Na krańcach post-apokaliptycznego świata żyją odrzutki. Jak niepotrzebne myśli zepchnięte na tył głowy. Tam się kotłują i ustalają własne zasady – żeby w barach złamać i je, i kości. Bar to zresztą supeł tego świata – wszystkie nici zaplatają się w tym jednym miejscu. Budzimy się jako członek motorowego gangu przemytników, którzy próbują przetrwać w świecie korporacji. Budzimy się z luką w pamięci i meliną dookoła.
Jak stworzyć muzykę przeszłości o przyszłości? A no właśnie tak, jak Nicolas de Ferran.
Nasz Rast nie jest jednak żadnym Robin Hoodem. Nie jest też Harrierem „Harrym” Du Boisem z Disco Elysium, mimo podobnej formuły. Najbliżej mu chyba do Ricka Sancheza, który za chwilę zrobi pośmiewisko z poczciwego Mortiego. W świecie Scrap Riders chodzi zresztą głównie o to, żeby być „cool”, niczym John Travolta w latach 80.
No i tu właśnie jesteśmy. I faktycznie, jest „cool”. Oto lata 80. w pełnym rozkwicie – i muzycznie i growo. Tylko, że w świecie cyberpunka, jak Blade Runner z Harrisonem Fordem. A więc, jak stworzyć muzykę przeszłości o przyszłości? A no właśnie tak, jak Nicolas de Ferran, który jest tu naszym przewodnikiem. Kompozytor cofnął się w czasie, wszedł w głowy ówczesnych kompozytorów i, niczym muzyczny Stanisław Lem, wyobraził sobie przyszłość oczami przeszłości.
Jest więc tak, jak to w latach 80. – jest bardzo melodyjnie. Potężne gitarowe solówki, które prują przez rozległą przestrzeń – są. Typowe arpeggio na syntezatorach (The Valkyries Will Come For You) – obecne. Drum machine w rytmie 4/4 (Alternate Route) – gotowe. A jednocześnie unosi się nad tym duch przyszłości. Duch Świata Cyfrowego.
Pod różowo-turkusowym, 16-bitowym płaszczem lat 80., zmieszanym z cyfrowym cyberpunkiem.
De Ferran idzie w wielu kierunkach jednocześnie – w rock, pop, disco, a nawet metal – szczególnie bębnów w King Of The Vikings, do którego, w jakiś pokrętny sposób, aż chce się kręcić długimi włosami. Jeśli się je ma. Jednocześnie de Ferran jest jak ten bar, który jest supłem świata, bo wszystkie te gatunki splatają się tu ze sobą new wavem lat 80. I zamawia się następną kolejkę – niby każdy drink ma tu tę samą bazę, a jednak smak za każdym razem jest inny.
Kompozytor, który od dziecka marzył właśnie o tym, żeby tworzyć muzykę do gier, z założenia jest bardzo wszechstronny. I w Scrap Riders widać to jak na dłoni. Pod różowo-turkusowym, 16-bitowym płaszczem lat 80., zmieszanym z cyfrowym cyberpunkiem – niczym w słynnym drinku z epoki, White Zinfandelu – kryje się cały barek różnych gatunków. I wszystkie do siebie pasują. Możemy przewinąć kasetę na chybił-trafił i to, co usłyszymy, będzie wysokoprocentowe.
Przed nami ostatnia podróż z kryształową muzyką do sagi Final Fantasy. Tym razem omawiamy ścieżki dźwiękowe do części od X do XVI. Nie zabraknie anegdot z procesu powstawania utworów ani zakulisowych historii, które miały wpływ na kształt serii. Jak zawsze więcej
Mortal Kombat przyzwyczaił nas do tego, że nawet tak prosty i stary koncept jak bijatyka może z każdą kolejną częścią przechodzić ewolucję i odkrywać siebie na nowo. Właściwie od czasu MK 9 poprzez MK X aż po MK 11 otrzymywaliśmy więcej, więcej
Prezentowanie w materiałach promocyjnych Sea of Stars nazwiska Yasunori Mitsudy — autora muzyki m.in. do Chrono Trigger i Chrono Cross — było zgrabnym chwytem marketingowym, który miał zapewne na celu przyciągnąć do gry fanów klasycznych jRPG. Jakież musiało być więcej
Produkcje Nintendo pod względem oprawy audio od zawsze stały na wysokim poziomie, z nielicznymi tylko wyjątkami. Era konsoli Super Famicom (SNES) dostarczyła nam wiele ikonicznych ścieżek dźwiękowych, które do dziś mają ogromną rzeszę odbiorców. Nic zatem więcej