Tego typu inicjatywy to grząski grunt. Z jednej strony fajnie jest, gdy polski wydawca postanawia zrobić coś więcej i nagrywany jest utwór promocyjny, z drugiej strony jest szansa, że materiał wtopi dość mocno.
Koncept jawił się jako podatny na dzieło wysokiej jakości.
Tutaj pomysł zdecydowanie lepszy niż miało to miejsce w przypadku O.S.T.R.-ego i Żywiołaka promujących World of Tanks, gdzie kawałek był tak naprędce stworzony, że tego nie udało się ukryć żałosną aranżacją. W końcu Doom czerpie z metalu, więc tym bardziej pasuje, by metal zaczerpnął z Dooma.
A że dobrych, znanych i utytułowanych kapel ziemia nadwiślańska wydała sporo, koncept jawił się jako podatny na dzieło wysokiej jakości.
Stety niestety zadowoleni będą tylko fani zespołu Hunter, bo potworek jakiego wypluto na potrzeby promocji Dooma Eternal jest żałosny pod każdym względem. Tekst jest żenująco głupi i ma jeszcze mniej sensu, gdy przeczytamy go w opisie filmu.
Riffy gitarowe to standard, brak tu finezji, ciekawego pomysłu, czy chociażby nowatorskiego rozwiązania technologicznego, by miks utworu brzmiał mocniej. Może Cenega wpadła na pomysł dwa tygodnie przed premierą i Drak musiał na szybko coś napisać i dlatego ten tekst jest głupszy od młodych gniewnych raperów z bogatych domów?
Stety niestety zadowoleni będą tylko fani zespołu Hunter.
Całości dopełnia słabiutki teledysk nakręcony równie naprędce co sam utwór, ale tworzenie do tego materiału z powstawania tylko dopełnia żenady. Postawmy to obok oficjalnych materiałów Bethesdy, postawmy w końcu Huntera obok Micka Gordona. To jest przykre w prawie obraźliwy dla całej metalowej braci sposób. Powiedzieć wam, moi drodzy parafianie, jak się robi promo Dooma, w którym największego wrażenia nie robią łapy kulturysty wcielającego się w Slayera?
Kogokolwiek, kto potrafi ukręcić solidną rzeźnię elektroniczną.
Weźcie porządną i uznaną na świecie kapelę metalową: Behemoth, Decapitated, Vader, Mgła – you name it. Doklejcie do nich uznanego na świecie polskiego kompozytora muzyki elektronicznej: Brainpaina albo Xilenta, albo kogokolwiek, kto potrafi ukręcić solidną rzeźnię elektroniczną. Każcie im razem pracować, a dostaniecie coś porównywalnego do Micka Gordona.
Bo przepraszam bardzo, ale jeśli ostatnią grą w jaką grał Drak był Doom 2 z 1994 roku, to o czym my mówimy? Ten kawałek mógłby promować Dooma, ale właśnie wtedy, nie w 2020 roku, gdy 5 sekund po wczytaniu menu głównego zapomniałem o tym, że Hunter miał cokolwiek wspólnego z grą. Bo na szczęście poza tym słabiutkim utworkiem, nie ma nic.