Czysta, biała kartka. Czysty, biały świat. Jaskrawy szum wiatru. Przebłyski, zamieć. Przez śnieg idzie się jak przez pamięć. Wynurzają się z niego ludzie i miejsca, jakby roztapiali ten śnieg i łapali ten wiatr i w rękach lepili z niego dawne miejsca i dawnych siebie. To bezpieczna przystań na drugim brzegu wielkiego jeziora. Zawsze taka sama. Rosnąca osada zamieszkała przez wspomnienia, które raz zapamiętane już się nie zmieniają. Jak pierwsze wrażenie nowo poznanej osoby. Zawsze z daleka, bez detali. Ale wspomnienia Petera nawet stąd nie są bezpieczne. Więc i droga w tył, jak i droga w przód, jest niepewna.
South Of The Circle jest jak zbiór pięknych kadrów ułożonych starannie na taśmie filmowej.
Idzie nią zanurzony do kolan w dźwiękach skomponowanych przez Eda Critchleya. Sam Ed Critchley też wędruje przez jakiś stan wody. Czasem wchodzi do tego samego spokojnego oceanu, co muzyka Hanii Rani. Innym razem wynurza się z ciemnej głębi, jak ścieżka dźwiękowa Marka Korvena do filmu The Lighthouse. Nie jest to zresztą jego pierwsza przechadzka po okolicy studia State Of Play – za soundtrack do Lumino City dostał nagrodę BAFTA.
Bliskość muzyki filmowej też nie jest tu przypadkowa, bo South Of The Circle jest jak zbiór pięknych kadrów ułożonych starannie na taśmie filmowej. My jesteśmy operatorem projektora. W połowie drogi między widzem a graczem. Jedna scena przyciąga drugą oddaloną o całe lata świetlne, jak w grze memory. Podobną, ale jednak inną. A muzyka nigdy nie gubi się po drodze – czasem ciągnie scenę za nogi chropowatą elektroniką, która wyje jak koła pociągu na metalowych szynach (początek British Base). Czasem popycha scenę, jak rozszalały wiatr (Plane Flyover czy najbardziej pospieszny na albumie Snowcat Drive). Czasem niesie ją po prostu w rękach, kołysząc jak niemowlę (Funfair, Beach Town). A czasem pozwala jej opaść łagodnie czystym pianinem (Cafe).
Critchley jako instrumentalny bard tej gry świetnie odnajduje się w multi-klimacie lat 60.
Critchley jest multiinstrumentalistą. Więc jako instrumentalny bard tej gry świetnie odnajduje się w multi-klimacie lat 60. Pomiędzy miłością, Zimną Wojną, walką o prawa kobiet i lodowatą Antarktydą. Wnika pomiędzy małą i dużą historię i oplata ją. Tka nici w różnych kolorach i zawiązuje całą opowieść. Za pomocą dynamiki i tekstury instrumentów tworzy wrażenie dźwiękowych kształtów, jak do projektu Sketches, który można znaleźć na jego stronie. Jak muzyczne mandale. Ostre rogi przypina przesterowanymi syntezatorami, łagodne krawędzie ciągnie długimi, ciepłymi padami.
Paradoksalnie najgrubszą nicią w tym całym misternym obrazie jest pianino. To ono jest tu niejako „wokalem”, który dodaje swój subtelny komentarz, kiedy tylko się pojawia, a nierzadko towarzyszy mu jedynie nucąca coś w tle harmoniczna. Jak podczas kameralnych występów w małych kawiarniach (Train Cabin, Pub). Ed Critchley stworzył wnętrze minimalistyczne i jednorodne, ale jednocześnie każdy pokój to wystawa wspomnień z innych okresów życia z bardzo dobrym audio przewodnikiem.