Przeszło pół roku temu odbyła się premiera Wiedźmina 3: Dziki Gon. Same pozytywne recenzje zachęciły miliony do nabycia swojego egzemplarza, a na forach gracze już pytają o czwartą odsłonę (choć spora część z nich nie przeszła jeszcze głównego wątku „trójki”).
Wstępnie mogę powiedzieć Wam jedno: będzie grubo.
Jak widać publika jest wciąż głodna dalszych przygód Geralta, więc trzeba rzucić coś, co zaspokoi wilczy apetyt zniecierpliwionych. Z tego też powodu udałem się do siedziby CD Projektu RED, żeby osobiście zapoznać się z pierwszym dużym dodatkiem do trzeciej części Wiedźmina, Serca z Kamienia, który już za kilka dni pojawi się w sprzedaży. Już na wstępnie mogę powiedzieć Wam jedno: będzie grubo.
Miałem mały problem z tym, jak zacząć zapowiedź Serc z Kamienia i koniec końców padło na to, że stopniowo każdy element gry będę omawiać w kolejności, zaczynając od najmniejszego, a kończąc na największym, czyli na muzyce. Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy, to rozmiar mapy. W Sercach z Kamienia wiedźmiński świat zyskał nowe tereny na północno-wschodnich krańcach, które w podstawowej wersji nie były dla gracza dostępne (po przekroczeniu pewnej bariery gra „prosi” o powrót). Jest to całkiem spora połać ziemi, co sami możecie sprawdzić na poniższym porównaniu.
Druga rzecz, którą dane było mi sprawdzić w praniu podczas walki, to nowa mechanika Słów Runicznych. Jeżeli graczowi zdarzy się mieć wyjątkowo potężny przedmiot mający trzy sloty w ekwipunku na kamienie, to zamiast z miejsca wkładać runy można pójść do zaklinacza – zupełnie nowej postaci w grze, która zgadza się pomóc graczowi po wypełnieniu pewnego zadania – który potrafi „wypalić” na przedmiotach w ekwipunku wspomniane Słowa Runiczne.
Wtedy dostępne będą specjalne modyfikatory, dzięki czemu można robić rzeczy, które w podstawowej wersji gry nie były znane (np. walka płonącym mieczem, multiplikacja działania rzuconych znaków). Pozostałe elementy w grze, jak np. system dialogowy i ruchy kamerą, przeszły pewne drobne zmiany, które w zamyśle twórców mają pomóc w lepszym przekazywaniu opisywanej w grze nowej historii. A w tej kwestii jest o czym mówić.
Pozwólcie, że pokrótce i w miarę swoich możliwości bez spoilerów opiszę Wam podróż, jaką Geralt odbył podczas ogrywania prezentowanego mi bulida. Wpierw znalazł na tablicy ogłoszenie od niejakiego Olgierda von Everec, który prosi o pomoc „łowcę potworów” w załatwieniu jednej sprawy; udał się we wskazane miejsce okazujące się być miejscówką bandytów, gdzie stoczył potyczkę z jednym z większych oprychów; Olgierd prosił wiedźmina o pokonanie stwora z kanałów, z którym nie dali sobie radę jego najlepsi ludzie (w międzyczasie przyjął też zadanie poboczne od jednej z ludzi Olgierda); pokonany stwór przemienił się w człowieka, a Geralt stracił przytomność w wyniku zatrucia.
Nieprzytomnego Geralta obcy ludzie wzięli do niewoli na swój statek, bo, jak się okazało, ów zabity był dla tych ludzi kimś bardzo ważnym, więc wiedźmin musi za to zapłacić; Geralt spotkał na pokładzie swojego dawnego „kamrata”, który obiecał mu uwolnić go z niewoli w zamian za przysługę; po tym, jak statek rozbił się przy brzegu, a Geralt pokonał adwersarzy, udał się na miejsce spotkania ze swoim towarzyszem, który daje mu zadanie przyniesienie głowy Olgierda; ten wraca do płonącej w wyniku odbywającej się imprezy kryjówki bandytów i walczy z samym ich przywódcą.
Łącznie ok. 40 min. zupełnie nowej muzyki, w której prym wiedzie nowy motyw główny Hearts of Stone.
Dużo tego, prawda? A co będzie, jeśli Wam powiem, że to dopiero POCZĄTEK jednego z wątków? Tak, licznik pokazał, że w wiedźmińskim świecie siedziałem ponad godzinę, ale dopiero po walce z Olgierdem akcja zaczęła nabierać tempa, a opowiadana przez twórców historia stawała się bardziej klarowna. I właśnie to jest w tym wszystkim najlepsze i stanowi główny punkt tego dodatku.
Bo Serca z Kamienia to nie paczka nowych misji typu przynieś-podaj-pozamiataj-zapłata, ale nowych wątków fabularnych. A to zupełnie co innego. Sam Marcin Przybyłowicz, który znów wprowadzał mnie do tego nowego świata, mówił, że proces tworzenia dodatku trochę przypominał wprowadzenie do gry nowego opowiadania Sapkowskiego niezwiązanego z wątkiem głównym.
Przygotujcie się zatem na to, że będzie więcej sytuacji, które zaczynać się będą niewinnie, ale splot wydarzeń sprawi, że gracz zostanie wplątany w coś znacznie większego, bardziej złożonego, a po drodze spotka więcej nieoczywistych bohaterów drugoplanowych i zdecydowanie silniejszych bossów, którzy na potrzeby tego dodatku dysponują paroma sztuczkami mogące zakończyć walkę po kilku uderzeniach.
Trochę to przypomina opisywany przeze mnie wątek Krwawego Barona: zlecone przez zwykłego dupka proste zadanie odnalezienia rodziny barona przerodziło się w tragiczną historię całej familii (z płaczącym baronem w roli głównej), podczas której należało całkowicie wyzbyć się myślenia zero-jedynkowego.
W Sercach z Kamienia usłyszymy całkowicie nowy zestaw muzyczny stworzony przez Przybyłowicza, Percivala, ale za to już bez Mikołaja Stroińskiego. Łącznie ok. 40 min. zupełnie nowej muzyki, w której prym wiedzie nowy motyw główny Hearts of Stone. Jest trochę mroczniejszy, uderza w zupełnie inne tonacje emocjonalne i w pewien sposób podsumowuje to, co gracz będzie mógł zobaczyć na własne oczy. Czyli w pełni wpisuje się w cięższy ton, w jaki utrzymany jest dodatek (vide wątek à la Krwawy Baron). Przybyłowicz powiedział mi, że ekipa starała się zrobić z tego motywu oś, która spaja całość fabuły.
To by się nawet zgadzało, bo motyw ten przewijał się w ogrywanym przeze mnie fragmencie wielokrotnie w różnej postaci: od menu głównego, przez zwiastowanie niebezpieczeństwa w kanałach, aż do historii Olgierda. Mnie samemu najbardziej zapadła w pamięci scenka, w której dzieci zebrane wokół niewielkiego drewnianego totemu śpiewały piosenkę o „Lustrzanym Człowieku” („Mirror Man”) pod melodię Serc z Kamienia (słowa w języku polskim napisała Karolina Stachyra).
Przyszłość klaruje się całkiem przyjemnie.
Więcej grzechów już nie pamiętam… a raczej nie mogę Wam powiedzieć z racji tego, że niniejszy tekst dotyczy moich odczuć związanych z tym, co widziałem i słyszałem w grze podczas wizyty w CDP Red. Tego też zamierzam trzymać się do końca, czego efekt mogliście przeczytać wyżej. Ale jedno mogę Wam wyjawić: przyszłość klaruje się całkiem przyjemnie.