Z roku na rok w naszym kraju powstaje coraz więcej gier wideo, które mają duże szanse zaistnieć w świadomości graczy spoza Polski. Między innymi dzięki naszemu wsparciu studia deweloperskie mogą sobie pozwolić na rozwinięcie skrzydeł i urzeczywistnić marzenia odnośnie realizacji najbardziej kreatywnych pomysłów.
Jedną z takich grup jest firma Flying Wild Hog powstała w Warszawie, w skład której wchodzą twórcy pracujący przy takich grach jak Painkiller, Bulletstorm, Wiedźmin 2 czy Sniper: Ghost Warrior. Po premierze Hard Reset, który był dla studia debiutanckim projektem, dwa lata później dzielą się z nami najnowszą produkcją w postaci odświeżonych i opowiedzianych na nowo przygód Lo Wanga w grze Shadow Warrior.
Producenci gry od samego początku zażyczyli sobie od kompozytorów, aby muzyka brzmiała filmowo.
Tytuł został osadzony w realiach Dalekiego Wschodu, a sama rozgrywka jest oparta na dobrze nam znanych schematach strzelanin FPP utrzymanych w starym, arcadowym stylu, z dużym naciskiem na walkę za pomocą broni białej. W przypadku oprawy audio twórcy gry zwrócili się nie do zagranicznych artystów, ale do naszej elity kompozytorów, którzy doświadczeniem i stanem umysłu od pewnego czasu mogą stawać w szranki o udział w wysokobudżetowych produkcjach z innymi gwiazdami tej branży. Brzmi to trochę górnolotnie, ale właśnie tak to widzę. Chociaż ten proces jest jeszcze mało zauważalny, mimo to jestem zdania, że nadchodzący rok może dużo wnieść do życiorysu wymienionych przeze mnie za chwilę osób.
Flying Wild Hog postanowiło zaufać i dać możliwość skomponowania muzyki do Shadow Warrior znanemu nam dobrze Michałowi Cieleckiemu, Krzysztofowi Wierzynkiewiczowi oraz charyzmatycznemu Adamowi Skorupie, którego niewielki wkład w produkcję okazał się znaczący dla finalnego projektu, ale o tym za chwilę. Producenci gry od samego początku zażyczyli sobie od kompozytorów, aby muzyka brzmiała filmowo i tak też się stało.
Od pierwszego kontaktu z Shadow Warrrior jesteśmy bombardowani dźwiękami wyciągniętymi z niejednego filmu akcji przypominającego nam blockbuster z Hollywoodu. Niemniej jednak dominują dźwięki z Dalekiego Wschodu. W tym wypadku najbardziej wyeksponowanym tutaj instrumentem są japońskie bębny Taiko, które wykreowały charakterystyczną dla siebie atmosferę przestrzeni oraz dynamiki (Gun Blade Magic, Gun Drummer Lo Wang). Dlatego jeżeli tak jak ja jesteście miłośnikami zespołu KODO lub YAMATO The drummers of Japan, na pewno poczujecie się jak w domu.
Kompozytorzy również nie szczędzili na użyciu innego instrumentarium perkusyjnego (chappa, gong) czy instrumentów dętych strunowych (koto). Niektóre kompozycje są przez to mniej lub bardziej przyprawione orkiestrą, chórem i elektroniką w zależności od tego, jak bardzo filmowa powinna być muzyka. Jeżeli podobała się Wam ścieżka dźwiękowa z Bulletstorm, to część z tych elementów znajdziecie w kompozycji Flying Limbs, który usłyszycie podczas wycinania mieczem w pień hord demonów. Ciekawym posunięciem ze strony autorów było użycie Erhu – tradycyjnego instrumentu chińskiego, wzbogacającego melodię o dodatkowy dźwięk. Pomimo agresywności, jaką serwuje nam utwór, ma on też momenty kiedy zwalnia i możemy wówczas rozkoszować się delikatną nutą.
Album, oprócz głośnych i dynamicznych motywów, ma w zanadrzu utwory nieco spokojniejsze (Awakening, A Moment of Calm) i choć nie ma ich zbyt wiele, to dają idealny kontrast i przerwę pomiędzy chaotycznymi kompozycjami. Jedną z nich jest Incompatible Feelings, która sięga do tego, co najlepsze w instrumentarium Dalekiego Wschodu. Mam na myśli dźwięki Konghou (odpowiednik chińskiej harfy) oraz chyba przez wszystkich uwielbiany dźwięk poprzecznego fletu.
Wszystko ładnie i zgrabnie zostało połączone przy użyciu sekcji instrumentów dętych i smyczkowych, oddających nastrojową atmosferę ogrodów Zen. Szczególnie moją uwagę zwrócił (zwłaszcza w lirycznych utworach) Deep Underground, chociażby z tego względu, że autorom udało się zbudować delikatnymi dźwiękami fletu i koto element grozy.
Jeżeli chodzi o temat przewodni płyty, to takiego niestety… nie ma. Owszem, jest motyw główny w postaci utworu Shadow Warrior, który wyszedł spod ręki Krzysztofa Wierzynkiewicza i Michała Cieleckiego. Ukazuje on, z czym będziemy mieli do czynienia przez kolejną godzinę, ale ostatecznie niczego nie wnosi do całej pracy. Udział Adama Skorupy w tym projekcie był może niewielki, gdyż zajął się on ewentualnym obrabianiem i doszlifowaniem utworów, aczkolwiek wystarczyło to, żeby wesprzeć kolegów po fachu nie tylko doświadczeniem, ale również pomysłami, jakie możemy usłyszeć w trakcie odsłuchiwania całej płyty.
Album jest także solidnym action scorem.
Nie zabrakło niestety kilku zgrzytów, do których mogę zaliczyć np. w postaci użytych sampli sztucznych instrumentów (Taking the Sword, Risen from the Ashes), co mimo wszystko nie przeszkadza zbytnio w ostatecznym odbiorze. Problemem jest raczej brak melodii, której nie ma w większości utworów. Ponadto album znużył mnie dość szybko, i w moim odczuciu poza grą wypada raczej średnio.
Mimo wszystko jednak ścieżce dźwiękowej do Shadow Warrior niewiele brakowało, by stała się najlepszą produkcją ostatnich lat na rynku. Na pewno jest ciekawostką i warto przesłuchać go choć jeden raz. Album jest także solidnym action scorem, dającym sporo frajdy w grze.