kupowania mówię dlatego, że ja w nią wpadłem, oj wpadłem! I naprawdę nie chcę, abyście powtarzali moje błędy.
W moim przypadku dobór głównej stacji DAW nie był trudny. Zaczynając przygodę z muzyką, pracowałem na Linuksie, a konkretnie na Ubuntu. Pod systemem tym poprzez WINE poprawnie działała tylko jedna stacja DAW: Reaper. Tak, to ten DAW, który można, jak głosi legenda, uruchomić na kalkulatorze szkolnym. Pracowałem na starym laptopie Della (drań działa do dziś, ma 13 lat). Miał on 2 Ghz na dwurdzeniowym procesorze, 2 GB ramu, które w końcu rozszerzyłem do aż 4 GB i magnetyczny dysk twardy o pojemności 250 GB. I dało się pracować. Te doświadczenia nauczyły mnie trochę brutalnej prawdy: każdy, kto mówi Ci, że potrzebujesz 3,6 Ghz na 16-rdzeniowym procesorze i9, 128 GB ramu i 10 terabajtów na dyskach SSD, a bez tego nie powinieneś nawet myśleć o robieniu muzyki, to po prostu człowiek, który musi pochwalić się swoim „sprzętem”.
Zrozum najważniejsze: praktycznie każdy współczesny komputer, nawet ten słabszy, pozwoli zrobić naprawdę dużo. Może będzie to mniej wygodne i nie będzie demonem prędkości, ale muzykę zrobisz. Z biegiem czasu dobrze jest inwestować w lepszą maszynę, ale od czegoś trzeba przecież zacząć.
Kontakt, czyli mój główny sampler (od Native Instruments), działał przez WINE jedynie do wersji 5.3, chcąc nie chcąc musiałem więc przerzucić się na inny system, ale to wiązało się też ze zmianą komputera. Mac to cenowa przesada, więc wybrałem maszynę w postaci poleasingowego komputera Dell. Komputery poleasingowe to świetny wybór dla osób o ograniczonym budżecie — stacje robocze Dell czy HP to porządne maszyny, które wiele zniosą i choć istnieje ryzyko, że taki komputer został już zajechany, to wbrew pozorom nie jest ono za wielkie. Firmy kupują te komputery na 2 lata, a potem odstawiają do firmy leasingującej. Ale i zwykłe komputery, niekoniecznie „stacje robocze”, będą dobrym wyborem. Pracuję na takiej maszynie 4 lata i działa, znajomi pracują znacznie dłużej i ich maszyny też działają. A wychodzi taniej – taki komputer można bowiem kupić w okolicach 1500-2000 złotych.
Z biegiem czasu zacząłem upgrade’ować moją maszynę — dokładając dysk SSD przeznaczony w całości na biblioteki, nową kartę graficzną w celu odciążenia procesora (oprogramowanie potrafi bowiem być dość „fajerwerkowe”), czy obowiązkowe dodatkowe kości pamięci. I wbrew pozorom nie pracuję na niczym przesadnie potężnym. Mój SSD ma tylko 500 GB, CPU ma tylko cztery rdzenie i taktowanie w okolicach 3 GHz, a RAM-u mam tylko 16 GB. I orkiestrale mogę robić lepiej niż na wcześniejszej maszynie. Da się? Da się!
Ale przyznaję, że jestem na takim etapie, gdzie analizuję rynek i powoli szykuję portfel na następny upgrade: 8 rdzeni, kolejny 1 TB na dysku, 64 GB RAM-u. Grafiki nie zmienię, bo jest wystarczająca. Myśli te wynikają nie ze znudzenia dotychczasowym komputerem, ale z obserwacji: zauważam bowiem powoli spadek wydajności RAM-u i CPU, co w połączeniu z nieco większą templatką pod produkcję muzyki momentami uprzykrza życie. Zapewne pod koniec tego roku w moim domu pojawi się nowa maszyna.
Dziś, dobierając sprzęt budżetowy, szukaj procesora minimum 3 GHz z minimum czterema rdzeniami, ale jeśli możesz, wybierz 6 rdzeni. Minimalna ilość RAM-u to 8 GB do prostej muzyki, ale jeśli zdołasz to rozbudować potem do 16 GB, pozwoli Ci to już pracować z orkiestralami (będziesz musiał czyścić pamięć przez odpowiednią funkcję w samplerze, ale da się wytrzymać). 32 GB to taka rozsądna ilość dla tego gatunku muzyki. I koniecznie wybierz dysk SSD — osobny dla systemu operacyjnego i osobny dla bibliotek instrumentów.
