Musiało upłynąć dziesięć lat bym zobaczył, jak moja ulubiona branża gier wideo ma poważny problem. Mowa o japońskim rynku elektronicznej rozrywki, który ma problemy na arenie międzynarodowej i swój żywot toczy głównie lokalnie. Jak długo to potrwa? Odnoszę wrażenie, że japoński model pisania gier wideo stracił swoją odrębność na rzecz zachodnich produkcji, zaś to ostatecznie przełożyło się na bezrobocie japońskich artystów.
Lata osiemdziesiąte zapisały się jako czas szczególny dla graczy.
Nieliczne studia deweloperskie w Japonii, w tym ogromne koncerny takie jak Square Enix, Bandai Namco Games oraz Konami, wiodą prym na arenie międzynarodowej, ale raczej bez większych sukcesów, może poza dobrze nam znanymi seriami (Final Fantasy, Metal Gear Solid, Resident Evil). Mam odczucie, że japońskie wytwórnie nieudolnie starają się upodabniać własne gry do zachodnich produkcji zapominając o swoich korzeniach. Skutki takich działań bywają różne, ale najczęściej odnoszą marny efekt.
Do napisania artykułu skłoniła mnie malejąca ilość dobrej muzyki od autorów pochodzących z Japonii, do których nie tylko mam słabość, ale to dzięki nim zainteresowałem się grami wideo. Należałoby jednak zacząć od samego początku. Lata osiemdziesiąte zapisały się jako czas szczególny dla graczy, był to bowiem początek nowej ery dla rynku gier wideo w Japonii oraz w Stanach Zjednoczonych. Konsola Nintendo Entertainment System (NES) była przełomowa pod wieloma względami, ale ja szczególnie zapamiętałem ją dzięki ścieżkom dźwiękowym z gier.
W latach osiemdziesiątych Stany Zjednoczone były oczarowane przez konsole, a w szczególności Famicona (nazywanego tam “Nintendo Entertainment System”). Gry były zupełnie inne niż produkcje zachodnie, więc ich oryginalność była źródłem sukcesu wśród obcokrajowców. Michał Mazur (PSX: Extreme)
Czas ten okazał się niezwykle twórczy dla osób piszących muzykę – pomimo pięciokanałowego dźwięku mono wszystkie piski oraz syczenia brzmiały ostatecznie jak melodie, które do dzisiaj każdy z nas nuci sobie pod nosem. Nie trzeba daleko sięgać pamięcią, by przytoczyć przykłady w postaci Super Mario Bros, The Legend of Zelda (Koji Kondo), Dragon Warrior (Koichi Sugiyama), Castlevania (Michiru Yamane), Mega Man (Manami Matsumae) oraz Final Fantasy (Nobuo Uematsu) i wiele innych.
Z biegiem czasu oraz nastaniem lat dziewięćdziesiątych pojawiły się nowe technologie, dające nowe możliwości nie tylko twórcom gier, ale również kompozytorom, których zaczęto powoli rozpoznawać. Konsole Nintendo wiodły długo prym na rynku, a swoją cegiełkę do rozwoju nie tylko elektronicznej rozrywki dorzuciło Sony, za sprawą konsoli PlayStation. Od tamtej chwili sposób pisania muzyki zmienił się diametralnie, co automatycznie przeniosło się na pojawienie się utalentowanych kompozytorów z Japonii.
Z nastaniem nowej ery technologicznej oraz z ogromnym popytem na branżę gier wideo zmieniło się diametralnie postrzeganie nie tylko procesu twórczego gier, ale również komponowania muzyki. Za zmiany odpowiada wiele czynników, jednym z głównych jest wiek odbiorców. Osoby, które od dzieciństwa były związane z japońskimi markami dorosły i większość z nich już nie kupuje historii nastoletniego bohatera, tylko potrzebuje od razu identyfikować się z postacią dorosłą, niekiedy po osobistych przeżyciach. Kolejnym powodem narastania problemów w Japonii okazał się brak umiejętnego podejścia do globalizacji od strony wschodnich deweloperów. Sam Keiji Inafune, twórca serii Mega Man i Dead Rising, podpisuje się pod tymi słowami, zaś w jednym z wielu wywiadów potwierdził rosnącą niemoc japońskiego rynku elektronicznej rozrywki oraz brak jakichkolwiek działań, by polepszyć tę sytuację w Japonii.
Z czasem nastąpił przesyt gier japońskich, a same firmy przestały inwestować w nowe produkcje. Sequel za sequelem, oklepane schematy pozostawiły te gry w cieniu zachodnich tytułów. Mówi się, że uczeń przerósł mistrza. Nie znaczy to oczywiście, że japońskie gry przestały się podobać. Po prostu dobre tytuły zdarzają się rzadziej niż kiedyś, a duża konkurencja zachodnich gier pozostawiła je w tyle. Michał Mazur (PSX: Extreme)
Co za tym idzie? Brak dobrych tytułów wpływa na bezrobocie wśród twórców muzyki, zwłaszcza wolnych strzelców bez własnej stałej działalności. Wiele z tych osób z racji tego, iż nie posiadają menedżerów oraz kiepsko znają język angielski, może zapomnieć o powrocie do zawodu. W takim razie co powinno się zmienić? Na pewno jednym z wielu rozwiązań jest wsparcie japońskich artystów przez niezależne wytwórnie. Dobrym przykładem jest początkująca firma fonograficzna Brave Wave oraz Scarlet Moon Productions, które na swoim koncie mają już drobne dokonania w promocji kompozytorów ze Wschodu. Na pewno serwis Bandcamp wiele pomógł, jednak w dalszym ciągu jest to za mało. Ze swojej strony mogę dodać, że dopóki studia deweloperskie w Japonii nie zmienią polityki, to przez długi czas nie będziemy widzieli dobrych gier, a co za tym idzie, ścieżek dźwiękowych.