Muzyka budzi więc emocje i wspiera narrację – najważniejsze zadania zatem spełnia. Ta emocjonalność nie ogranicza się jednak do samej gry.

Utwory towarzyszące mapie galaktyki ze wszystkich trzech części relaksują.

Zawsze oceniam kompozycje pod względem nie tyle oryginalności brzmień, co pod kątem tego, jak bardzo wpasowuje się ona w warstwę fabularną i wspiera emocjonalnie to, co widzimy na ekranie. Szczególnie istotnym jest dla mnie, by emocje wyzwalane były również po zakończeniu gry, na samo usłyszenie danego utworu.

Muzyka do Mass Effect to realizuje – „The Normandy Reborn” podnosi na duchu; „I Was Lost Without You” i „I’m Proud of You” skłania do przemyśleń o miłości i przyjaźni w obliczu trudów. Utwory towarzyszące mapie galaktyki ze wszystkich trzech części relaksują w chwilach wielkiego stresu i mogą nawet pełnić rolę muzycznej terapii.

Wsłuchując się w galaktykę – Trylogia Mass Effect #2

Jeśli po zakochaniu się w grze sam soundtrack potrafi u nas ponownie wzbudzić pewne emocje i radość, która towarzyszyła nam właściwej zabawie, świadczy to o tym, że kompozytorzy dobrze spełnili swoje zadanie.

Ten mniej popularny soundtrack: Andromeda

Sama muzyka może nie wystarczyć – nawet marka niewiele daje. Dobrym przykładem jest bowiem muzyka do spin-offu, jakim jest Mass Effect Andromeda – najnowsza gra z serii. Akcja toczy się w zupełnie innej galaktyce, około 600 lat po wydarzeniach z oryginalnej trylogii. Kompozycje skomponował tylko jeden kompozytor, John Paesano – i jest to muzyka bardzo dobra. Gości w mojej kolekcji i regularnie tego soundtracku słucham. Utwór otwierający „A Better Beginning”, „Memories” czy „A Trail of Hope” to bardzo dobre kawałki, których słucha się miło.

Pavel Kobyzev

Ale soundtrack ten słuchany osobno nie budzi emocji. Głównie dlatego, że nie zostały one ukształtowane w momencie gry – narracja Andromedy jest słaba. Scenarzyści niestety się nie popisali – postacie, wydarzenia i główna fabuła są przeciętne – nie są złe, ale też nie zachwycają. Nie ma tu ani budowania napięcia, ani więzi – ze statkiem, z załogą, z czymkolwiek – dlatego i sam kompozytor nie ma za bardzo z czym pracować.

Dla aspirujących kompozytorów jest to cenna lekcja – jeśli narracja gry jest dobra, ma się coś, z czym można pracować. Trzeba się wtedy wysilić, by muzyką wspomóc tę narrację, lecz rezultaty są warte tego wysiłku. Gdy jednak narracji tej brakuje, albo jest ona niskich lotów, wtedy nawet ciężka praca kompozytora może nie przynieść pożądanych efektów, bowiem nie ma punktu zaczepienia, nie ma o co tej muzyki oprzeć.

Musimy najpierw zagrać i doświadczyć tego.

Sprawność w podkreślaniu emocjonalnej warstwy gry, mocne połączenie muzyki i narracji oraz emocje wyzwalane przez muzykę słuchaną poza grą – to mocne strony soundtracków do trylogii Mass Effect. Ale samo przesłuchanie muzyki nie wystarczy – musimy najpierw zagrać i doświadczyć tego, jak narracja łączy się z muzyką i te dwa elementy wzajemnie się wspierają. Dopiero wtedy na muzykę tę spojrzymy w nowym świetle.

Czytaj więcej:

Współpracownik

Wojciech Usarzewicz

Od lat 90. interesuje się muzyką do gier, a wśród ulubionych kompozytorów wymienia Ruskaya, Haaba i O’Donnella. Komponuje hobbystycznie i regularnie pracuje ze słowem pisanym.