Christophe Héral jest kompozytorem kojarzonym w świecie gier niemal wyłącznie z serią Beyond Good & Evil – serią, gdyż zacna część pierwsza ma już wkrótce rzekomo dorobić się sequela. Odstawiając jednak myślenie życzeniowe na boczny tor, skoncentrujmy się na współpracy monsieur Hérala z Billym Martinem – współpracy, której efektem było stworzenie OST do wydanej w 2011 roku Rayman Origins. Album (dołączany do edycji kolekcjonerskiej gry) zawiera 36 stosunkowo krótkich kompozycji, z których równo dwie trzecie stworzył Héral; autorem pozostałych 12 jest Martin.
Dzięki takim zabiegom w muzyce tej odnaleźć może się zarówno młodszy słuchacz.
Jedną z pierwszych myśli, które przychodzą do głowy podczas słuchania ścieżki dźwiękowej towarzyszącej tej części przygód Raymana, jest powalająca wręcz mnogość instrumentów wykorzystanych do jej realizacji. Całość została nagrana w Paryżu przez Star Pop Orchestra. I choć nie dla wszystkich znajdujących się na płycie utworów znalazło się miejsce w samej grze, to każdy z nich prezentuje równie wysoki poziom. Znaczenie muzyki dla tej produkcji jest podkreślone dodatkowo przez zawarcie w grze ciągu plansz, których motywem przewodnim jest muzyka właśnie (nomen omen: Desert of Didgeridoos). Szalony bieg po pięciolinii w rytm etnicznego ambientu ma swój nieodparty urok.
Wiele utworów osadzonych jest w stylistyce kojarzącej się z konkretnymi kulturami, co świetnie współgra z obrazami przedstawionymi w grze. Podczas gdy Rayman ucieka przed ziejącym ogniem szefem kuchni, my – słuchając The Dragon Chef’s Belly – czujemy się, jakbyśmy siedzieli w meksykańskiej knajpce obok przygrywających mariachi. Wspinając się na ośnieżone szczyty usłyszymy zawodzenie będące karykaturą śpiewów nuconych przez buddyjskich mnichów. Przysłuchując się zaś bliżej co niektórym utworom, wychwycić można elementy… jazzu.
Partie rytmiczne tego OST to gratka dla każdego fana instrumentów perkusyjnych. Znajdziemy tutaj zarówno niskie dźwięki kotłów, jak i zagrane z wyczuciem rudymenty na werblu. Pośród wielu instrumentów etnicznych, (didgeridoo, marimby, ukulele), na szczególne uznanie zasługuje pomysłowe wykorzystanie kazoo oraz drumli, które nie goszczą zbyt często we współczesnych kompozycjach. Uwagę na ścieżce przykuwa utwór Lums of the Water, który doskonale łączy stylistykę lounge z wykorzystaniem mocno przetworzonych głosów przypominających „śpiewanie” rozbawionego niemowlaka. Dzięki takim zabiegom w muzyce tej odnaleźć może się zarówno młodszy słuchacz, jak i nieco starszy – obaj wyłapując przy tym coraz to ciekawsze niuanse. Nie brak tutaj również utworów, które w nieco mroczniejszych momentach gry przyprawią nas o szybsze bicie serca, a mowa choćby o The Abyss.
Słuchanie albumu nie pozostawia wątpliwości.
Próba zachowania spójności (ale nie monolitycznej!) przy takim poziomie różnorodności to wyzwanie, które mogło się zakończyć na jeden z dwóch sposobów – powstaniem albo czegoś wybitnego, albo wybitnie nieciekawego. Przesłuchanie albumu nie pozostawia wątpliwości, że dzieło Hérala i Martina należy do pierwszej z tych kategorii. Ścieżka dźwiękowa Rayman Origins to wspaniały przykład tego, jak połączyć można kunszt wykonawczy z idealnie pasującą do stylistyki gry zabawą dźwiękiem – a wszak to właśnie o zabawę się tu rozchodzi.