Powiedzieć, że byłem podekscytowany zapowiedzią The Legend of Zelda: Skyward Sword na Switch to jak nic nie powiedzieć. Tego dnia, kiedy został pokazany trailer, wręcz krzyknąłem z radości już w pierwszej sekundzie filmu. Patrząc po reakcjach co bardziej znanych youtuberów mogę powiedzieć, że nie byłem wtedy sam. Żeby zrozumieć moją radość musielibyśmy się cofnąć o te 10 lat, kiedy gra wylądowała na Wii i od wejścia urzekła mnie… w sumie to wszystkim. Inteligentnie zaprojektowane łamigłówki, złożony świat pełen sekretów, wymagające potyczki i ten ogromny barwny świat. Również fantastyczna ścieżka dźwiękowa doskonale uzupełnia ten prawdziwie przygodowy klimat gry.
Muzyka w Skyward Sword posiada parę atutów, które sprawiają, że bije swoje poprzedniczki na głowę.
Nie będę kłamał, do momentu wydania Breath of the Wild to właśnie Skyward Sword w moim prywatnym rankingu dzierżył tytuł najlepszego soundtracku w historii serii The Legend of Zelda. Jasne, Twillight Princess, Wind Waker i wcześniejsze tytuły wydane na Nintendo 64 też miały świetną muzykę, ale ta w Skyward Sword posiada parę atutów, które sprawiają, że bije swoje poprzedniczki na głowę. Na przykład fakt, że soundtrack został niemal w pełni zorkiestrowany sprawia, że Skyward Sword brzmi bardziej naturalnie, a miejscami czuć podniosłość ogrywanej w tle melodii. Każdy instrument ma swoje pięć minut, żeby zabłysnąć przed publiką. Z kolei znane i lubiane motywy, jak Zelda’s Lullabye czy Inside a House odgrywane przez żywych ludzi brzmi zdecydowanie lepiej, niż gdyby miała je zagrać maszyna.
Jak wspomniałem wcześniej, ścieżka dźwiękowa stanowi idealne dopełnienie atmosfery przygody, którą czuć przez całą grę. Można powiedzieć, że muzyka ów stoi gdzieś pomiędzy posępnym Twillight Princess, a radośnie kolorowym Wind Waker. Nie uświadczymy tu zatem przesadnie mrocznych motywów (pamiętacie tę niepokojącą, a jednocześnie irytującą melodię podczas walki w Twillight Realm?), ani aż nazbyt radośnie plumkających dźwięków w tle. W przypadku Skyward Sword kompozytorzy podeszli do zadania zdroworozsądkowo, dostarczając soundtrack, który ma nam przede wszystkim towarzyszyć w trakcie PRZEŻYWANIA PRZYGODY. Nie przez przypadek podkreślam to dużymi literami — przygoda w Skyward Sword to słowo klucz, który wręcz krzyczy do nas chociażby w Ballad of the Godness. Słychać tę doniosłość chwili, czuć te emocje, które doświadczamy podczas naszej podróży. To jest melodia godna bohatera! A to jedynie przedsmak tego, co nas czeka.
Seria The Legend of Zelda od niemal zawsze cechowała się umiejętnym wykorzystaniem muzyki w swoich grach. Również w przypadku Skyward Sword żadna melodia nie pojawiła się na tym soundtracku przez przypadek, zaś ich niemal całkowita orkiestracja dodaje +10 do emocji. Przykładem tego może być motyw tajemniczej Fi. Jest to uroczy utwór z fletem w roli głównej, którego melodię trudno byłoby odtworzyć na komputerze. To samo mogę powiedzieć o The Sky, czyli motywie towarzyszącym podczas lotu z Loftwingiem. W tym przypadku duet flet i puzon odwalają kawał dobrej roboty, zaś całość doskonale sprawdza się w sekwencjach lotu. Nawet słuchając utworu poza grą można poczuć wiatr we włosach.
Do momentu wydania Breath of the Wild to właśnie Skyward Sword dzierżył tytuł najlepszego soundtracku w historii serii.
Melodie słyszane w trakcie przepraw przez lochy, miasta i inne miejscówki brzmią typowo dla każdej gry Nintendo – wszystko zgodnie z zasadą „słyszysz to, co widzisz”. Ale trzeba przyznać, że pod kątem jakości nie można im niczego zarzucić i dobrze oddają atmosferę tych lokacji. Eldin Volcano — bębny i vibe porównywalny do tego, co widzieliśmy do tej pory w wiosce Goronów; Faron Woods — skoczna melodia z wykorzystaniem drobnych instrumentów; Lanayru Desert — pustynne klimaty itd. Mój jedyny problem z tymi utworami jest taki, że nie zapadają one w pamięć tak, jak te kluczowe i najbardziej znane motywy. W samej grze spisują się na medal, jednak poza nią trudno znaleźć kogoś, kto z pamięci zanuciłby np. Lake Floria, Skyview Temple albo Earth Temple.
Ogrywany przeze mnie The Legend of Zelda: Skyward Sword na Switchu przywołał masę przyjemnych wspomnień, także tych związanych z muzyką. Ta stanowi jeden z mocniejszych elementów gry i jednocześnie postawiła poprzeczkę wyżej dla swojego następcy, głównie za sprawą orkiestracji. Muzyka jest miejscami monumentalna, niekiedy relaksująca. Ale nade wszystko czuć dzięki niej to, że bierzemy udział w przygodzie przez duże „P”.