Kto by pomyślał, że taki piernik jak ja wróci po 25 latach do gier osadzonych w świecie uroczych japońskich stworzonek, wykreowanych dla marki Pokémon. Spotkałem się już z wieloma epitetami odnośnie produkcji ze stajni Game Freak. Jedni uwielbiają i sławią świat Pokémonów, zaś po drugiej stronie znajdzie się publiczność nierozumiejąca tego sukcesu, patrząca z politowaniem na sympatyków uniwersum Pokémon.

Pokémon Legends: Arceus nie imponuje oprawą graficzną, to nadgania innymi mechanikami.

Dlatego z dużym dystansem podszedłem do gry Pokémon Legends: Arceus, która obiecywała graczom rewolucję, a może nawet ewolucję w swojej skostniałej już wieloletniej mechanice, szczególnie pod względem nierównych ścieżek dźwiękowych. O jak bardzo się pomyliłem. Choć tytuł Pokémon Legends: Arceus nie imponuje oprawą graficzną, to nadgania innymi mechanikami, które pochłaniają wiele godzin naszego życia. Nie będę wdawał się w szczegóły, czy gra ma trywialną fabułę i słabo nakreślonych głównych bohaterów. Ewidentnie produkcja stawia na eksplorację oraz nowe mechaniki, w tym kolekcjonowanie tytułowych Pokémonów, bo o to w tym wszystkim chodzi – by złapać je wszystkie.

Zanim usiadłem do ogrywania Pokémon Legends: Arceus, cofnąłem się nieco, by z bliska spojrzeć na oprawę dźwiękową z poprzednich odsłon cyklu gier Pokémon. Od razu mogę śmiało powiedzieć, że ścieżki dźwiękowe są nierówne; owszem, mają wiele dobrych tematów, ale niestety są przykryte potworkami nie tylko pod względem jakości, ale też podejścia do kompozycji. Mam wrażenie, że czołowi kompozytorzy (Junichi Masuda, Go Ichinose, Shinichi Aoki) zatrzymali się w pewnej erze, gdzie muzyka spełniała zupełnie odmienną rolę od tego, co teraz słyszymy w grach. Nie mam tutaj na myśli braku melodyczności, wręcz jest jej wystarczająco dużo, chodzi mi bardziej o jakość, która bardzo odbiega od dzisiejszych standardów.

Na szczęście dla nas muzyka w Pokémon Legends: Arceus pozytywnie zaskakuje, choć nadal potrafi momentami rozczarować. Ewidentnie słychać, że twórcy ścieżki dźwiękowej (Go Ichinose, Hitomi Sato Hiromitsu Maeba) wzorowali się na tym, co możemy zobaczyć w grze The Legend of Zelda: Breath of the Wild, która również dla Nintendo była punktem zwrotnym w wieloletniej historii produkcji. Postawiono na granie ciszą, a sama muzyka pojawia się wtedy, kiedy najbardziej jest potrzebna. Zatem usłyszymy więcej organicznych instrumentów, w tym delikatne brzmienia fortepianu oraz fletu, niż zalewu bibliotek z samplami elektronicznych dźwięków. Owszem, niekiedy nadal je usłyszymy, ale przynajmniej w Pokémon Legends: Arceus aż tak bardzo nie wybijają się na tle pozostałych soundtracków z cyklu gier Pokémon.

Wietrze zmian w Pokemonach, wybieram cię!

Zabrakło mi tylko zróżnicowanych tematów poświęconych trenerom Pokémonów, z którymi toczymy walki. Muzyka w Pokémon Legends: Arceus zyskuje więcej w trakcie łapania stworków a także eksploracji plansz, gdzie najwięcej spędzamy czas. Mamy tylko jeden temat miasta i kilka kompozycji bitewnych niezapadających szczególnie w pamięć, a szkoda, bo jest to zmarnowany potencjał, coś, nad czym można by popracować w przyszłości.

Bliżej do skromnej ewolucji.

Czy Pokémon Legends: Arceus postawiło na rewolucję lub ewolucję swojego gatunku? Cóż, tej produkcji bliżej do skromnej ewolucji, która pod wieloma względami daje nadzieję, że w przeciągu najbliższych lat możemy doczekać się tytułu o ogromnym potencjale nie tylko sprzedażowym, ale także produkcji rewolucyjnej w każdym aspekcie. Chciałbym, aby Game Freak nie zapomniało o takich kolekcjonerach jak ja i w najbliższym czasie zapowiedziało publikację soundtracku z Pokémon Legends: Arceus.

Czytaj więcej:

Redaktor Naczelny

Mariusz Borkowski

Człowiek o ogromnym sercu do muzyki oraz odkrywca niepowtarzalnych dźwięków. Od wielu lat bez wytchnienia dzieli się z innymi swoją bezustanną pasją do melodii z gier wideo.