Serial HBO The Last of Us, będący adaptacją świetnej gry od Naughty Dog, zbiera mnóstwo pozytywnych recenzji. Określany jest mianem najlepszej ekranizacji gry wideo w historii. Moim zdaniem słusznie – no, może jeszcze filmowa wersja Silent Hill zasługuje na spore uznanie. Gry nie mają niestety szczęścia do dobrych ekranizacji, stąd niezmiernie mnie cieszy poziom tego serialu.
Udźwiękowienie obu gier z serii The Last of Us to majstersztyk sound designu.
Po obejrzeniu trzech odcinków jestem zachwycona i mam nadzieję, że mój zachwyt nie opadnie wraz z kolejnymi epizodami. Gra aktorska jest bardzo dobra, scenariusz również, pomimo niewielkich zmian. Do tego piękna muzyka Gustavo Santaolalli i post-apokaliptyczne krajobrazy. Bardzo dobre wrażenie robi jednak nie tylko muzyka, ale warstwa audio w ogóle.
Udźwiękowienie obu gier z serii The Last of Us to majstersztyk sound designu. Nie inaczej jest w przypadku serialu. Zwłaszcza dźwięki wydawane przez zarażonych są na identycznym poziomie kreatywności i jakości. Najbardziej charakterystyczny odgłos, który do tej pory usłyszeliśmy, to oczywiście ten emitowany przez klikacza. Sprawia, że skóra cierpnie i nieodmiennie kojarzy mi się z dźwiękiem wydawanym przez ducha zamordowanej kobiety o imieniu Kayako z kultowego japońskiego horroru Klątwa.
Scena z klikaczami w drugim odcinku serialu trzyma w napięciu, a to, w jaki sposób została zrealizowana pod względem audio, jest naprawdę godne pochwały. Twórcy doskonale odwzorowali sposób, w jaki stworzenia te używają echolokacji w celu schwytania ofiary, jak również to, że Joel i Ellie mają wyostrzony zmysł słuchu i bezbłędnie potrafią zlokalizować przeciwników.
Bardzo dobre wrażenie robi jednak nie tylko muzyka, ale warstwa audio.
Jestem pod dużym wrażeniem tego, co do tej pory zaprezentowało HBO i mam nadzieję, że serial The Last of Us będzie trzymać równy poziom. Zobaczymy, co pokażą kolejne odcinki.