Rok 2183 – niespełna cztery dekady po odnalezieniu starożytnej technologii pozwalającej ludzkości na gigantyczny skok rozwojowy i podróże po wszechświecie. Dla nas rok 2007 – czas wydania jednej z najlepszych gier action rpg i jednego z najbardziej charakterystycznych soundtracków w historii gamingu. Zarówno gry Mass Effect, jak i studia odpowiedzialnego za jej wykonanie (BioWare), nie trzeba chyba żadnemu graczowi przedstawiać.
W tle wychwycić można trudne do sklasyfikowania odgłosy.
Główni kompozytorzy Sam Hulick i Jack Wall (również Richard Jacques, David Kates) stoją za 36 utworami (krótkie kompozycje trwające 1-2 min) będącymi już w tej chwili nieodłączoną częścią uniwersum. Ostatnia, 37. pozycja na krążku (M4 Part II autorstwa grupy Faunts), jest znacznie dłuższa; trwa ponad 8 minut. Inspiracji, które towarzyszyły twórcom muzyki, szukać trzeba przede wszystkim w klasycznych filmach sci-fi (Łowca Androidów, Terminator). Recenzja ta rozpoczyna krótki cykl, którego kontynuacją będzie ocena muzyki z drugiej części gry, a zwieńczeniem – z trzeciej.
Zróżnicowana dynamika poszczególnych warstw wyłania się po kilkukrotnym przesłuchaniu. Zdecydowanie wybijają się dźwięki syntezatorów – brzmieniem przypominające nieco lata 80. – a instrumenty symfoniczne stanowią pewnego rodzaju bazę utworów. W tle wychwycić można trudne do sklasyfikowania odgłosy, bębny a nawet krzyki – dodają one głębi i zachęcają słuchacza do odtworzenia OST kolejny raz. Zdarza się również, że w najbardziej podniosłych momentach gry prym wiodą sekcje smyczków oraz „dęciaków”. Kompozytorzy nie stronią od eksponowania dźwięków poprzez zmianę balansu w panoramie stereo, co wyraźnie słychać w A Very Dangerous Place.
Tak jak ściany prototypowego statku Normandia SR-1 biją w nas sterylnością, tak ścieżka dźwiękowa do gry Mass Effect charakteryzuje się swoistą surowością. Syntetyczne dźwięki, które momentalnie przywodzą na myśl estetykę science fiction, współgrają doskonale z przedstawionymi przez BioWare obrazami. Enigmatycznie brzmiące, a zarazem intrygujące motywy przewodnie zapadają w pamięć błyskawicznie. Mass Effect Theme Hullicka to zachwycająca kompozycja, w pełni oddająca futurystyczną atmosferę panującą w grze. Utwór Saren – usłyszany w odpowiednim momencie – niskimi i ciężkimi dźwiękami potrafi zmrozić krew w żyłach.
Świetna fabuła gry odkrywa przed nami coraz ciekawsze fakty, a akompaniujące dźwięki płynące z głośników przywodzą na myśl uczucie wszechobecnej intrygi i tajemnicy. Szereg utworów towarzyszących odwiedzinom majestatycznej stacji kosmicznej Cytadela (The Citadel, The Presidium, The Wards) perfekcyjnie wplata się w otoczenie. Muzyka pomaga poczuć w tych miejscach ukojenie po kosmicznych wojażach komandora Sheparda. Mówiąc o dalekich ekspedycjach wspomnieć warto, iż część utworów odpowiada kluczowym planetom. Ciekawą i wartą uwagi propozycją jest ambientowa, przeszywająca chłodem Noveria.
Kompozytorzy w swoim dziele zawarli pełne spektrum doświadczeń – z jednej strony pokazując epicki aspekt kampanii (Breeding Ground), z drugiej zaś piękno i miłość, która towarzyszy bohaterom gry (Love theme). Prawdziwie imponujące wrażenie wywiera obserwowanie eterycznie wyglądającej mgławicy planetarnej, podczas gdy do naszych uszu docierają pełne przestrzeni, sinusoidalne dźwięki syntezy analogowej. Spectre Induction, Uncharted Worlds, Vigil – można by długo wymieniać, gdyż są na tej ścieżce utwory posiadające “to coś”.
Nazwać można to futurystycznym pięknem, duszą Mass Effecta, jednak tak naprawdę szukanie najlepiej pasującego określenia jest zbyteczne – muzyki trzeba po prostu posłuchać. Zwieńczeniem krążka, a zarazem gry, jest wymieniony wyżej ośmiominutowy utwór M4 Part II kanadyjskiej kapeli Faunts – ciekawa propozycja odbiegająca od kanonu muzyki rockowej z uwagi na wykorzystanie sporej dozy elektroniki. Doskonale wpisuje się w resztę soundtracka, dodając nutkę świeżości dzięki męskiemu wokalowi.
O napawającej strachem wszechogarniającej pustce wszechświata.
Jest to niewątpliwie jedno z najbardziej oryginalnych OST na rynku. Arthur C. Clarke – twórca Odysei Kosmicznej – napisał kiedyś: „Są tylko dwie możliwości: albo jesteśmy sami we Wszechświecie, albo nie. Obie są równie przerażające”. Definitywnie w uniwersum zaproponowanym przez BioWare nie jesteśmy sami, jednak unikalna muzyka towarzysząca grze przypomina zarówno o napawającej strachem wszechogarniającej pustce Wszechświata, jak i licznych obcych rasach – w tym tych, które stanowią zagrożenie dla istnienia życia organicznego. Ocena ścieżki dźwiękowej pierwszej odsłony Mass Effecta jest wysoka – czy kolejna utrzyma poziom przeczytać będzie można za dwa tygodnie w kolejnej części cyklu.