Life is Strange: True Colors należy do tego typu gier, w których nawet najmniejszy szczegół ma znaczenie. Weźmy na przykład fragment z samego początku gry, w którym jako główna bohaterka, Alex Chen, możemy rozejrzeć się po mieszkaniu jej starszego brata. Na stole przy oknie znajdziemy puzzle. Warto zaznaczyć, że niedokończone — wyraźnie widać, że brakuje jednego elementu do ułożenia całości. Mija nieco czasu i widzimy te same puzzle rozsypane na podłodze — jakby zostały zrzucone ze stołu w wyniku złości.
Life is Strange: True Colors należy przechodzić powoli, starannie zaglądając w każdy kąt.
A teraz, żeby nieco zamieszać Wam w głowach, odnieśmy całą tę sytuację z puzzlami do tego, co dzieje się w samej grze. Bratu Alex, Gabeowi, mimo różnych przeciwności losu udało się wyjść na prostą: osiedlił się w małym górskim miasteczku, dostał pracę, zaprzyjaźnił się z lokalną społecznością i znalazł miłość swojego życia. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko jednego: jego siostry, której szukał przez wiele lat. Alex w końcu pojawia się w jego życiu, jednak przez pewne wydarzenia, które na końcu doprowadziły do tragedii, nie było mu dane nacieszyć się tą chwilą. W ten sposób układanka, nad którą Gabe tak długo i ciężko pracował, rozsypała się w mgnieniu oka. I to chwilę po tym, jak nareszcie odnalazł ten jeden brakujący element…
Life is Strange: True Colors należy przechodzić powoli, starannie zaglądając w każdy kąt, żeby wyłapać podobne tego typu narracyjne smaczki. A trochę ich jest. Uwierzcie mi, że nic w tej grze nie jest dziełem przypadku: żaden przedmiot, dialog czy postać. Ani żadna piosenka zawarta na soundtracku.
Fani serii Life is Strange doskonale wiedzą, że soundtrack do każdej kolejnej odsłony w większej mierze składa się z muzyki licencjonowanej. A ta nie jest dobierana na podstawie własnych preferencji. Raoul Barbet i Sebastien Gaillard (audio directorzy Dontnod Entertainment) wyjaśnili podczas swojego wystąpienia na Game Developers Conference, że to długi i żmudny proces: musieli przesłuchać całe mnóstwo muzyki od niezależnych artystów, sprawdzić, czy kawałki będą pasowały do konkretnych scen, a dopiero po weryfikacji można było przejść do podpisywania umów. Cały wykład jest niezwykle pouczający, ale generalnie należy pamiętać o dwóch rzeczach: by nie robić z gry prywatnej playlisty oraz że muzyka jest integralną częścią gry. Dlatego chylę czoła przed ekipą z Deck Nine, która sztukę wkomponowania muzyki do narracji opanowała do perfekcji, czego dała wyraz w Life is Strange: Before the Storm.
Przyznaję jednak, że w przypadku ich kolejnego dzieła miałem na początku pewne obawy. Bo o ile Before the Storm traktował o nastoletniej miłości i problemach, które dotykają współczesną młodzież (np. depresja), w True Colors postanowiono bardziej dokręcić śrubę. W grze poruszono bowiem wątki m.in. straty, żalu, choroby psychicznej, przemocy domowej, braku akceptacji oraz wykluczenia. Alex przybywa do Haven Springs z całym tym bagażem złych doświadczeń, przez co początkowo brakuje jej pewności siebie. Z czasem udaje jej się zaprzyjaźnić z mieszkańcami, rozumieć ich potrzeby i uczucia, ale droga do tego jest długa i wyboista. W jaki sposób opowiedzieć jej historię za pomocą muzyki?
Rodzeństwo Stone doskonale zdają sobie sprawę z tego, że Alex jest bardzo wrażliwą osobą, która swoje w życiu przeżyła.
Z pomocą przychodzi rodzeństwo z Australii, Angus i Julia Stone’owie. Zawarte na soundtracku utwory ich autorstwa to prosty indie pop, oparty na gitarach akustycznych oraz talencie wokalnym tej dwójki. Stone’owie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że Alex jest bardzo wrażliwą osobą, która swoje w życiu przeżyła. Dlatego tak ważne dla nich było, aby za pomocą piosenek odzwierciedlić to, co myśli i czuje. Owszem, utwory są kojące jak lekki podmuch wiosennego wiatru, ale z drugiej strony da się wyczuć w nich smutek.
