Mam słabość do amerykańskich seriali o małych miasteczkach. Tych bardziej obyczajowych, często też przekolorowanych, poruszających rzekomo „trudne” tematy z obowiązkowym happy endem. „Good Witch”, „Northern Exposure”, a nawet „When Calls the Heart” (i tak, gdzieś tu po drodze jest mniej przekolorowana „Doktor Quinn”). To takie produkcje z kategorii „guilty pleasure” i kompletnie się ich nie wstydzę. Mam też słabość do gitarowej muzyki utożsamianej z amerykańskimi terenami wiejskimi.

Tym bardziej ucieszyła mnie wiadomość, iż gra Lake zawitała do Game Passa i mogłem w końcu zagrać. Wiedziałem, że to produkcja o małym amerykańskim miasteczku, ale nie spodziewałem się tak świetnej muzyki. Od razu trzeba powiedzieć, że do gry nie przygotowano oryginalnego soundtracku (nie licząc dwóch utworów). To jedna z tych produkcji, w których pojawia się muzyka na licencji. W przypadku ostatniej Forzy bardzo na to narzekałem, ponieważ tam muzyka nie trafiła w mój gust. Tutaj jest zupełnie inaczej. Mamy dwanaście pozycji — dziesięć na licencji i dwie oryginalne, przygotowane na potrzeby gry.

Lake to przyjemna, relaksująca produkcja, w której żaden gracz nie będzie się spieszył.

Muzykę licencjonowaną samą w sobie dobrano świetnie — to klasyczne, akustyczne brzmienia instrumentów jakby z końcówki lat 80. Podobnie jak gra, utwory opowiadają o miłości, pożegnaniach i domu. Ale same w sobie tylko brzmią jak czas akcji gry, bo są to jednak utwory z tego stulecia, a wręcz ledwo minionego dziesięciolecia. I nie są wcale wybitne. Ich największym atutem jest to, że pasują do produkcji i do tego, co twórcy chcą grą przekazać — prostoty i spokoju, dwóch tak ważnych w pędzącym obecnie do przodu świecie elementów.

Mam olbrzymi szacunek do deweloperów, którzy potrafią w ten sposób wybrać stosowne utwory muzyczne z gąszcza tylu kawałków, które powstają co roku na całym świecie. Poza tym, że kawałki z soundtracku wzmacniają odczucia spokoju towarzyszące grze, nie ma tutaj wiele do opowiadania. Jak zwykle jednym utwory te będą pasować, innym nie. Ja byłem zachwycony. Ale akustyczne brzmienia to nie wszystko.

Muzykę licencjonowaną samą w sobie dobrano świetnie.

Twórcy wspaniale pracują też ciszą. Muzykę słyszymy w odwiedzanych lokalach (barze mlecznym, wypożyczalni kaset VHS), ale też w samochodzie, którym podróżujemy po miasteczku. Kiedy wysiadamy z auta, na muzykę nakładany jest odpowiedni filtr, przez co słyszymy ją jakby dobiegającą z wnętrza pojazdu, przytłumioną, z ograniczonym zakresem częstotliwości, a dźwięk zanika w miarę oddalania się do pojazdu. Odejdź wystarczająco daleko, a muzyki nie będzie żadnej. Tylko cisza, kroki, odgłosy miasteczka. Pełnia spokoju. Ostatnią grą, w której poczułem taki spokój, było Lonely Mountains, gra sportowa, do której w ogóle nie przygotowano muzyki. To kolejna z pozytywnych decyzji twórców.

Cisza w grach – suplement

Lecz nie obyło się bez minusów. Muzyka jest niestety bardzo powtarzalna. Na grę trzeba poświęcić od 5 do 6 godzin, a w tym czasie nie raz i nie dwa usłyszymy ten sam utwór muzyczny. Twórcy są tego świadomi, bo na problem ten zwraca uwagę jeden z dialogów postaci w trakcie gry (utwory grają niejako w miejscowej stacji radiowej, a na ubogość playlisty narzeka sam jej właściciel). Taka Forza Horizon problem ten rozwiązuje, oferując mnogość utworów i mnogość stacji radiowych. Ale Lake to gra o mniejszym budżecie, twórcy nie mogli więc pozwolić sobie na przesadę.

Twórcy wspaniale pracują ciszą.

Dodatkowo dwa oryginalne utwory przygotowane na potrzeby gry już tak świetnie nie brzmią. Nie są złe, ale jednak kontrastują z jakością pozostałych dziesięciu pozycji z soundtracku. Czuć, że to coś innego i brakło jednolitości. Ale to naprawdę niewielki minus. Muszę tu przypomnieć raz jeszcze o mojej recenzji muzyki do Forza Horizon 5. Nie spodobała mi się tamta muzyka na licencji, a sam podkreślałem, jak ważne jest to, aby twórcy trafili w gust odbiorcy z tego typu wybranymi utworami. Lake tylko umacnia tę opinię. Twórcy trafili w moje gusta idealnie.

Lake to przyjemna, relaksująca produkcja, w której żaden gracz nie będzie się spieszył. Spokojne tempo rozgrywki potęguje przyjemna muzyka – to jej najważniejsza rola w tej produkcji: wzmocnić uczucie spokoju. W tym kontekście utwory spisują się świetnie. Soundtrack ten raczej nie zdobędzie żadnej nagrody, ale stanowi przykład świetnych decyzji deweloperów mniejszych gier. I za to trafia na moją listę regularnego odtwarzania.

Czytaj więcej:

Współpracownik

Wojciech Usarzewicz

Od lat 90. interesuje się muzyką do gier, a wśród ulubionych kompozytorów wymienia Ruskaya, Haaba i O’Donnella. Komponuje hobbystycznie i regularnie pracuje ze słowem pisanym.