Jeśli Twój budżet jest ograniczony, to system postaw na dysku HDD, ale instrumenty przenieś na SSD o minimalnym rozmiarze 500 GB. Ładowanie instrumentów z szybkiego dysku SSD będzie wygodne, a nie będziesz wtedy musiał ładować wszystkiego do pamięci RAM, więc jej mniejsza ilość nie będzie problemem. 4 GB na karcie graficznej w pełni wystarczy, jeśli nie ma to być komputer do grania, a pewnie i mniejsza ilość by wystarczyła. Dedykowana grafika pozwoli odciążyć procesor, który jest potrzebny do przetwarzania efektów (pogłosu, kompresu) czy do samego renderowania gotowej muzyki. I tyle, jeśli chodzi o komputer.
Trzeba jeszcze mieć słuchawki, głośniki, sterowniki MIDI, prawda? Jak się do tego zabrać? Od razu zaznaczę, że tu podaję nazwy kilku marek, z których sam korzystałem. Wolę jednak, abyś nie traktował tego jako główną wytyczną do zakupu — popatrz raczej na sprzęt, z którego ja korzystam, a potem poszukaj czegoś w podobnym przedziale cenowym i kieruj się opiniami oraz recenzjami (moje sprzęty mają już swoje lata, może dziś na rynku jest coś lepszego w podobnej cenie).
Po pierwsze, zwykłe głośniki 2.0 do PC na pewno Ci wystarczą. Szczególnie wtedy, kiedy nie masz odpowiednio przygotowanego pomieszczenia pod pracę z dźwiękiem. Wiadomo, im głośniki lepsze tym… lepiej. Dobre monitory odsłuchowe (czyli takie drogie, porządne głośniki studyjne) to fajna sprawa, ale więcej z ich pomocą osiągniesz, kiedy na ścianach masz panele akustyczne i pułapki basowe w rogach pomieszczenia. Bez tego to po prostu drogie głośniki i znacznie lepiej zainwestować w słuchawki półotwarte, które posłużą Ci zarówno do komponowania, jak i miksowania.
Nikt nie kupuje monitorów studyjnych do oglądania filmów na YouTube. Jeśli nie masz porządnego studia domowego, to wybierz słuchawki, a na co dzień dźwięk niech wydobywa się ze zwykłych głośników komputerowych. Aktualnie nie posiadam dobrej akustyki, dlatego przy komputerze mam dwie sztuki Logitech Z200. I działają! Do pracy z muzyką używam słuchawek półotwartych AKG K240 MK2. Brzmią one wystarczająco dobrze, abym był zadowolony, a kosztowały poniżej 400 złotych. Są to słuchawki półotwarte, to znaczy, że nie odcinają Cię kompletnie od otoczenia. Do komponowania i miksowania wystarczą. Gdybyś chciał nagrywać instrumenty (przez mikrofony) w bardziej profesjonalny sposób, warto wtedy szukać słuchawek zamkniętych.
A jeśli już chcesz kupować monitory odsłuchowe, na początek wybierz coś z dolnej półki cenowej, np. JBL. Ja używałem JBL LSR 305 (w wyniku przeprowadzek w końcu przestały być przydatne z uwagi na brak akustyki, a przez kwestię finansową musiałem je pożegnać). Monitory takie kosztują w okolicach 500 zł — to cena za jeden monitor. Zawsze kupujesz dwa monitory jako dwa osobne produkty. Często musisz do tego dokupić okablowanie, ponieważ kable nie są dołączone do zestawu. No i musisz posiadać interfejs audio, ponieważ takich monitorów nie podepniesz do komputera przez zwykłe gniazdo jack.
Interfejs audio to takie pudło podpinane pod komputer (albo przez USB, albo Thunderbolt), które w gruncie rzeczy jest mocną kartą dźwiękową. Do tego posiada dodatkowe wejścia, dzięki czemu podepniesz urządzenia MIDI, monitory studyjne, profesjonalne mikrofony i tak dalej. Jeśli dopiero zaczynasz, interfejsu prawdopodobnie nawet nie potrzebujesz i wystarczy Ci karta dźwiękowa wbudowana na płycie głównej komputera.
Czasem, w rezultacie braku interfejsu audio, pojawiają się opóźnienia w działaniu oprogramowania muzycznego, ale to często jest też efektem złej konfiguracji oprogramowania. Niektórzy mają po prostu szczęście i ich system operacyjny, oprogramowanie i sterowniki (np. sterownik dźwiękowy Asio4All, który znajdziesz w sieci) po prostu idealnie ze sobą współpracują. Inni mają pecha i połączenie ich oprogramowania generuje same problemy. Kiedy masz problemy z dźwiękiem, najpierw staraj się je rozwiązać na poziomie oprogramowania i sterowników, a dopiero potem próbuj kupić interfejs.
