Parafrazując klasyka: „Ogień, widzę ogień, ogień widzę!” Ot, cała recenzja muzyki w Ancestors Legacy. Przyznam, że głupio by to wyglądało, gdybym na tym zakończył tekst, a biorąc pod uwagę, że prawdopodobnie nie zostałby nawet opublikowany, wypada napisać więcej o najnowszym soundtracku Adama Skorupy i Krzysztofa Wierzynkiewicza. Wyjadacze, którzy działają w branży już od lat i majsterkowali przy drugim Wiedźminie, tym razem wyjmują miotacz płomieni i robią na polu bitwy prawdziwą jesień średniowiecza.

Kto zna dorobek obu kompozytorów, tego niewiele podczas słuchania Ancestors Legacy zaskoczy. W ruch poszły wybłagane przez stylistykę gry lira korbowa, struny głosowe, cały sklep muzyczny bębnów oraz oczywiście instrumenty symfoniczne. Z pomocą utalentowanych wokalistów i instrumentalistów udało się Polakom stworzyć iście ognistą muzykę, która maluje przed nami kolejne kręgi piekielne. Obraz ten doskonale zgrywa się z grą – RTS-em śledzącym podboje wczesnośredniowiecznych nacji, w którym wojowie co i rusz wybijają sobie zęby i łamią szczęki.

Raz monumentalny na miarę najnowszego God of War, innym razem apokaliptyczny niczym Lista Schindlera, Ancestors Legacy żongluje właściwie tylko tymi dwiema kulami. Mimo że kompozytorzy starają się urozmaicać muzykę coraz ciekawszymi instrumentami (takimi jak kamancze albo wspak – odmiana wiolonczeli), wychodzi to… średnio. Odsłuch był dla mnie na tyle męczący, że musiałem się zmuszać, żeby podczas tych prawie dwóch godzin nie zrobić sobie przerwy. Słyszymy na przemian ogniste „bitewniaki” i soundtrack nadciągającej pożogi. Dobra wiadomość jest taka, że nie brak wyjątków – czy to w postaci niezdrowej fascynacji Isengardem (To Serve You Is To Reign), czy chorału gregoriańskiego śpiewanego po niemiecku, jak w Nightly Prayer. Na szczęście problem znika całkowicie w momencie, kiedy słuchamy Ancestors Legacy z doskoku, dając się porwać pojedynczym ścieżkom i zapominając o tym, że kilka innych brzmi podobnie.

Zdecydowanie trzeba oddać sprawiedliwość wyczuciu przez kompozytorów dynamiki gameplayu. Doskonale dobrali oni tempa i rytmy utworach, co pozwala nam bez reszty zatracić się w boju. Synergia jest tak dobra, że mam wrażenie, iż słychać to nawet podczas samodzielnego odsłuchu. Odpowiedni pacing (zarówno jeśli chodzi o tempo, jak i strukturę) muzyki współgrającej z innym medium jest absolutnie kluczowy dla prawidłowego jej funkcjonowania, więc Adamowi Skorupie i Krzysztofowi Wierzynkiewiczowi należą się w tej kwestii szczególne pochwały.

Dostaliśmy bardzo przyzwoity soundtrack, który robi swoją robotę w grze i chętnie potowarzyszy nam podczas podróży do pracy.

Chyba najpoważniejsze z perspektywy melomana zastrzeżenie to brak jakichkolwiek lejtmotywów na soundtracku. Wyraźnie słychać, że idąc tropem wytyczonym przez gliwickie studio Destructive Creations, duet Polaków skupił się na oddaniu realistycznej atmosfery i zamiast podniosłych Zimmerowskich rogów otrzymaliśmy o wiele bliższą rzeczywistości, trudną do rozpoznania podczas boju sferę dudniących bębnów okraszonych przeraźliwymi zadęciami i kawalkadą smyczków.

Jeden powie Wiedźmin, drugi krzyknie Ash of Gods, a jeszcze inny – For Honor. I wszyscy trzej będą mieli trochę racji. Muzyce w Ancestors Legacy trochę brakuje osobowości, chociaż nie jest to tak dotkliwe jak w przypadku poprzedniego projektu kompozytorów, czyli wspomnianego Ash of Gods. Dostaliśmy bardzo przyzwoity soundtrack, który robi swoją robotę w grze i chętnie potowarzyszy nam podczas podróży do pracy/szkoły. Ale najlepszym kompanem będzie zdecydowanie podczas łojenia Wizygotów i zakładania państwa polskiego.

Współpracownik

Marek Domagała

Gitarzysta, kinofil i nałogowy gracz Rocket League. Uwielbia syntezatory i nie pogardzi dobrym black metalem. Stawia pierwsze kroki jako kompozytor muzyki do gier.