Prezentowanie w materiałach promocyjnych Sea of Stars nazwiska Yasunori Mitsudy — autora muzyki m.in. do Chrono Trigger i Chrono Cross — było zgrabnym chwytem marketingowym, który miał zapewne na celu przyciągnąć do gry fanów klasycznych jRPG. Jakież musiało być zdziwienie, kiedy po otrzymaniu albumu słuchacze zorientowali się, że do soundtracku liczącego sobie ponad 200 utworów ten uznany na świecie kompozytor stworzył ich ledwie kilkanaście.
Muzyka do autorstwa Erica W. Browna i Mitsudy mocno uderza w nostalgiczną nutę.
Zadanie wykonane, ludzie dali się nabrać. Jednak ci, którzy mimo tego małego oszustwa zdecydowali się przesłuchać cały soundtrack mogli doznać szoku. I to dość pozytywnego, bowiem oto okazało się, że Mitsuda nie jest jedynym uzdolnionym kompozytorem na tym albumie.
Sea of Stars od samego początku jawił się, jako list miłosny do fanów klasycznych jRPG. Po ograniu tego tytułu trudno mi nie przyznać temu stwierdzeniu racji, z jednym zastrzeżeniem: Sea of Stars nie jest kalką gier sprzed lat. Owszem, czuć w nim ducha takich tytułów jak Golden Sun, Chrono Trigger czy Super Mario RPG. Jednak produkcja Sabotage Studio nie tyle się nimi inspiruje, ile wręcz mocno modernizuje zaczerpnięte z nich elementy, by można było je przenieść na współczesny grunt. Mówiąc w skrócie, Sea of Stars nie jest płytkim odzwierciedleniem klasycznych gier jRPG, ale raczej czymś, co można określić słowami „nowoczesny klasyk”.
Podejście „stare rozwiązania w nowoczesnym wydaniu” widać nie tylko w gameplay’u, systemie walki czy w szacie graficznej, ale także słychać na soundtracku. Bo choć przy pierwszym odsłuchu muzyka do Sea of Stars autorstwa Erica W. Browna i Mitsudy mocno uderza w nostalgiczną nutę, postarano się również o to, by tym retro brzmiącym kawałkom nadać własną oryginalną tożsamość. Dowodem tego może być melodia z ekranu tytułowego, która już w pierwszych sekundach przypomina to, co można usłyszeć w motywie otwierającym Chrono Trigger. Jednak kolejne warstwy dźwięków wznoszą melodię na kolejny poziom, nadając jej przy tym głębię wykraczającą daleko poza to, co dało się usłyszeć w 16-bitowych grach ze SNES.
Album iście nostalgiczny, ale skrojony również pod współczesnego gracza.
Przykładów podobnych melodii wyjętych rodem z dawnych gier jRPG, które zostały poddane lekkim modyfikacjom jest na tym soundtracku całe mnóstwo (np. A Day at the Lake, Port Town, Cursed Woods, Sea of Nightmare). Ale oprócz tego można na tym albumie znaleźć takie utwory, o których można powiedzieć, że mają w sobie coś więcej — coś, co sprawia, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym.
Szczególnie wartym uwagi są motywy środowiskowe, czyli takie, które towarzyszą nam w odwiedzanych lokacjach. To cała paleta motywów, na które składają się wspomniane charakterystyczne utwory niczym ze starych, dobrych gier na SNES, ale też kompozycje, które nie tylko oddają atmosferę danej lokacji, ale też na swój sposób nawiązują do innych dzieł z szeroko pojętej popkultury. Np. Across the Moorlands czy Sleeper Island brzmią niczym z filmów z muzyką Ennio Morricone, zaś Hills of Determination to nic innego, jak zmodyfikowany Hills of Destiny autorstwa samego Erica W. Browna do gry The Messenger. Do tego dostajemy sporo melodii utrzymanych w tematyce „niebiańskiej” – takie, które zawierają w sobie dźwięki naśladujące migoczące gwiazdy (np. The Elder Mist).
Mitsuda nie jest jedynym uzdolnionym kompozytorem na tym albumie.
Jednak to, co najbardziej zwraca uwagę, to fakt występowania tych utworów w dwóch wersjach. W grze mamy możliwość zmiany cyklu dnia i nocy w niemal dowolnym momencie gry. Ta mechanika wpływa nie tylko na rozgrywkę, ale również na to, jak brzmi muzyka. Trzymając jeden klawisz na padzie w mgnieniu oka dana melodia pozbywa się swojego ciepłego brzmienia i mnogości instrumentów na rzecz nieco bogatszych tonów z nutką elektronicznych dźwięków, nadając jej bardziej kameralnego charakteru. Dosłownie czuć przejście ze słonecznego dnia w gwieździstą noc.
Spędziłem z Sea of Stars kilkadziesiąt godzin i mogę powiedzieć, że to był najmilej spędzony czas. Już dawno nie grałem w taki tytuł, który sprawił, bym siedział na kanapie trzymając kurczowo pad w dłoniach. A mając na uwadze, jakie gry wyszły w ostatnim czasie, jest to nie lada wyczyn. Zaś sama ścieżka dźwiękowa to solidna kompozycja, która — podobnie jak gra — składa hołd klasycznym produkcjom, ale jednocześnie nie zapomina o swojej tożsamości. Album iście nostalgiczny, ale skrojony również pod współczesnego gracza.
Przed nami ostatnia podróż z kryształową muzyką do sagi Final Fantasy. Tym razem omawiamy ścieżki dźwiękowe do części od X do XVI. Nie zabraknie anegdot z procesu powstawania utworów ani zakulisowych historii, które miały wpływ na kształt serii. Jak zawsze więcej
Mortal Kombat przyzwyczaił nas do tego, że nawet tak prosty i stary koncept jak bijatyka może z każdą kolejną częścią przechodzić ewolucję i odkrywać siebie na nowo. Właściwie od czasu MK 9 poprzez MK X aż po MK 11 otrzymywaliśmy więcej, więcej
Prezentowanie w materiałach promocyjnych Sea of Stars nazwiska Yasunori Mitsudy — autora muzyki m.in. do Chrono Trigger i Chrono Cross — było zgrabnym chwytem marketingowym, który miał zapewne na celu przyciągnąć do gry fanów klasycznych jRPG. Jakież musiało być więcej
Produkcje Nintendo pod względem oprawy audio od zawsze stały na wysokim poziomie, z nielicznymi tylko wyjątkami. Era konsoli Super Famicom (SNES) dostarczyła nam wiele ikonicznych ścieżek dźwiękowych, które do dziś mają ogromną rzeszę odbiorców. Nic zatem więcej