Jeśli ktoś spodziewa się poważnego tekstu o tym, jak soundtrack do Splatoon 2 ubogacił mnie pod względem duchowym i kulturalnym, albo sprawił, że w połowie zacząłem rozpisywać się o różnicach pomiędzy muzyką popową a sakralną, to muszę rozczarować, bowiem jedynym zadaniem tego soundtracku jest dostarczanie słuchającemu czystej, niczym nieskrępowanej rozrywki. I robi to całkiem dobrze.

Splatoon 2 ubogacił mnie pod względem duchowym i kulturalnym.

Próbowałem przypomnieć sobie, kiedy po raz ostatni miałem okazję przesłuchać podobną składankę o zbliżonym stylu. Oczywiście pierwszy tytuł, który przyszedł mi do głowy, to wydany kilka lat wcześniej Splatoon, a trochę głupio mi porównywać sequel do prequela. Drugi w kolejności był The World Ends With You. Jednak w tym przypadku po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że to tytuł skierowany do innego słuchacza – takiego, który jest zdecydowanie bardziej obeznany ze współczesną japońską popkulturą.

W moich poszukiwaniach zależało mi na znalezieniu takiej gry, której muzyka – podobnie jak w TWEWY – swoimi dźwiękami będzie „przemawiać” językiem młodzieży, tzn. będzie energiczna, rytmiczna, wyzywająca, ale też – co ważne – wielokulturowa. Sięgając głębiej w swojej pamięci w końcu udało mi się znaleźć taką grę. Jest nią Jet Set Radio.

Jeśli ktoś pamięta soundtrack do Jet Set Radio, czyli ogromny miks gatunkowy, do którego należą j-pop, hip hop, funk, electronic dance, rock, acid jazz i trip hop, który był akceptowalny tak przez wschodniego, jak i zachodniego gracza, to słuchając soundtracku do Splatoon 2 może poczuć się jak w domu.

Ogromny miks gatunkowy.

Aby lepiej zrozumieć fenomen muzyki ze Splatoon (patrz przykład: koncert na żywo z użyciem hologramów), trzeba mieć na uwadze to, w jaki sposób współgra ona ze światem Splatoon w ogóle. Po pierwsze w grze uświadczymy istniejących w rzeczywistości artystów i zespoły, którzy zostali osadzeni w uniwersum gry, nadając im wirtualne alter ego.

Brzmi to abstrakcyjnie, ale to działa: motywy grane podczas rozgrywki online, jak Undertow, Inkoming!, Endolphin Surge czy Now or Never! odgrywa wirtualny zespół Wet Floor, w skład którego wchodzą istniejący w rzeczywistości muzycy: Hiroaki Takeuchi, Sachiko Watabe, Akitoshi Kuroda, Kei Yamazaki i IKUO. Warto przy tym zwrócić uwagę na wokal Watabe, który został przerobiony tak, aby wymyślony język i akcent był charakterystyczny dla mieszkańców Inkopolis. I to dotyczy w zasadzie pozostałych wokalistów osadzonych w świecie Splatoon.

Po drugie, różnorodność gatunkowa. Jak już wcześniej wspomniałem seria Splatoon, podobnie jak Jet Set Radio, może pochwalić się szeroką gamą wykorzystanych na soundtracku gatunków muzycznych. Wspomniany wcześniej Wet Floor bawi się różnymi stylami, choć zdecydowanie trzyma się rocka z mnóstwem elementów elektronicznych. Ale już Lookin’ Fresh autorstwa DJ Lee Fish to oldschoolowy hip hop z dużym dodatkiem elektroniki.

Zespół Bottom Feeders, autorzy Shipwreckin’, Fins & Fiddles Seafoam Shanty, upodobał sobie z kolei celtycki punk (!), a na drugim brzegu jest Ink Theory, którego Broken CoralRiptide Rupture stanowi połączenie jazzu i rytmów samby. Jest też mój ulubiony Chirpy Chips, który serwuje połączenie rocka z chiptune (polecam Blitz It!Wave Prism). Heavy metal z kolei reprezentuje na tym soundtracku Diss-Pair (np. Seasick).

Splatune Splatoon – daj się ponieść zwariowanym rytmom.

To co wymieniłem, to oczywiście tylko wybrane zespoły, których utwory są słyszalne wyłącznie w trybie multiplayer. Świat Splatoon 2 to także tryb dla pojedynczego gracza, do którego należy również chociażby Octo Canyon, w którym usłyszeć można świetny elektroniczny dubstep w postaci Bomb Rush Blush od DJ Octavio czy mocno wpadający w ucho Spicy Calamari Inkantation autorstwa Squid Sisters.

Najbardziej podoba mi się jednak Buoyant Boogie. Nie tyle dlatego, że jest skoczny i przez to trudno utrzymać się przy nim w bezruchu, ale również za to, że zawiera w sobie pojedyncze dźwięki z… Donkey Kong Country. Takie puszczanie oczka do fanów Nintendo lubię najbardziej.

A czego nie lubię? Cóż, na pewno tego, że na tym dość pokaźnym soundtracku znajduje się również dużo utworów, które w moim odczuciu nie powinny się nań znaleźć. Mam na myśli takie, które trwają mniej niż 30 sekund i są bardzo powtarzalne, jak chociażby znane z multiplayera Victory!, Defeat czy Final Wave Clear. Jestem zdania, że album z soundtrackiem powinien zawierać najlepsze z najlepszych, dlatego nigdy nie rozumiem decyzji o umieszczaniu na nich tego typu utworów, niezależnie od tego, jakiej gry dotyczy (podobnie kręciłem nosem przy Undertale).

Pozostałych mogą odrzucać dźwięki wydawane przez wirtualne ośmiornice i kałamarnice.

Niemniej jednak trudno mi się obrażać za taką błahostkę. Bowiem soundtrack Splatoon 2 to moim zdaniem małe spełnienie marzeń dla tych, którym brakuje klimatów rodem z Jet Set Radio, no i przede wszystkim gratka dla młodszych słuchaczy. Pozostałych mogą odrzucać dźwięki wydawane przez wirtualne ośmiornice i kałamarnice, które dają się we znaki na niemal każdym utworze i w niemal każdej postaci – od wokalu po efekt dźwiękowy grany gdzieś w tle.

Czytaj więcej:

Zastępca Redaktora Naczelnego

Paweł Dembowski

Gra w gry odkąd pamięta, pisze o nich również kawał czasu. Uzależnienie jak nic. Jednak nie może powiedzieć, żeby kiedykolwiek czegokolwiek żałował. Poza tym dziennikarz z pasji i powołania.