Muramasa: The Demon Blade jest kolejnym dziełem japońskiego studia deweloperskiego Vanillaware, które dało wcześniej o sobie znać dzięki ręcznie rysowanym tytułom (GrimGrimoire, Odin Sphere) utrzymanym w stylistyce 2D. Tym razem tłem dla fabuły była feudalna Japonia, do realiów której oprawę muzyczną skomponował Hitoshi Sakimoto wspólnie z kolegami (Masaharu Iwata, Mitsuhiro Kaneda, Kimihiro Abe, Noriyuki Kamikura, Azusa Chiba, Yoshimi Kudo) ze studia Basiscape Records. Oficjalne wydawnictwo pojawiło się dopiero kilka miesięcy po premierze gry, a nie wcześniej, jak to zwykle bywa. Czy warto było czekać?
Mimo rozbieżności muzykę utrzymano w jednej stylistyce.
Historia gry przedstawia losy dwóch bohaterów – Kisuke oraz Momohime, na potrzeby których skomponowano oddzielne utwory. Każda z postaci posiada własne unikatowe kompozycje dla plansz (Losing Consciousness A) oraz motywów bitewnych (Bizarre). Mimo rozbieżności muzykę utrzymano w jednej stylistyce, niekiedy przypominającej japoński teatr no i kyogen. Obie formy teatru, różniące się od siebie narracją i sposobem przekazu, mają jedną wspólną cechę. Jest to instrumentarium w postaci m.in. japońskiego fletu prostego (Shakuhachi), który możemy usłyszeć praktycznie w każdym utworze w albumie.
W tym miejscu należą się ukłony dla kompozytorów za to, że sięgnęli po narodowe dobro w postaci takich instrumentów, jak już wspomniany przeze mnie wcześniej Shakuhachi lub Shamisen (instrument strunowy, szarpany). Dlaczego o tym piszę? Ponieważ odnoszę takie wrażenie, iż coraz rzadziej można je usłyszeć w grach. Autorzy ze studia Basiscape Records nie tylko sięgnęli po te tradycyjne dźwięki, ale też poszli o krok dalej i dodali do nich elektroniczne brzmienia syntezatorów, emitując dźwięki odgrywane przez orkiestrę symfoniczną.
W pisaniu muzyki do Muramasa: The Demon Blade brało udział siedmiu kompozytorów. Taka liczba muzyków sprawiła, że mój odbiór albumu jest niejednoznaczny. Z jednej strony mamy w ciekawy sposób podaną różnorodność tematów (Powerful Looking, Dim Twilight A); od delikatnych dźwięków (Poor Meal) po rozbrzmiewające dynamiczne (Deep in Mountain And Valley A) bitewne motywy, a z drugiej pewną monotonię (Bad Omen) i czasami brak harmonii pomiędzy trzypłytowym wydawnictwem. Jestem pewien, że każdy z pracujących przy tym projekcie artystów chciał na swój własny, indywidualny sposób przedstawić swoją wizję tego, jak powinien wyglądać ostatecznie album. Niemniej jednak Hitoshi Sakimoto, koordynator całego przedsięwzięcia, uznał widocznie za stosowne, że lepiej będzie, kiedy kilku kompozytorów będzie mogło wykazać się i pracując nad tym albumem połączyć siły. Ostatecznie wyszło to dobrze, z niewielkimi wpadkami odstającymi od reszty.
Z jednej strony mamy w ciekawy sposób podaną różnorodność tematów.
Gdybym jednak miał wybrać jednego autora, który zrobił na mnie największe wrażenie, to prawdopodobnie wytypowałbym Yoshimi Kudo. Głównie dlatego, że spodobał mi się jego styl oraz pomysł na kompozycje, w których swobodnie łączy muzykę dawną ze współczesną, m.in. w utworze Kyoran Doto. Kompozytor przedstawia swoją wizję, w której shamisen oraz fue – flet w połączeniu z gitarą elektryczną i perkusją rozbrzmiewa w rockowej aranżacji. W podobny sposób oczarował mnie w lirycznej kompozycji pod tytułem Fortune Returning, gdzie sięgnął do tradycji japońskiej oraz instrumentów pochodzących z epoki Edo. Uważam ostatecznie, że on powinien zająć się skomponowaniem całego albumu. Prawdopodobnie całkowicie zmieniłoby to ostateczny odbiór płyty.
Pomimo wymienionych przeze mnie minusów, które w żaden sposób nie obniżają wartości albumu Muramasa: The Demon Blade, uważam sam projekt za bardzo ciekawy i warty bliższego poznania. Jestem pewien, że oprawa muzyczna bardzo dobrze spełnia swoją funkcję w grze, jednak poza nią jest już trochę słabiej, o czym wcześniej wspomniałem.
Trzypłytowe wydawnictwo na pewno jest ciekawą odskocznią od zachodnich produkcji przepełnionych symfonicznym brzmieniem i niekoniecznie jest skierowane wyłącznie do miłośników kultury Kraju Wschodzącego Słońca. Od czasów muzyki skomponowanej do gry Okami nie było takiej produkcji, dzięki której choć na chwilę mógłbym przenieść się do czasów feudalnej Japonii i tamtejszych wierzeń i legend. Serdecznie polecam zakupienie soundtracku!