Jako że nigdy nie miałem przyjemności zagrać w oryginalną Personę 3, myślałem, że ominie mnie problem nostalgii utrudniającej trzeźwe spojrzenie na wersję Reload. A jednak. Im dłużej grałem, tym częściej łapałem się na porównywaniu jej do z częściami 4 i 5. Wszelkie odniesienia do poprzednich odsłon postaram się ograniczyć do minimum, a resztę poświęcić na ocenę muzyki jako takiej, chociaż niczego nie obiecuję.
Ścieżka dźwiękowa początkowo wydaje się wręcz rozkosznie radosna.
Na warstwę dźwiękową składają się remiksy oryginalnych utworów skomponowane przez legendę serii, Shoji`ego Megurę, oraz nowe kawałki autorstwa Atsushiego Kitajoh. Materiał jest na tyle obszerny, że długo by tu wymieniać przeróżne gatunki muzyczne, które wybrzmiewają w trakcie rozgrywki. Jest tu hip-hop, pop, znajdzie się też jazz, rock i muzyka orkiestrowa. W dużym skrócie – mieszanka wybuchowa.
Persona 3 Reload opowiada bardzo dojrzałą historię, w której twórcy nie uciekają od trudnych tematów, takich jak np. przemoc czy śmierć. Dlatego może trochę dziwić, że ścieżka dźwiękowa początkowo wydaje się wręcz rozkosznie radosna. Intro wita nas utworem Full Moon Full Life, który dobrze reprezentuje styl całego OST. Łączy on w sobie partie hip-hopowe (Lotus Juice) z żeńskim wokalem (Azumi Takahashi), podając je w formie szybkiej i wpadającej w ucho piosenki. Efekt końcowy ocieka unikatowym charakterem, zresztą podobnie, jak cała gra. Osobiście fanem rapu nie jestem, dlatego wiele z utworów wypadło co prawda z mojej playlisty (Color Your Night), albo utrzymuje się na niej mimo tych wstawek (It’s Going Down Now), jednakże wypracowany styl muzyczny jest bardzo spójny, a twórcy świetnie się go trzymają.
Żeby nie było zbyt słodko, muszę wspomnieć o paru wadach. Mimo że Persona 3 Reload jest nową produkcją, „pod spodem” to cały czas ponad piętnastoletnia gra i pewne ograniczenia projektowe dają się we znaki. Co ciekawe, również w doborze muzyki. Głównym winowajcą jest Tartarus – wieża o 264 piętrach, którą przemierzamy na przestrzeni całej rozgrywki i w której spędzamy sporo czasu. Niestety w tle słyszymy cały czas jeden z czterech utworów. Same w sobie dobrze oddają one złowrogą atmosferę tego miejsca, ale dla mnie całe to doświadczenie okazało się zwyczajnie nużące. Nie ma też co liczyć na możliwość zmiany kawałków, jeśli nie kupimy droższych, limitowanych edycji gry. Mnie takie praktyki się nie podobają, więc twórcy dostają za to spory minus.
Kolejną rzeczą, która mnie zaskoczyła, jest tempo gry – zdecydowanie szybsze od niż w innych częściach serii. Po ok. 2,5 godziny kończymy tutorial i jesteśmy wrzucani w podstawową pętlę rozgrywki. Mój problem z czasem polega na tym, że dodając męczący Tartarus, po dziesięciu 10 godzinach miałem wrażenie, że w kwestii muzyki gra zaprezentowała mi już wszystko, co miała do zaoferowania, a nowe brzmienia stały się rzadkością.
Ścieżka dźwiękowa Persony 3 Reload jest…
Persona 3 Reload jest też zdecydowanie mniej obszerna niż część 5 i, mniej wyrafinowana niż część 4, a przez całą rozgrywkę brakowało mi czegoś, co mogłoby się chociaż zbliżyć niuansami do Heartbeat, Heartbreak. Na szczęście utwór taki odnalazłem na samym końcu przygody – jest nim Memories of You. Z początku odebrałem go jako radosny, lekko śpiewany po japońsku, ale ze wstawkami po angielsku. Jego prawdziwe, bardzo smutne znaczenie odkryłem dopiero po wyszukaniu przetłumaczonego tekstu. Dodajmy do tego złożoną linię melodyjną, charakterystyczną synkopę i dostajemy bezsprzecznie najlepszy utwór całej gry.
Żeby uniknąć nieporozumień, w podsumowaniu chciałbym zaznaczyć jedną rzecz: ścieżka dźwiękowa Persony 3 Reload jest świetna, a moje narzekanie na decyzje projektowe tego nie zmieniają. Do Tatsumi Port Island na pewno będę wracał często i na długo – i jest to w dużej mierze zasługa właśnie muzyki.
Chciałbym napisać coś o jesieni średniowiecza, ale czeskie studio Warhorse skutecznie mi to uniemożliwia. Wielkimi krokami nadchodzi kontynuacja wydanej w 2018 roku gry Kingdom Come: Deliverance. Większość kanałów, w tym prasa growa, z dużym entuzjazmem wypowiada się więcej
W minionym roku, po wielu perypetiach studia AlphaDream odpowiedzialnego za poboczne przygody dwójki hydraulików, gracze niespodziewanie otrzymali kolejną odsłonę serii Mario & Luigi z podtytułem „Brothership”. Choć gra miała zakusy, by stać się jednym z flagowych więcej
Nowy rok, a wraz z nim zmiany w Waszej ulubionej audycji. Zanim jednak zdradzimy Wam, co dla Was szykujemy, zostańcie choć na chwilę i posłuchajcie, jak wspominamy zapomnianą na przestrzeni dekad muzykę do gier wideo. Wspominamy zapomnianą na przestrzeni więcej
Horror rozgrywający się w scenerii platformy wiertniczej? Dlaczego nie? Był już kiedyś taki, skądinąd całkiem niezły, pod tytułem Cold Fear. Niewielkie studio The Chinese Room, odpowiedzialne między innymi za tak interesujące gry, jak Everybody’s więcej