Była sobie w latach 90. taka kreskówka Magiczny autobus. Uczniowie z klasy ekscentrycznej Pani Loczek podróżowali tytułowym busem po meandrach nauki i odbywali przygody, które onieśmieliłyby niejednego Indianę Jonesa. Odejmijmy Panią Loczek, weźmy w nawias sferę naukową i dodajmy cichego wielbiciela Lorda Vadera, a wyjdzie nam nic innego jak Crossing Souls. Umuzycznione przez Chrisa Köbke i Timecop1983.
Jak można się domyślać, ta pixel-artowa przygodówka rozegrana została na nostalgicznych nutach. Tyczy się to również muzyki; Chris Köbke (kompozytor/orkiestrator/aranżer z Berlina)i Timecop1983 (holenderski przedstawiciel nurtu synthwave) cofają zegar i zabierają nas kilka dekad wstecz.Sięgają w tym celu po wspomniany synthwave i swojego rodzaju „Williamswave” (oznaczający nic innego jak partyturę przygotowaną w duchu twórczości Johna Williamsa z lat 80. i 90.). Ich wspólnego wysiłku, mimo odtwórczości i wydawałoby się dysonansu niekoniecznie współpracujących ze sobą stylistyk, słucha się nad wyraz dobrze. W samej grze muzyka również działa należycie.
Najpoważniejszym przewinieniem tego OST jest wyraźne epigoństwo. O ile w przypadku Timecop1983 argument ten trafia jak kulą w płot (bo w ten sposób podważylibyśmy ogół jego tożsamości artystycznej, co jest tematem bardziej na artykuł niż tę recenzję), o tyle do partytury Chrisa łatwo się przyczepić. Jego autorska sygnatura jest bowiem dość nierówna – czasem wyraźna, innym razem rozmywa się wśród Williamsowych sforzand i figuracji.
To nie tyle wehikuł czasu, co kapsuła, a te nie mają w zwyczaju tworzyć nowej jakości. Są jak przewodnicy, którzy n-ty raz oprowadzają wycieczkę po tym samym szlaku turystycznym. Czasem warto byłoby jednak zboczyć z trasy, zwłaszcza że do samej rozgrywki w Crossing Souls zostały wprowadzone odświeżające elementy, takie jak na przykład kontrolowanie kilku postaci naraz. W tym kontekście pojawia się więc pewien (niezbyt znaczący, ale wciąż) prześwit…
Najpoważniejszym przewinieniem tego OST jest wyraźne epigoństwo.
…Prześwit, który działa na niekorzyść soundtracku tym bardziej, że jego częściowe naśladownictwo nakazywałoby raczej postawić przy tablicy Johna Williamsa i Brada Fiedela (Terminator) niż autorski duet. A zwłaszcza kiedy na ekranie pojawia się złowrogi Major Oh Rus i słyszymy jego motyw muzyczny – toż to wariacja na temat Marszu Imperialnego! Z kolei bardziej oryginalne w tym kontekście utwory (takie jak Shen Lee’s Antiques, The Case of the Goldfield Bridge czy Ennio Maccaroni’s Song) również podchodzą pod epigoństwo – tyle że pod innym adresem. Przed falą krytyki OST z Crossing Souls chroni wyraźnie widoczna idea pastiszu. Ta podwójna tarcza (nostalgia i pastisz) sprawnie odbija wszelkie wspomniane wcześniej zarzuty, ale niestety nie gwarantuje pomyślnego przejścia próby czasu.
Crossing Souls na pewno spodoba się amatorom nostalgicznych podróży w czasie. Niczym bolid wzorowany na słynnym Delorean time machine, zabiera słuchacza trzy dekady wstecz i gwarantuje mu brak nudy. Jednak bardziej doświadczony meloman zamiast duetu berlińskiego kompozytora i przedstawiciela synthwave’u wybierze zapewne Kevina samego w domu, Harry’ego Pottera,albo po prostu Gwiezdne Wojny – z Terminatorem na przystawkę. I ciężko będzie go za to wytykać palcem, bo jeśli recenzowany OST próby czasu nie przejdzie, to właśnie przez niewyraźne inicjały twórców. A może powinienem założyć okulary?