Osobom początkującym polecam interfejs Behringer UCA222. Dostaniemy go za około 100 złotych. To małe pudełko podłączane na USB, posiadające wejście jack 3,5’’ na słuchawki lub głośniki, a także kilka dodatkowych wejść na odsłuch (monitory odsłuchowe). To po prostu lepsza karta graficzna od tej, którą masz na płycie głównej. Osobom, które nie nagrywają instrumentów, taki interfejs w pełni wystarczy na dobry początek.
Innym tematem jest sterownik MIDI. Nie mówię tutaj o żadnych padach do wystukiwania rytmów, ale o klawiaturze fortepianowej MIDI, na której można grać. Większość kompozytorów gra na jakichś instrumentach i jest to bardzo pomocna umiejętność w procesie tworzenia muzyki. Na samym początku, kiedy dopiero się uczysz, zapewne wystarczy Ci wstukiwanie wszystkiego do DAW z pomocą myszy, ale jak już wspomniałem, ucząc się teorii i kompozycji, dobrze jest samodzielnie grać to, co widzisz w książkach i na materiałach wideo. O zakupie klawiszy wspomniałem już w tej serii, a teraz temat ten rozwinę.
Klawiatury MIDI bywają proste i złożone. Te proste mają tylko klawisze do gry, te drugie mają też pokrętła i pady. Ja nie używam tych dodatkowych rzeczy, ale Twoja sytuacja może być zupełnie inna. Kiedy jednak zaczynasz i chcesz po prostu wygrywać melodie i akordy, to wybierz zwykłą klawiaturę fortepianową. A ile klawiszy? Masz do wyboru klawiatury 32, 49, 61, a nawet 88 klawiszy. Im więcej, tym drożej. Ja sam posiadam trzy klawiatury: 61-klawiszową Yamahę, bo lubię grać bez włączania komputera; 32-klawiszowy sterownik mini od M-Audio – bo nie dość, że mobilny, to zawsze mogę go podpiąć do dowolnego komputera – i M-Audio Oxygen 61, który z uwagi na wadę fabryczną wykrytą po okresie gwarancyjnym przestał poprawnie działać, więc leży i czeka, aż dojedzie do mnie Kontrol A49 od Native Instruments.
Klawiatury o liczbie 32 klawiszy nadają się raczej jako sterownik mobilny (do zabrania w podróż) lub jako sterownik dodatkowy. Jako główną klawiaturę powinieneś wybrać między 49 a 61 klawiszami. Prędzej czy później zaczniesz na takich klawiszach grać, a wtedy klawisze pełnowymiarowych rozmiarów będą najlepszym rozwiązaniem. To, czy wybierzesz 49 klawiszy, czy 61, zależy od tego, ile masz miejsca na biurku lub pod nim (albo przy nim), oraz czy potrzebujesz tej dodatkowej oktawy. Każdy sterownik MIDI pozwala przesuwać oktawy w dół lub w górę za pomocą dwóch przycisków, więc brak kilku klawiszy problemem nie jest. A dla kogo są klawiatury pełnowymiarowe, mające 88 klawiszy, czyli tyle, ile prawdziwy fortepian? To proste — dla osób, które naprawdę potrafią grać na fortepianie i/lub pianinie. Hobbyści i nie-fortepianiści raczej nie wykorzystają wszystkich 88 klawiszy. Tutaj też pojawia się jeszcze jedna kwestia.
Zrezygnuj z drogiego interfejsu audio, jeśli nic nie nagrywasz i nie kupuj monitorów odsłuchowych.
Sterowniki MIDI posiadają odpowiednią czułość nacisku, co przekłada się na brzmienie wirtualnych instrumentów i dane zapisywane w DAW. Zwykły człowiek, który nigdy nie grał na fortepianie, nie musi wcale inwestować w profesjonalne sterowniki, które posiadają tak zwane symulowane mechanizmy młoteczkowe (ang. hammer action), a które perfekcyjnie odwzorowują wrażenie gry na prawdziwym fortepianie. Ale pianiści, którzy dobrze grają na prawdziwym instrumencie, z pewnością docenią, jeśli ich sterownik midi będzie bardziej realistyczny pod tym względem. Natomiast każdy sterownik MIDI posiada klawisze czułe na siłę nacisku, przez co możemy wstukiwać nuty do DAW z odpowiednim parametrem „velocity”.
Jeśli chodzi o sprzęt dla początkujących, to by było na tyle. Przy ograniczonym budżecie zawsze zaczynaj tanio, ale raczej idź w jakość, nie ilość. Pewnych rzeczy na początek nie trzeba. Zrezygnuj z drogiego interfejsu audio, jeśli nic nie nagrywasz i nie kupuj monitorów odsłuchowych, jeśli nie masz odpowiedniej akustyki w pomieszczeniu. Lepiej zainwestuj w komputer i dobrej jakości klawiaturę MIDI, a potem w lepsze słuchawki.