Choć rynek przenośnych konsol od dłuższego czasu jest zdominowany przez japoński koncern Nintendo, to mimo wszystko zostało jeszcze wiele miejsca dla odważnych pomysłów. Jednym z nielicznych jest niewinnie wyglądająca, drobna, żółta przenośna konsola „Playdate” zrodzona w kreatywnych umysłach studia Panic.
Pomysłowość urządzenia „Playdate” nie zna granic.
Tak! Dokładnie tych samych, którzy wydali na świat produkcje Firewatch oraz Untitled Goose, jak i wiele innych nowatorskich gier wideo. Wcześniej studio specjalizowało się w produkcji oprogramowania muzycznego a także sprzętu audio. Pomysłowość urządzenia „Playdate” nie zna granic, a wszystko jest zasługą m.in. twórców ze szwedzkiego studia Teenage Engineering, które przyczyniło się do zaprojektowania urządzenia oraz jego sfery audio.
Ten mieszczący się w dłoni sprzęt, oprócz swoich minimalistycznych gabarytów, posiada monochromatyczny wyświetlacz a także korbkę, która jest znakiem rozpoznawczym konsoli. Pierwsze pogłoski o sprzęcie „Playdate” pojawiły się w połowie 2019 roku, zaś sama przedsprzedaż została uruchomiona dwa lata później i osiągnęła astronomiczną liczbę dwudziestu tysięcy zamówień.
Dopiero od niespełna roku system fizycznie jest już dostępny, choć producenci ze studia Panic w dalszym ciągu zmagają się z trudną dostępnością podzespołów, by dotrzymać obietnic oraz wypełnić rynek możliwie jak największą liczbą urządzeń. A uwierzcie mi na słowo, popyt na konsolę stale rośnie mimo jego braku w ogólnodostępnej sprzedaży.
Szczęśliwym trafem, jakiś czas temu „Playdate” znalazł się w moim posiadaniu i z miejsca skradł moje serce oraz uwagę, szczególnie jeśli chodzi o oprawę muzyczną do gier wydanych na żółtą miniaturową konsolę. Nie bez przyczyny używam słowa „miniaturowa”, ponieważ ścieżki dźwiękowe produkowane dla celów urządzenia „Playdate”, pomimo ograniczeń sprzętowych, dostarczyły mi pokaźną dawkę kreatywności, znaną mi dobrze z czasów 8 i 16-bitowych konsol. Różnorodność oraz pomysłowość, jaką możemy usłyszeć w muzyce do gier na konsolę „Playdate”, jest po prostu zaskakująco dobra jak na ograniczone możliwości sprzętu.
Spytacie, co tak naprawdę jest wyjątkowego w tych soundtrackach, że tak wychwalam je ku niebiosom? Jedyna odpowiedź, jaka przychodzi mi od razu na myśl, to ich melodyjność oraz prostota w kompozycjach, która jest wręcz atutem kieszonkowego urządzenia. Nie ma tutaj miejsca na monumentalne soundtracki, wszystko skupia się wokół minimalizmu, cała sfera audio pełni rolę narracyjną, okraszającą nasze działania, tak jak to było za czasów 8 czy 16-bitowych konsol, zanim przyszła era nagrań aktorów głosowych. Muzyka w grach „Playdate” nie pełni rolę zapychacza, a wręcz jest radiostacją dostarczającą nam mnogą ilość różnorodnych gatunków muzycznych.
Jednym z wielu atutów urządzenia „Playdate” jest jego niski próg wejścia. Nie trzeba być doświadczonym kompozytorem lub deweloperem, by od razu załapać, co kryje się w małym żółtym pudełku. Jedynym ograniczeniem jest nasza kreatywność. Myślą przewodnią studia Panic było dostarczenie konsoli, która przyczyni się do rozbudzenia kreatywności wśród entuzjastów elektronicznej rozrywki, a ograniczenia tylko wzmogą apetyt na stworzenie nowych, nieodkrytych wcześniej możliwości.
Muzyka w grach „Playdate” nie pełni rolę zapychacza.
Jestem pewien, że jesteśmy dopiero u progu wybuchu produkcji oraz programów, które zasypią użytkowników konsoli „Playdate”. Szczególnie zachęcam młode osoby do spróbowania swoich sił w produkcji gier na to małe żółte urządzenie, ponieważ może to być piękny początek historii jeśli chodzi o tworzenie gier wideo.