Odkąd seria Wiedźmin wygodnie rozsiadła się na światowym rynku gier, można śmiało stwierdzić, że trudno o bardziej ikoniczny folkowy soundtrack. W końcu odpowiada za niego najlepsza polska śmietanka kompozytorska. Ale dlaczego na początku recenzji muzyki do The Thaumaturge wspominam o „Wieśku”? Ano dlatego, że przed napisaniem tego tekstu zadałem sobie pytanie: czy polski nu-folk może przywdziać inne szaty, pozostawiając ten sam mistyczny, słowiański klimat? Odpowiedzią jest właśnie soundtrack do gry The Thaumaturge.
Można wręcz odnieść wrażenie, że dostajemy jej za mało.
Muzyka w The Thaumaturge już od samego początku jest bardzo stonowana. Wyjątki stanowią motywy bitewne oraz utwór w menu głównym, Thauma Means Miracle, który nieco odważniej wyróżnia się na tym soundtracku. Podczas rozgrywki zaś dozowana jest ona w małych porcjach, w rezultacie nie wybijając się na pierwszy plan. Można wręcz odnieść wrażenie, że dostajemy jej za mało. Jednak taki minimalizm przynosi grze więcej korzyści niż szkody. Ścieżka dźwiękowa pozostaje tu bowiem mrocznym tłem, pozwalającym graczowi skupić się na wciągającej rozgrywce. Mimo wspomnianego minimalizmu imponuje liczba oraz dobór instrumentów.
Fundamentami soundtracku są między innymi akordeon, lira korbowa, lutnia oraz skrzypce. Zaskoczeniem było dla mnie użycie armeńskiego instrumentu dętego duduk. Biorąc jednak pod uwagę wątek fabularny, jego lekki egzotyzm daje mocne podstawy do tego, by mógł dołączyć do powyższego instrumentarium. Wspaniale prezentuje się na przykład w utworze Sweet Poison of Hope Agnieszki Wlazły. Muzyka w grze zawiera sporo detali, dzięki czemu czuć, że każdy instrument został skrzętnie dobrany, by opowiedzieć historię głównego bohatera, Wiktora Szulskiego, oraz Warszawy początku XX wieku. Wspominam tu o Warszawie, ponieważ spodobały mi się muzyczne niuanse napotkane podczas eksploracji miasta. Jednym z nich są uliczni grajkowie, którzy grają na przeróżnych instrumentach, począwszy od skrzypiec, kończąc na lirze korbowej.
Odniosłem wrażenie, że muzyka w The Thaumaturge skupia się głównie na motywach, nie zaś na narracji adaptacyjnej. Nie jest to duża ujma, a być może nawet celowy zabieg. Niemniej przykuło to moją uwagę, gdy robiłem zadania poboczne lub prowadziłem dłuższe rozmowy z NPC. Muzyki było mało, a dźwięki otoczenia zwyczajnie nie wypełniały pustki. Same motywy jednak doskonale opisują zarówno postaci, jak i lokacje.
Wiktor with W to, jak nietrudno się domyślić, motyw głównego bohatera. Mroczny i mistyczny utwór, w którym skrzypce przeplatają się z wiolonczelą, prowadząc dialog niczym bohater ze swoim salutorem, Upyrem. Ligia’s Lullaby to z kolei motyw siostry bohatera. Znajdziemy w nim między innymi przepełniony pogłosem, ujmujący, subtelny wokal, któremu przygrywa delikatny fortepian. Nie mogę też nie wspomnieć o pięknej Elegy for the City of Warsaw Sebastiana Syczyńskiego, który tą melodią doskonale oddał atmosferę Warszawy. Pełna ezoteryki, cicho zachęca do eksploracji miasta – niemal jak Florence Theme w ikonicznym Assassins Creed II.
Niestety, mam wiele słów krytyki w kwestii sound designu. Nie wiem, czy to przez ograniczony budżet produkcji, czy goniące terminy, ale częsty brak podstawowych dźwięków, takich jak kroki bohatera, lub znikające i pojawiające się znienacka audio otoczenia to zaledwie kilka problemów, które udało mi się wyłapać. W dodatku gra nierzadko „chrupie”, powodując przeróżne bugi. Stąd pojawia się pytanie: czy niektórych dźwięków zwyczajnie brakuje, czy wynika to ze wspomnianych błędów?
