Wiadomym było, że czegokolwiek Mick Gordon by nie napisał po genialnym Doomie, zawiódłby rzeszę nowych fanów. Część z Was go kojarzy z powyższego dzieła, niektórzy może odkryli go podczas drogi na szczyt wraz z mocnymi soundtrackami do nowych Wolfensteinów. Dlatego też możecie mieć mylne pojęcie, że jest to kompozytor specjalizujący się w mocno przesterowanym brzmieniu, którego Prey zwyczajnie nie potrzebował.
Muzyka do Preya musi brzmieć inaczej, ponieważ to zupełnie inny setting.
Dlatego też nie mogę się zgodzić z opiniami, że nastąpił spadek formy u Micka. Muzyka do Preya musi brzmieć inaczej, ponieważ to zupełnie inny setting, chociaż zdarzają się kompozycje dziwnie familiarne, jak chociażby Phantoms. „Signature sound” Micka został jednak przełamany syntezami kojarzącymi się z latami 80., więc chociaż gitarowe zagrywki kojarzą się z Wolfensteinem, a pojedyncze partie synthów przywodzą na myśl marsjańską rozwałkę sprzed roku, to skrzypce dodają nowego sznytu do muzyki Australijczyka.
Jeżeli przyrównać do gatunków, Wolf był hard rockowym rżnięciem, Doom – djentem, a nowy Prey zdecydowanie osadza się momentami w post-rockowym brzmieniu. Jego melancholijność w ciekawy sposób łączy się z fabułą gry. Najbardziej nieprzystający do całości wydaje się (najlepszy moim zdaniem i najbardziej unikatowy z całej ścieżki) Everything is Going to Be Okay, który jakby został napisany na początku, zanim developer poprosił Micka o zaimportowanie brzmień z poprzednich jego soundtracków. Może teraz popłynąłem z fantazją, ale trudno nie odnieść takiego wrażenia słuchając muzyki z gry.
Odcinanie kuponów.
Oprócz 10 kompozycji Gordona, dostaliśmy na albumie 4 utwory innych artystów. Into Tunnels Matta Piersalla to standard na eksplorację i rozpisywać się nadto nie warto. Ben Crossbones popełnił bardzo intrygujący ambient, który zadowoli fanów gatunku, reszcie natomiast nie będzie wadził dzięki ładnemu operowaniu smyczkami. Semi Sacred Geometry od Piersalla i Raphaela Colantonio to dziwny kolaż electro i industrialnego rocka. Najlepszy kawałek tego duetu, może nawet lepszy od Everything Is Going to Be Okay, a z pewnością porównywalny to Mind Games. Na co dzień nie potrafię tolerować vocoderów, tutaj jednak siedzą w poetyce idealnie.
Może nie wszystkie fragmenty pasują do siebie tak, jak słuchacz mógłby tego oczekiwać na początku, niemniej po kilku odsłuchach te dwa utwory plasują się na szczycie i trochę szkoda, że brak konsekwentnie obranego kierunku rozmywa resztę muzyki. Odcinanie kuponów od poprzednich dzieł Micka Gordona – czy to intencjonalne, czy przypadkowe – sprawia, iż ten soundtrack przeminie w pamięci graczy.