Rok temu temu poświęciliśmy jeden odcinek podcastu „Słuchaj gier” tematowi nagród przyznawanym ścieżkom dźwiękowym do gier. Mówiłem wtedy, że takie nagrody są potrzebne, bo nie tylko stanowią swego rodzaju nobilitację, ale też dają solidny kopniak motywacyjny dla kompozytorów do dalszej wytężonej pracy. Dziś z czystym sumieniem mogę powiedzieć jedno: przepraszam, pomyliłem się.
Te wszystkie rozdania nagród powinny być jakimś wyznacznikiem jakości, dążyć do odkrywania nowych nazwisk w branży i zachęcać je do dalszego rozwoju.
Piszę te słowa na kilka dni przed galą The Game Awards i na kilka miesięcy przed rozdaniem nagród Grammy. Choć w przypadku tego drugiego nie miałem jakichś większych oczekiwań (jak się potem okazało, całkiem słusznie), tak do momentu ogłoszenia nominacji TGA miałem jakąś nadzieję, że organizatorzy pójdą w tym roku po rozum do głowy i pokażą, że gry mogą być czymś więcej, niż maszynką do zarabiania kasy. Ot, po prostu zwyciężyła moja naiwność. Jak co roku jednak otrzymałem listę, na której pojawiły się najgłośniejsze i najważniejsze tytuły, z kompletnym pominięciem tych mniejszych i mniej znanych. Ośmielę się stwierdzić, że na palcach jednej ręki jestem wyliczyć takie gry, które mogą się pochwalić znacznie lepszą muzyką, niż połowa nominowanych tytułów. Cóż, nominacje od TGA to i tak lepszy wybór niż to, co ogłosiło Grammy — lista wygląda tak, jakby została urządzona łapanka na zasadzie kto pierwszy.
Wybór soundtracku roku nie należy do najłatwiejszych zadań, o czym my, jako redakcja gamemusic.pl przekonujemy się każdego roku. Do przesłuchania mamy niezliczone ilości albumów, zarówno muzyki do dużych gier AAA, jak i tych niezależnych, a i tak nie jesteśmy w stanie wyrobić się ze wszystkim na czas. Efekt tego jest taki, że sporo świetnej muzyki przepada w jakichś odmętach, a w najlepszym wypadku odkrywana jest na nowo po jakimś czasie. Ja do dzisiaj pluję sobie w brodę, że o istnieniu Golfclub Wasteland i fantastycznego soundtracku do niego dowiedziałem się rok po premierze. Nie jesteśmy, bogami, nie mamy super mocy, ale zawsze staramy się jak możemy, żeby docenić wszystkich artystów, którzy odwalają dobrą robotę, dostarczając nam mnóstwo świetnej muzyki.
Na palcach jednej ręki jestem wyliczyć takie gry, które mogą się pochwalić znacznie lepszą muzyką, niż połowa nominowanych tytułów.
Dlatego to wielka szkoda, że tak ogromne wydarzenia, jakimi są TGA i Grammy, w których jury, jak mniemam, siedzą przedstawiciele branż z wieloletnim doświadczeniem, nie dają szansy zaistnieć wschodzącym gwiazdom muzyki do gier. Te wszystkie rozdania nagród powinny być jakimś wyznacznikiem jakości, dążyć do odkrywania nowych nazwisk w branży i zachęcać je do dalszego rozwoju, a nie ciągle klepać te same plecy. A tak, to patrzę na oba te wydarzenia i czuję się trochę, jak ten dzieciak z mema, który mówi „nie oczekiwałem niczego, a i tak czuję się zawiedziony”.