Moja przygoda z grami wideo rozpoczęła się dosyć późno, kiedy miałam osiemnaście lat. Większość graczy przyznaje, że zainteresowanie tą formą rozrywki (i sztuki) wynieśli z dzieciństwa, w przeciwieństwie do mnie. Owszem, posiadałam Commodore 64, zdarzyło mi się grać też u przyjaciół czy kuzynów. Później, kiedy otrzymałam pierwszego peceta, mój brat znosił do domu gry typu Diablo czy Return to Castle Wolfenstein, jednak grałam w nie bez większego entuzjazmu. Traktowałam gry tak samo, jak spora część społeczeństwa, czyli jak głupią rozrywkę dla małolatów.

Było to moje pierwsze spotkanie z OST do gry wideo, a także pierwszy świadomy zakup i odpalenie gry.

Zmiana nastąpiła w momencie, w którym usłyszałam ścieżkę dźwiękową do Quake’a. W klasie maturalnej zgadałam się z nauczycielem angielskiego, który – podobnie jak ja – był miłośnikiem twórczości Trenta Reznora. Pożyczyłam od niego kilka singli Nine Inch Nails oraz wspomniany wyżej soundtrack, który tak mi się spodobał, że postanowiłam sprawdzić, jak ta muzyka odnajduje się w grze. Było to moje pierwsze spotkanie z OST do gry wideo, a także pierwszy świadomy zakup i odpalenie gry, co zmieniło raz na zawsze moje podejście do tego medium.

W klasie maturalnej zgadałam się z nauczycielem angielskiego, który – podobnie jak ja – był miłośnikiem twórczości Trenta Reznora.

Quake nie jest wysublimowaną grą z ciekawą fabułą. Jest prostą nawalanką, w której łoimy hordy potworów, przechodząc jeden poziom po drugim. Jednak przyjemna rozgrywka, mroczny klimat i, co najważniejsze, niesamowita muzyka sprawiają, że jest to produkcja niezwykła. Soundtrack jest tak przejmujący i przerażający, że granie bez niego odejmuje połowę atmosfery gry. Surowe brzmienia syntezatorów i przesterowane gitary, czyli znak firmowy Reznora, krzyżują się z szeptami, krzykiem, odgłosem rozrywanego i pożeranego mięsa. Doskonale pasuje on do ciemnych i zimnych korytarzy, pełnych pułapek i przerażających istot, które przemierzałam niejednokrotnie z przysłowiową duszą na ramieniu. Quake OST jest niezwykle sugestywny i trzymający w napięciu, co sprawia, że rozgrywka jest bardzo intensywna i nawet po dwudziestu dwóch latach od premiery gra nadal potrafi przestraszyć.

Zaczęłam odkrywać inne produkcje, zwłaszcza te z gatunku survival horror, a przede wszystkim świat gier pochłonął mnie bez reszty.

Od tej pory zaczęłam zwracać uwagę na oprawę dźwiękową gier, która jest dla mnie jednym z ich kluczowych elementów po dziś dzień. Zaczęłam odkrywać inne produkcje, zwłaszcza te z gatunku survival horror, a przede wszystkim świat gier pochłonął mnie bez reszty. Gdyby nie ten konkretny soundtrack, pewnie do dnia dzisiejszego uważałabym gry wideo za stratę czasu i bezsensowną, prymitywną rozrywkę. Historia ta pokazuje, jak wielką moc i wartość może mieć ścieżka dźwiękowa i jaki wpływ ma ona na odbiór całości produkcji. Pokazuje też, że czasem warto bliżej poznać jakieś zjawisko zamiast ulegać stereotypom.

Redaktor

Izabela Besztocha

Miłośniczka gier niezależnych, głównie horrorów, zwracająca szczególną uwagę na sound design. Marzy o zostaniu sound designerem. Dysonanse, przestery i inne nieprzyjemne dźwięki to coś, czego lubi słuchać najbardziej.