I tak na przykład Love Song to historia o miłości, która będzie trwać, niezależnie od wszystkiego, a już tym bardziej od pokonanych kilometrów („We can leave this place / We can leave this town / and Never look down / Fly on by on that fancy flying machine / Take me there, girl / Take me where I wanna go / To the place where we belong together”). Z kolei Take Me Home stanowi — przynajmniej moim zdaniem — idealne zakończenie: po wielu nieudanych próbach Alex w końcu odnalazła miejsce, które może nazwać swoim domem („Can I take you home? / Can I take you home? / We can go anywhere you wanna go / Can I take you high? / To the mountain sky / We can go as far as you wanna go”). To tylko wybrane przykłady, ale wierzcie mi, że tak też jest z pozostałymi piosenkami rodzeństwa Stone. Wystarczy samemu przesłuchać i wczytać się w teksty, żeby wiedzieć, że doskonale oddali to, co siedzi w głowie Alex. Swoją drogą, mam zagadkę dla Was: policzcie, ile utworów zawiera w swoich tekstach motyw domu.
Utwory są kojące jak lekki podmuch wiosennego wiatru, ale z drugiej strony da się wyczuć w nich smutek.
Ale oczywiście to nie wszystko, gdyż w grze znaleźć można całe mnóstwo licencjonowanej muzyki. A ta jest widoczna dosłownie wszędzie. W całym Haven Springs możecie jej posłuchać: czy to poprzez szafę grającą w Black Lantern, w sklepie Rocky Mountain Record Traders, czy w lokalnym radiu słyszalnym w niemal każdej odwiedzanej przez nas miejscówce. Do tego dochodzą liczne momenty, dla których warto odłożyć na chwilę kontroler. Jak na przykład ta niesamowita scena w mieszkaniu Alex, kiedy ta bierze gitarę do ręki i wykonuje na niej utwór Creep zespołu Radiohead (ukłony dla wokalistki mxmtoon). Nie mówiąc już o tych momentach, kiedy Alex przystaje w jednym miejscu, żeby zebrać myśli i przy okazji podziwia piękne otoczenie.
A i na różnorodność nie ma co narzekać. Poza wspomnianym Radiohead na oficjalnym soundtracku znalazły się również utwory Phoebe Bridgers, Gabrielle Aplin, Cyrus Reynolds, Keaton Henson i wielu innych. Jednak wisienkami na torcie są dwie piosenki. Pierwszą jest motyw z głównego menu, czyli Haven autorstwa Novo Amor (polecam wywiad z nim), z delikatną gitarą i pięknym wokalem. Na drugim biegunie jest zaś znany z traileru, nieco bardziej dynamiczny When You Call od Cyrus Reynolds i BELLSAINT. Nie ma ani jednego momentu, kiedy dana muzyka by nie pasowała.
W grze znaleźć można całe mnóstwo licencjonowanej muzyki. A ta jest widoczna dosłownie wszędzie.
Ktoś mógłby powiedzieć, że przesadzam, ale to prawda: Life is Strange: True Colors żyje muzyką. W grze wszędzie jej pełno, zarówno w formie fizycznej (płyty winylowe), jak i audialnej. Mieszkańcy Haven Springs uwielbiają słuchać muzyki. Główna bohaterka dużo o niej rozmawia, sama lubi śpiewać i grać na gitarze. I owszem, przyjemnie jest także posłuchać samej muzyki tak w grze, jak i poza nią. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że doskonale wypełnia ona swoje pierwotne przeznaczenie: nie jest tylko tłem do wydarzeń, ale stanowi bardzo ważne uzupełnienie narracji. Tak jak powiedziałem, żadna piosenka nie pojawiła się w tej grze przez przypadek — każda z nich opowiada inną historię, doskonale oddając myśli i uczucia Alex. Trzeba się tylko wsłuchać. „I’ll be late, but I could make it all up to you I’ll count down the days, don’t say that you wouldn’t too”…