Niedawno światło dzienne ujrzał remake kultowego Resident Evil 2 (recenzja), na który bez wątpienia czekała rzesza oddanych fanów serii. Ja również czekałem z wielkim zainteresowaniem, choć nigdy wcześniej nie interesowałem się Residentem na tyle, aby spróbować swoich sił w walce z zombie oraz innymi zmutowanymi plugastwami.
Gry takie jak nowy Resident Evil 2 stawiają przed deweloperami szczególne wyzwanie.
Bawiłem się świetnie, naprawdę świetnie, ale gra jednak pozostawiła niedosyt oraz nadzieje na remake części trzeciej. Zachęciła mnie również do refleksji na temat tworzenia starych tytułów na nowo. Nie chodzi mi tutaj o remastery, remastery remasterów czy remiksy, tylko o całkowicie nowe produkcje. Gry takie jak nowy Resident Evil 2 stawiają przed deweloperami szczególne wyzwanie, jakim jest zaspokojenie oczekiwań zarówno starych wyjadaczy, jak i młodszych graczy. Jednym z aspektów, który wyraźnie to prezentuje, jest ścieżka dźwiękowa.
Założę się, że wielu weteranów serii życzyło sobie usłyszeć tę samą muzykę co w oryginale, najwyżej zremasterowaną. Nie dziwię im się, bo sam wskazałbym wiele tytułów, które najchętniej usłyszałbym w niezmienionej formie, gdyby gry z których pochodzą stworzono na nowo. Z drugiej jednak strony rozumiem konieczność podążania za dzisiejszymi trendami oraz standardami. Remake Resident Evil 2 wręcz wymagał, aby muzykę do niego w większości napisano od nowa. Jednym z powodów są oczywiście nowe trendy na rynku gier. Muzycznie remake’owi bliżej do hollywoodzkiego filmu grozy niż industrialowego, minimalistycznego brzmienia oryginału.
Można ganić twórców za to, że podążają za trendami, ale nie oszukujmy się, nie pracują przecież charytatywnie. Kolejną kwestią jest target, czyli nowe pokolenia graczy, które remake ma przekonać do serii. Myślę, że oryginalna ścieżka dźwiękowa, nieważne jak kultowa, nie przypadałaby im do gustu. To nie ta jakość produkcji, a przede wszystkim nie ten typ muzyki, który święciłby dzisiaj ogromne sukcesy w branży gier video.
Jest jeszcze jeden bardzo ważny fakt: remake Resident Evil 2 jest w swej naturze czymś niezwykle odległym od oryginału. Robiąca wrażenie oprawa graficzna, zmiana kamery, pojawienie się wysokiej klasy przerywników filmowych, czy wreszcie sporo zmian w samej fabule… To wszystko było wystarczającym powodem do tego, aby ścieżka dźwiękowa została zredefiniowana, napisana na nowo. Nie można ot tak wziąć pewnych elementów produkcji z 1998 roku i w całości ich przenieść do remake’u, który nie jest kopią 1:1.
Resident Evil 2 wręcz wymagał, aby muzykę do niego w większości napisano od nowa.
Mówiąc inaczej, oryginał jest już przestarzały, co doskonale słychać w jakości jego produkcji oraz stylu, jaki prezentuje. Te dwie rzeczy w ogóle nie wpisują się w stylistykę nowoczesnej wersją tej gry i jest to fakt, choć to nie przeszkadza weteranom serii. Spójrzmy na muzykę w filmie Blade Runner 2049, którą skomponowali Hans Zimmer oraz Benjamin Wallfisch. Nie jest to co prawda remake filmu Scotta, ale według mnie stanowi doskonały przykład nowego podejścia do starych produkcji. Kompozytorzy byli wierni dziełu Vangelisa, ale nie skopiowali go, choć pojawia się sporo elementów oryginału (np. charakterystyczne syntezatory kultowe dla filmu Scotta).
Świat w filmie jest wciąż ten sam: te same deszczowe, neonowe krajobrazy, nieraz skąpane we mgle, pojawiają się również stare, znane postacie. To aż prosi się o starego, dobrego Vangelisa i to w niezmienionej formie, ale czy na pewno? Zimmer i Wallfisch byli wierni Grekowi na tyle, na ile to tylko możliwe, ale przede wszystkim wprowadzili powiew świeżości, tworząc tym samym godnego następcę oryginału.
Kompozytorzy CAPCOMu nie zapomnieli o przodku swojego nowego dzieła, starając się zachować jego pewne elementy. Dobrym przykładem będzie tu temat muzyczny Ady Wong, który brzmi właściwie jak oryginał, ale odświeżony i wzbogacony o nowe elementy doskonale wpasowuje się w dzisiejsze trendy.
Innym przykładem niech będzie temat pojawiający się w pomieszczeniach z maszyną do pisania. Tutaj kompozytorzy stworzyli już coś nowego, zbytnio jednak nie odbiegając brzmieniem od melancholijnego oryginału.Tak jak Zimmer i Wallfisch, Japończycy starali się być wierni pierwowzorowi na tyle, na ile mogli, jedne utwory odświeżając, inne tworząc od nowa, jednocześnie zachowując ich styl. Część musiała być jednak stworzona kompletnie od zera. Utwór towarzyszący Tyrantowi w oryginale kompletnie by nie pasował do tej samej postaci remake’u…
Japończycy starali się być wierni pierwowzorowi na tyle, na ile mogli.
Remake to gra tworzona na podstawie pierwowzoru, wydanego niekiedy wiele lat temu. Z oczywistych względów taka produkcja nie może być w stu procentach wierna swojej poprzedniczce. Nie pozwalają na to wymagania dzisiejszego odbiorcy, a co za tym idzie – rynku. Nie pozwalają na to dzisiejsze standardy produkcji muzyki, a przede wszystkim oczywiste zmiany, jakie twórcy czynią wobec mechanik, a nieraz i fabuły.