Wielu graczy postrzega Sekiro jako duchowego spadkobiercę serii Dark Souls, choć powinni oni raczej skierować wzrok w stronę Tenchu (1998) – innego dzieła FromSoftware. Zresztą sami twórcy przyznali, że ich nowy tytuł miał być początkowo kontynuacją wspomnianej marki, a zarazem czymś zupełnie innym niż Dark Souls. Oczywiście Sekiro czerpie garściami z Dark Souls i Bloodborne, ale nie należy oceniać tej gry przez pryzmat jej „poprzedników”. To samo tyczy się muzyki, której obecność oraz funkcja w grze są o wiele szersze.
Oczywiście Sekiro czerpie garściami z Dark Souls i Bloodborne, ale nie należy oceniać tej gry przez pryzmat jej poprzedników.
Tym razem FromSoftware postawiło na pojedynczego kompozytora – Yukę Kitamurę, która dowiodła swej wartości przy Dark Souls III. Przyćmiła wówczas kolegów po fachu, zwłaszcza Motoiego Sakurabę, dostarczając partyturę, która zapada w pamięć. Pierwszy raz w swej historii seria Dark Souls zachwycała muzyką, zamiast nią zniechęcać. Talent Yuki Kitamury jest niezaprzeczalny, ale ma ona w zanadrzu jeszcze jeden atut – pochodzenie. Akcja Sekiro rozgrywa się w Japonii, czyli w kręgu kulturowym, w ramach którego artystka jest uczestniczką, a nie bierną obserwatorką.
Może się wydawać, że jest to nieistotne, ale tego typu atut wykorzystywano z powodzeniem już w przeszłości, między innymi w branży filmowej. Dobrym przykładem będzie tutaj muzyka Ravi Shankara do filmu Ghandi, reżyserii nieżyjącego już Richarda Attenborougha. Kompozytor ma w takiej sytuacji zupełnie inne podejście, ponieważ porusza się w znajomym środowisku, a jego zadaniem jest pokazać je od najlepszej strony.
Kraj był wówczas rozrywany przez ciągłe wojny domowe.
Era Sengoku, bo w tym okresie toczy się akcja gry, zapisała się na kartach japońskiej historii jako ta najbardziej krwawa. Kraj był wówczas rozrywany przez ciągłe wojny domowe, którym kres położyły dopiero zjednoczeniowe dążenia Ody Nobunagi i Hideyoshiego Toyotomiego. Przed artystką stanęło zadanie ukazania Japonii jako miejsca śmiertelnie niebezpiecznego, ale jednocześnie pełnego piękna, gdzie na to piękno składa się zarówno sfera materialna, jak i duchowa.
Wybór naturalnie padł na japońskie instrumentarium, w skład którego weszły bębny taiko (sample), flet shinobue (KOTO) oraz instrument strunowy tsugaru-shamisen (Yutaka Oyama). Jednak to nie ono stało się trzonem partytury, tylko sekcja smyczkowa (Gen Ittetsu Strings Section) oraz solowe instrumenty smyczkowe (skrzypce: Gen Ittetsu; wiolonczela: Robin Dupuy oraz Kazune Koshikawa), a także (choć w mniejszym stopniu) sekcja dęta blaszana z chórem. W grze nie brakuje w pełni orkiestralnych utworów, ale nie są one tak monumentalne jak w Dark Souls i Bloodborne, ustępując pola japońskim instrumentom.
Pierwszą i najważniejszą cechą Sekiro jest zerwanie z koncepcją ciszy z poprzednich gier FromSoftware. Ścieżka dźwiękowa obejmuje bowiem każdy aspekt gry. W każdej lokacji usłyszymy inny utwór i dotyczy to zarówno eksploracji, jak i walk ze zwykłym przeciwnikiem lub minibossem (lokacja ma jeden lub dwa takie utwory). Oczywiście główni bossowie również zostali potraktowani indywidualnie i to na nich skupiono pełne, orkiestralne brzmienie. Kolejną z cech jest ogromny nacisk, jaki położono na część partytury odpowiedzialną za eksplorację. Sekiro sięga tutaj po atmosferyczne brzmienie, skupiając się na stworzeniu nastroju piękna i spokoju lub mroku i niebezpieczeństwa. Zależnie od lokacji, robi to przy użyciu całego spektrum różnych brzmień.
