Noc płata figle każdemu. Chwiejnymi dźwiękami, kulawymi światłami i cieniami. W pierwszej scenie Kentucky Route Zero nasze oczy rozmawiają z uszami ślepego mężczyzny. To jasno pokazuje świat rozdzielony na dwie warstwy, które istnieją razem i nakładają się na siebie. Poza miejscem i czasem. Miejsce jest w okolicach Kentucky, a czas jest w okolicach lat 80. Wszystko jest w okolicach bycia prawdziwym. Mamy cel – dotrzeć do 5 Dogwood Drive z przesyłką antyków. Szybko okazuje się, że jedynym sposobem, żeby tam dojechać, jest tajemnicza droga Zero. Ale czy jesteśmy na samym początku, czy zostaliśmy wrzuceni w płynący czas? Gonimy za kimś, czy nikogo tam nie ma?

Stoją z boku jak bardowie i komentują wszystko bluegrassową muzyką.

Wszystko jest nie na swoim miejscu, a jednocześnie wszystko do siebie pasuje, kiedy podróżujemy przez zdezorientowanie wraz z kompozytorem Benem Babbittem i artystami, których zaprosił do współpracy. Są oni jak różne znaki drogowe – stoją na każdym zakręcie i oznakowują go perfekcyjnie, tasując nastroje. Ben Babbitt ma tu podwójną rolę. Jest solowym twórcą muzyki ambientowej i wokalistą w trio The Bedquilt Ramblers – razem z Emily Cross (również wokale) i Bobem Buckstaffem (kontrabas). Stoją z boku jak bardowie i komentują wszystko bluegrassową muzyką, grając tradycyjne utwory amerykańskiego folku (What Would You Give). Podczas gry widzimy ich głównie w cieniu, ale bardzo prawdopodobnie grają też w grę przy stole w pierwszej scenie.

Bandcamp, czyli jak wspierać artystów w trudnych czasach

Panuje tu intensywne odczucie retro przypięte do każdego utworu (Un Pueblo De Nada brzmi jak stary film), a lata 80. pojawiają się i znikają przez cały album. Dobrym przykładem jest syntezatorowa piosenka z żeńskim wokalem Junebug (Too Late To Love You). Z kolei w kontraście, pod koniec albumu, jest bardzo surowy moment wykonany a capella przez całą grupę artystów, w tym Bena Babbitta (I’m Going That Way, również jeden ze standardów wczesnego country). Z drugiej strony Ben Babbitt jako solowy artysta dodaje niesamowitą, halucynogenną ambientową muzykę. Tak, dosłownie tworzy środowisko, wciąga nas w nie głębiej i zamyka w środku. Korzysta głównie z syntezatorów, ale w bardzo immersyjny sposób. Rzućcie okiem na Riverworld – można od razu poczuć się jak ryba we wzburzonej rzece, w namacalnym chaosie niespokojnej wody. Podobnie Angel Wings z poczuciem prędkości wiatru na skórze albo The Clearing, gdzie gitara akustyczna pobrzmiewa łagodnie, aż w końcu zostawia nas samych nad brzegiem rzeki. Nawet w bardziej ulotnych obrazach Babbitt z łatwością ustawia nastrój – tworzy niepokojąco wesołe miejsce w Nameless Interiors, bawi się latami 80. w Hold Music i odpręża się w Dark Rum Noir.

Panuje tu paranoiczne poczucie bycia obserwowanym przez tę noc i to miejsce.

W całości to wszystko jest jak dziwna wycieczka przez ciemny las urojeń z drobnymi prześwitami, które wnikają przez liście. Światło zwykle przynosi nadzieję, ale tutaj przynosi jedynie iluzje. Panuje tu paranoiczne poczucie bycia obserwowanym przez tę noc i to miejsce, jak samotny włóczęga, który wsłuchuje się w każdy dźwięk dookoła, próbując dopowiedzieć sobie rzeczy. W jakiś sposób to dość podobne miejsce do tego, w którym znajdujemy się podczas Riders On The Storm w wykonaniu The Doors – miejsce, które jest jednocześnie spokojne i niebezpieczne. Koniec końców nie mamy pewności, czy to miejsce było prawdziwe czy nie, ale mamy pewność, że emocje dostarczone przez muzykę już jak najbardziej.

Czytaj więcej:

Współpracownik

Maciej Baska

W grach często zdarza mu się stać bezczynnie w jakiejś lokacji tylko dlatego, że słychać w tym miejscu świetną muzykę. Od ponad dekady komponuje, tekstuje, nagrywa i miksuje.