Jeszcze kilkanaście lat temu na wieść o podjęciu przez kogoś decyzji stworzenia w pojedynkę własnej gry wszyscy wokół pukali się w głowę. Oczywiście nie było to niemożliwe, jednak wiązało się z zebraniem niemałej sumy pieniędzy (opłaty za licencje itp.), posiadaniem ponadprzeciętnej wiedzy, a następnie poświęceniem masy czasu i wysiłku, żeby samodzielnie ogarnąć chaos, z którego docelowo ma wyłonić się „coś”.

Na szczęście czasy się zmieniły. Rozwój technologii (która dzisiaj jest zdecydowanie bardziej przystępna dla przeciętnego Kowalskiego) oraz crowdfunding doprowadziły do tego, że rynek jest co roku zalewany grami od niezależnych producentów, także tych działających w pojedynkę.

Undertale, nad którym pracował prawie 3 lata, jest po dziś dzień uznawany za jeden z najlepszych tytułów niezależnych i najczęściej komentowanych w Internecie.

Wystarczy spojrzeć na pierwszą stronę Metacritic – połowa z tych gier, które tam widzicie, powstała w czyimś pokoju z wykorzystaniem darmowych narzędzi jak Unity, Unreal Engine, GameMaker, a nawet RPG Maker. Co ważne, spora część z nich nie tylko zachwyca krytyków, ale też bije na głowę produkcje z wyższej półki. 

To pokazuje, że można tworzyć grę w pojedynkę, jeśli ma się pomysł i wykazuje się ogromną determinacją. Te dwie cechy z całą pewnością pomogły Toby’emu Foxowi. Jego Undertale, nad którym pracował prawie 3 lata, jest po dziś dzień uznawany za jeden z najlepszych tytułów niezależnych i najczęściej komentowanych w Internecie – memów, fanartów i przeróbek soundtracku jest co nie miara.

No właśnie, soundtrack. Już sam fakt, że Toby Fox samodzielnie zaprojektował całą grę od A do Z i przeniósł swoją wizję na ekran komputera budzi respekt, ale większe wrażenie robi to, co zrobił przy warstwie muzycznej. A jest o czym mówić. Bo nie tylko złożył hołd starszym 8-bitowym tytułom (Once Upon a Time przypomina wprowadzenie do gry RPG z NES-a) i dorzucił sporo współczesnych brzmień, ale nawet udało mu się oba te światy ze sobą połączyć. Każdy utwór ma swój unikatowy styl i doskonale oddaje emocje towarzyszące temu, co widać na ekranie. To bardzo ważne, bowiem ci, którzy mają już za sobą przygodę z Undertale, słuchając soundtracku od początku do końca (utwory ułożone w sposób chronologiczny) mogą „przeżyć to jeszcze raz”.

Do wyboru mamy zatem bardzo emocjonalne UndertaleHis Theme i Don’t Give Up, pełne dramaturgii i zagrzewające do walki Spear of JusticeSpider DanceSAVE the World i Hopes and Dreams; nieco spokojniejsze i przepełnione melancholią SnowyWaterfall i It’s Raining Somewhere Else; szalone, choć niezwykle chwytliwe Metal Crusher i Death by Glamour; przepełnione adrenaliną (cecha charakterystyczna raczej dla motywów bitewnych w stylu Enemy Approaching i Stronger Monsters, choć w wypadku tej gry to nie reguła) Megalovania; doprowadzające do głupawki DogsongDummy i Temmie Village; wprowadzające niemal domową atmosferę Home i Snowdin Town. Pojawiło się również trochę miejsca psychodeliki w postaci Chill (polecam posłuchać razem z obrazem towarzyszącym w grze!). Krótko mówiąc: dla każdego cos miłego.

Charakterystycznym „trzaskom” towarzyszą również dźwięki pianina, gitary basowej i elektrycznej.

Soundtrack obfituje także w różnorodne instrumenty. Choć gra stylizowana jest na 8-bitowe RPG i takie też dźwięki słychać (vide wspomniane wcześniej Once Upon a Time, ale też nieco krótsza melodia przypominająca podróż na grzbiecie Chocobo Bird That Carries You Over A Disproportionately Small Gap), to jednak na tym inwencja twórcza Foxa się nie kończy. Charakterystycznym „trzaskom” towarzyszą również dźwięki pianina, gitary basowej i elektrycznej, a nawet udało się gdzieniegdzie wepchnąć brzmienia orkiestralne (np. An Ending). Dzięki tej mieszance Fox uderzając swoją grą w nostalgiczną nutę jednocześnie wprowadza do niej elementy XXI wieku.

Niestety, choć może się wydawać, że moim zachwytom nie ma końca, to jednak album ma pewne wady. Pierwszą jest występowanie na nim utworów, które się dublują. Na przykład NGAHHH i Nyeh Heh Heh! to nieco spowolnione wersje Spear of Justice oraz Bonetrousle. Drugim problemem to cała masa zdecydowanie krótkich utworów (do 30 sek.), które w grze może się sprawdzają, ale poza nią są po prostu zbędne (Start MenuDogbass, Last EpisodeOh My…) oraz… efektów dźwiękowych (Long Elevator).

Niestety, choć może się wydawać, że moim zachwytom nie ma końca, to jednak album ma pewne wady.

Przyznam szczerze, że bardzo, ale to bardzo długo zastanawiałem się, czy nie dać muzyce z Undertale naszego znaczka rekomendacji. Toby Fox stworzył arcydzieło przez duże „A”, mające niebagatelny wpływ na współczesnych graczy w każdym wieku, a o którym niewątpliwie będzie się jeszcze długo mówiło. W przypadku soundtracku zrobił wszystko, by należycie wykorzystać każdą sekundę, żeby utwór współgrał z każdą świetnie napisaną postacią i zaprojektowanym światem.

Niemniej jednak nie mogę przymknąć oczu na wspomniane wyżej niedogodności oraz na to, że nie wszystkie utwory (razem jest ich 101, wliczając w to utwory niewykorzystane w samej grze) nadają się do słuchania poza grą. Soundtrack z Undertale stanowi dla mnie idealne dopełnienie niesamowitej przygody, jaką przeżyłem, i chciałbym, żeby właśnie to wrażenie pozostało w mojej pamięci.

Zastępca Redaktora Naczelnego

Paweł Dembowski

Gra w gry odkąd pamięta, pisze o nich również kawał czasu. Uzależnienie jak nic. Jednak nie może powiedzieć, żeby kiedykolwiek czegokolwiek żałował. Poza tym dziennikarz z pasji i powołania.