Po premierze Yakuza 6: The Song of Life fani serii byli zgodni co do tego, że zwieńczenie przygód Kazumy Kiryu to idealny moment na odświeżenie znanej od lat formuły. I nie mówię tu tylko o odmalowywaniu ścian, ale o solidnym remoncie. Ryū ga Gotoku posłuchało swoich fanów, czego dowodem jest Yakuza: Like a Dragon. Jednak chyba nikt nie przypuszczał, że zmiany będą aż tak radykalne, a wraz z nimi zmieni się również brzmienie serii.
Yakuza: Like a Dragon do dla mnie fenomen, ale też pewnego rodzaju symbol.
O ile wymiana głównego bohatera ze starego poczciwego Kiryu na bardziej pogodnego i nieco lekkomyślnego Ichibana Kasugę była raczej spodziewanym krokiem, o tyle zmiana systemu walki i rozwoju postaci — z typowego brawlera na RPG pokroju, nomen omen, Dragon Quest — była nie lada szokiem. Choć trzeba przyznać, że fani szybko się do tej zmiany przyzwyczaili. Oczywiście, zmiana formuły serii wymagała również innego podejścia do ścieżki dźwiękowej. Także i tutaj zostałem bardzo mile zaskoczony.
Pierwsza poważna zmiana jest słyszalna szczególnie w trakcie starć z przeciwnikami. W Yakuza: Like a Dragon nadal mamy do czynienia z losowymi walkami, ale tym razem żywą nawalankę zastąpiono systemem turowym, przywodzący na myśl klasyczne jRPG (ponownie: Dragon Quest). Toteż melodie muszą być adekwatne do gatunku gry: charakteryzować się mocnym brzmieniem i łatwo wpadać w ucho. Wiem co mówię, bo motywy bitewne to mój konik. Tym samym rockowe brzmienia, które przez lata towarzyszyły nam podczas rozwalania rowerów o łby przeciwników, zostały zastąpione przez mocną elektronikę z dubstepem na czele. I matko jedyna, jak to wyszło! Yokohama Crackhouse znajduje się w mojej ścisłej topce ulubionych utworów bitewnych, a Ascension Point znajduje się tuż za nim. Serio, zanim oficjalnie wyszedł album, specjalnie wchodziłem w konfrontację z przeciwnikami, żeby tylko móc sobie tylko posłuchać tych utworów. Czuć tę adrenalinę i podniecenie, które towarzyszy mi zawsze przy każdym dobrym motywie bitewnym.
Zmiana formuły serii wymagała również innego podejścia do ścieżki dźwiękowej.
Ale Ryū ga Gotoku nie byłoby sobą, gdyby nie wychodziło poza schemat. Oprócz standardowych motywów bitewnych mamy również całą masę innych, które odgrywane są w bardzo kluczowych momentach w grze (przeważnie są to starcia z bossami). Dynamizm, potężne uderzenie i te niesamowite rytmy — to ich znaki rozpoznawcze. Zaprawdę powiadam Wam, że piorąc maskę tego czy innego złola będziecie się gibać w rytm muzyki. Ja tak na pewno miałem słuchając War Maker, Asphodelos (brah!), appassionato czy Anwser from Geomijul. Z ręką na sercu mogę Wam powiedzieć, że to idealne motywy na imprezę elektro/techno.
Trudno mi nie wspomnieć o kilku innych utworach, które skradły moje serce. Pierwszym z nich jest Rolling Eyes Fall Down the Dragon Wall, którego usłyszymy w trakcie walki z Kazumy Kiryu. Tu nie tylko czuć ciężar walki ze Smokiem Dojimy (ponieważ uznano, że armia ludowo-wyzwoleńcza, Hunowie i maszyny bojowe Iron Mana są zdecydowanie zbyt łatwymi przeciwnikami), ale też duch poprzednich odsłon Yakuzy zawierając w tym motywie subtelne nawiązanie do Receive You — oficjalnym motywie Kiryu. Kolejnym jest Recieve You The Hyperactive, który zaczyna się dość niewinnie, żeby potem uderzyć nas w twarz z całą swoją mocą i szybkością, z jaką Goro Majima wykańcza swoich wrogów. No i jest oczywiście Triplet After Triplet, czyli motyw towarzyszący nam podczas walki z głównym (?) bossem. Jest tu wszystko: spokój na początku, potężne uderzenie (niczym Prawa Ręka Boga), poczucie ciągłego niebezpieczeństwa, ale też świadomości, że gracz bierze udział w czymś epickim.
Yakuza: Like a Dragon to najlepszy Dragon Quest od czasów Dragon Questa.
Samą walką członek Yakuzy nie żyje. Warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że na soundtracku znaleźć można wiele utworów, które również w na swój sposób nawiązują do gatunku jRPG. Ot na przykład mamy Subterranean Castle, czyli typowy motyw dungeonów (niemal dosłownie, bo w kanałach), Hero and Dragon, który brzmi, jakby żywcem wyjęty z jakiejś filmowej cutscenki z Dragon Quest, czy Senka no Mango No Te, czyli kolejny motyw bitewny, w którym połączono nowoczesność z 16-bitową tradycją. Oprócz tego znaleźć można także wiele innych motywów, które świetnie podkreślają klimat Yakuza: Like a Dragon, wliczając w to wszystkie utwory słyszane w trakcie wyścigów gokartów (Mario Kart? A co to jest?), no i oczywiście karaoke z genialnym Yume Mita Sugata E.
Yakuza: Like a Dragon do dla mnie fenomen, ale też pewnego rodzaju symbol. Oto pierwsza gra z serii, która odcina się od swoich korzeni, ale jednocześnie zachowuje jej ducha. O soundtracku można powiedzieć to samo: to, co słyszeliśmy w sześciu ostatnich odsłonach Yakuzy było i minęło. Nadeszła nowa era, a wraz z nią zupełnie nowe brzmienia. Ryū ga Gotoku oraz naczelny kompozytor serii, Hidenori Shoji, czują jRPG i wiedzą, co należy dostarczyć, aby zadowolić fanów gatunku. Yakuza: Like a Dragon to najlepszy Dragon Quest od czasów Dragon Questa. Soundtrack polecam szczególnie tym, którzy, podobnie jak ja, nieco się zawiedli muzyką do „jedenastki”.