Czysto ambientowe dźwięki stanowią podstawę takich utworów jak Great Serpent, Apparitions czy Mibu Village, budując poczucie śmiercionośnej niesamowitości. Poza ambientowymi elementami, Kitamura nakłada na siebie organiczne dźwięki, głównie w oparciu o sekcję smyczkową (Ashina Reservoir, Emma, the Physician) lub jej solowe odpowiedniki (The Conspiracy), rzadziej o instrumenty etniczne (Fountainhead Palace, Emma, the Physician). Niezależnie od instrumentarium, utwory te są według mnie najciekawszą i najbardziej emocjonalną częścią ścieżki dźwiękowej. W idealny sposób oddają piękno oraz niesamowitość ówczesnej Japonii.
Pierwszą i najważniejszą cechą Sekiro jest zerwanie z koncepcją ciszy z poprzednich gier FromSoftware.
Jedną z największych zalet Sekiro są ciekawe partie dla smyczków skomponowane w taki sposób, aby oddały klimat Dalekiego Wschodu, podczas gdy instrumenty etniczne je dopełniają. Sekiro, the One-Armed Wolf podkreśla smyczkowy charakter partytury surowym, ale jednocześnie pięknym brzmieniem sekcji smyczkowej. Akompaniujące jej taiko, choć potężne, nie wychodzą na pierwszy plan, podobnie zresztą shinobue ze swoimi krótkimi, ornamentacyjnymi artykulacjami. Ich podstawowym zadaniem jest nadanie utworowi etnicznej autentyczności. Najpiękniejsza jest zdecydowanie druga połowa tematu, zabierająca słuchacza w emocjonalną podróż w czasie, wprost na wyspy japońskie ery Sengoku.
Sekiro, choć naładowane elementami skradankowymi, to wciąż gra akcji i wymaga także szybszych kompozycji. Yuce Kitamurze udało się dostarczyć wiele intensywnych utworów bitewnych, lecz te niestety, z nielicznymi wyjątkami, są w mojej ocenie najsłabszą stroną ścieżki dźwiękowej. Utwory te bardzo rzadko zapadają w pamięć, brakuje im ciekawych linii melodycznych, w które obfitowało Dark Souls III. Artystka skupia się w nich przede wszystkim na potężnym, orkiestralnym brzmieniu z energicznymi partiami dla perkusji oraz shinobue. Do wspomnianych wyjątków należą The Phantom Lady Butterfly, Gentle Blade, Okami Lineage oraz Divine Dragon. Jeżeli celem Kitamury było dostarczenie partyturze mocy, to rzeczywiście się udało, lecz więcej nie zawsze znaczy lepiej.
Sekiro to w większości fascynująca, ale rzadko zapadająca w pamięć ścieżka dźwiękowa. Przeciwstawia się ona oczekiwaniom co do partytury dla rzekomego Souls-like’a (pamiętajmy o Tenchu), choć nie jest w tym prekursorem (pierwszy był Nioh). Yuka Kitamura dowiodła, że potrafi wycisnąć z sekcji smyczkowej to co najlepsze, łącząc ją z elementami etnicznymi w urzekającą, emocjonalną całość. Partytura stale przypomina słuchaczowi, że Sekiro jest grą osadzoną w Japonii, w czasach, gdy rozrywały ją wojny domowe.
Yuka Kitamura dowiodła, że potrafi wycisnąć z sekcji smyczkowej to co najlepsze.
Nie pozwala mu również zapomnieć, że w świecie ogarniętym wojną wciąż jest miejsce na piękno. Gdy utwory akcji wchodzą na pierwszy plan, partytura niestety traci swój czar. Uważam Sekiro za prawdziwy postęp zarówno w karierze, jak i umiejętnościach Yuki Kitamury, choć tym razem jej muzyka zgubiła nieco melodyczności.