Do premiery gry Wiedźmin 3: Dziki Gon zostało jeszcze trochę czasu, podobnie jak do naszej recenzji albumu z soundtrackiem. Warto zatem nieco się do tego wydarzenia przygotować i… trochę powspominać.
Postanowiliśmy stworzyć subiektywną listę utworów z dwóch poprzednich odsłon Wiedźmina.
W redakcyjnym gronie postanowiliśmy stworzyć subiektywną listę utworów z dwóch poprzednich odsłon Wiedźmina – oto kawałki, które uważamy za najlepsze z najlepszych. Po jednym na każdy tytuł. Rezultaty przeczytacie poniżej, a także czekamy na Wasze propozycje.
Jeżeli chodzi o pierwszą odsłonę przygód niezłomnego Geralta z Rivii, do której muzykę skomponowali Adam Skorupa oraz Paweł Błaszczak, od razu wiedziałem, że moim typem będzie kawałek Elaine Ettariel, wykonany przez samego Adama Skorupę. Tekst do piosenki pochodzi z prozy Sapkowskiego, autora sagi o Wiedźminie, a dokładnie z tomu Czas pogardy.
Mój wybór był prosty, piosenkę doceniłem za inwencję twórczą, którą zastosował tutaj twórca muzyki. Adam Skorupa, który użyczył swojego głosu, w wywiadach niejednokrotnie wspomina, że dla niego była to przygoda, a zarazem cenne doświadczenie. Ponadto jestem zwolennikiem metod, kiedy to kompozytorzy przy niskich kosztach produkcji skazani są na eksperymenty przynoszące najczęściej nieoczekiwane, pozytywne rezultaty.
Być może druga odsłona Wiedźmina już nie zaskoczyła tak pozytywnie pod kątem oprawy dźwiękowej jak pierwsza, ale mimo wszystko znalazło się na płycie kilka perełek. W tym wypadku moim kolejnym typem jest kompozycja Dwarven Stone Upon Dwarven Stone, będąca dla mnie kwintesencją muzyczną kontynuacji Wiedźmina.
Mamy tutaj wszystko, czego potrzebuje utwór opisujący dźwiękami melancholijny średniowieczny nastrój, a w moim mniemaniu zakochanego Geralta podążającego tropem Triss. W nagraniu kompozycji Adamowi Skorupie pomógł gitarzysta Aleksander Grochocki, a całość swoim przepięknym głosem dopełniła Iwona Malczewska.
Z pierwszego Wiedźmina najbardziej cenię sobie chyba The Lesser of Two Evils. W tym niedługim kawałku jest destylat z najlepszych elementów gry – silny początek, chóralne uderzenia, parę nietypowych dźwięków, kilka ostrzejszych akcentów, momenty pełnego wybrzmienia, wreszcie tornado bębnów rozwiewające się w znaną nam doskonale melodię i satysfakcjonujący finisz. No i tytuł, który doskonale podsumowuje całą sagę o Geralcie. Dla mnie to definitywny kawałek z tamtego soundtracku.
Wiedźmin numer dwa kojarzy mi się przede wszystkim z The End Is Never the Same. Flow, które od pierwszych dźwięków przywodzi na myśl Horseplay z Red Dead Redemption, a następnie rozpływa się w kilku charakterystycznych dla stylu tamtej ścieżki „najazdach” i „odjazdach” symfonicznych. Nawet te cykliczne przypływy patosu nie zaburzają jednak ogólnego vibe’u niosącego ten kawałek aż po przyjemną kadencję.
Co tu dużo mówić, z pierwszej części Wiedźmina rozpoznaję większość utworów po kilku sekundach wstępu. Być może będę nudny, ale jeśli bym musiał, to wybrałbym pierwszy utwór, czyli Dusk of a Northern Kingdom. Prawda jest taka, że sam początek tego utworu jest wykuty w mojej pamięci jak wykute są runy na mieczu Geralta.
W In Temeria z drugiej części Wiedźmina mamy genialną kombinację muzyki i trailera w wykonaniu Bagińskiego, ale to nie ten utwór wskazałbym jako „ten jedyny”. Ostatecznie wybrałbym trzecią pozycję na krążku, pt. A Nearly Peaceful Place. Dlaczego? Jest moment w tym utworze (1:26, ale słuchać od początku!), który za każdym razem bez wyjątku wywołuje u mnie autentyczne i odczuwalne w każdym calu wzruszenie i nostalgię wobec pierwszego Wiedźmina.
Zawsze miałam słabość do utworów, które słychać w karczmach i tawernach. Może nie mają mrocznego klimatu i głębi, ale prawie zawsze wprawiają mnie w dobry nastrój, więc mogę śmiało powiedzieć, że z jedynki to właśnie Evening in the Tavern najbardziej wpadł mi w ucho.
W przypadku drugiego Wiedźmina już tak prosto nie było. Ciężko wskazać ten jeden jedyny utwór, który jest „naj”, ale gdy już trzeba wybrać, to wskazałabym na The Assassin Looms. Jako pierwszy najbardziej zwrócił moją uwagę, przez swoją rytmikę, agresję, gitary i dzikość.
Jest to też jeden z utworów, którym starałam się zarazić moich znajomych muzyką z gier i pokazać im, że jednak jest fajna i warto jej słuchać. Żałuję tylko, że jest taki krótki. Jednak gdy mój nastrój się zmienia i jestem bardziej zrelaksowana, to na równi z The Assassin Looms mogę postawić utwór Sorceresses, przy którym mam dosłownie ciarki. Uwielbiam ten przejmujący wokal i jego mollową melodię, a także chór, który nadaje temu wszystkiemu nadludzki charakter.
„Daj wszystkim zadanie wybrania dwóch ulubionych utworów z Wiedźmina. Sam miej problemy z wyborem” – gdyby miał kiedykolwiek powstać mem z moim udziałem, to myślę, że byłby to pierwszy tekst, jaki mógłby się na nim pojawić. Jednak powrót do wiedźmińskiej muzyki to całkiem ciekawe – wręcz nostalgiczne – doświadczenie, podczas którego mogłem sobie to i owo przypomnieć.
I tak oto mogłem powrócić do Rzeki Życia, czyli po prostu River of Life z pierwszej części, która urzeka mnie swoim anielskim spokojem. Słowo „anielskie” nie znalazło się tu przypadkowo – wystarczy posłuchać ten niebiański chórek, który da się usłyszeć po tym pięknym lirycznym wstępie. Wybór w drugim Wiedźminie to zdecydowanie drugi biegun.
Ci, którzy mnie znają, dobrze wiedzą, że lubię bardzo mocne i dynamiczne kawałki sygnalizujące akcję niemal epickich rozmiarów. The Wild Hunt posiada te cechy, parę dodatków potęguje adrenalinę plus gitara elektryczna. Jest moc!