Czy powodem był ograniczony budżet?
W nienaturalny sposób użyto również pogłosów w scenach dialogowych. Jestem skrytym psychofanem reverbów, ale tylko jeśli są one dobrane z głową, tak jak ma to miejsce w przypadku soundtracku. Tymczasem sporo scen dialogowych wręcz do przesady utopiono w kościelnych ambientach, co sprawia, że brzmią one sztucznie. Boli także sound design salutorów. W tym aspekcie można było popuścić wodze fantazji i za pomocą audio nadać im więcej tożsamości. Zamiast tego dostajemy parę nieśmiałych pomruków, średnio pasujących do animacji naszych niewidzialnych potworków. I tak jak wspomniałem wcześniej, nie mam pojęcia, czy powodem był ograniczony budżet, czy może też zabrakło czasu, by dopieścić wszystko, jak trzeba. W obronie Sebastiana Syczyńskiego muszę jednak powiedzieć, że jeden sound designer na taki projekt to zdecydowanie za mało.
Ale dość czepialstwa. Mimo wszystko chciałbym zakończyć tę recenzję optymistycznie, a sam soundtrack na to zasługuje. Wspomniałem o tym, jak muzyka zachowuje się w grze, ale warto też dodać, że jako osobne dzieło odkrywa swoje prawdziwe oblicze. Nie Zaabsorbowany rozgrywką mogłem na spokojnie wsłuchać się we wszystkie muzyczne niuanse. Podoba mi się zabawa instrumentami poprzez tworzenie nie tylko melodii, lecz także okazjonalnych efektów. Szorstkie i piskliwe smyczki nierzadko przypominały mi upiorny charakter salutorów, zaś mroczne i niskie ambienty – okupowaną, surową Warszawę. Sam miks i mastering również zasługuje na pochwałę, wspaniale bawiąc się pogłosami.
Chciałbym usłyszeć o dalszych przygodach Wiktora Szulskiego.
Pomimo drobnych skaz soundtrack The Thaumaturge to solidna pozycja, doskonale oddająca zarówno ducha gry, jak i mistyczną aurę taumaturgii. Pewnie wybiegam w przód, ale nie ukrywam, że chciałbym usłyszeć o dalszych przygodach Wiktora Szulskiego. Jeśli tak się stanie, to mam nadzieję, że duet Agnieszki Wlazły oraz Sebastiana Syczyńskiego ponownie zasiądzie do współpracy, by opowiedzieć następną mistyczną historię.
Jako że nigdy nie miałem przyjemności zagrać w oryginalną Personę 3, myślałem, że ominie mnie problem nostalgii utrudniającej trzeźwe spojrzenie na wersję Reload. A jednak. Im dłużej grałem, tym częściej łapałem się na porównywaniu jej do z częściami 4 i 5. więcej
Wracamy we wspomnieniach do naszej muzycznej miłości związanej z magią dźwięków pierwszej konsoli Sony PlayStation. Nie zabraknie nutek słodkiej nostalgii, posypanych gorzkim żalem do obecnego stanu japońskiej marki. Wybraliśmy również piętnaście, naszym zdaniem, najbardziej godnych więcej
Kilka miesięcy temu zostałem szczęśliwym posiadaczem Playdate — miniaturowej konsolki z korbką. Jestem nią kompletnie zauroczony. I nie chodzi tu tylko o sam design konsolki (choć jest piękna), ale o gry, jakie się na nią pojawiają. Z każdym tygodniem przekonuję się, więcej
Koncert Final Symphony II poświęcony marce Final Fantasy miał mieć miejsce 21 września we Wrocławiu. Niestety w związku z sytuacją powodziową musiał zostać przeniesiony na późniejszy termin. Będziemy świętować kolejny rozdział w licencjonowanej przez Square Enix, więcej