Patchwork (z ang. kompozycja ze zszytych kawałków tkaniny, skóry, futra itp.) to słowo, które idealnie opisuje debiut studia Yellow Brick Games. Mamy tu do czynienia z połączeniem mechanik, stylów i brzmień, które na pierwszy rzut oka mogą zachwycić. Im jednak dalej w las, tym bardziej wrażenie to ustępuje poczuciu chaosu i niespójności.
To właśnie jego nazwisko najbardziej przyciągnęło mnie do Eternal Strands.
Eternal Strands jest grą akcji, w której duży nacisk położono na eksplorację i walkę. Wszystko to osadzone w barwnym, baśniowym, choć czasami trochę zbyt cukierkowym świecie fantasy. Za warstwę dźwiękową odpowiada Austin Wintory, znany z takich produkcji jak: Flow, Journey, Assassin`s Creed Syndicate czy The Banner Saga. To właśnie jego nazwisko najbardziej przyciągnęło mnie do Eternal Strands. Niestety muszę stwierdzić, że choć sama muzyka jest przyjemna, to zasługiwała ona na zdecydowanie lepszą grę – i może mniej alternatywnych wersji tych samych utworów.
Największą wadą Eternal Strands jest dla mnie brak połączenia między muzyką a wykreowanym światem.
Jednego kompozytorowi odmówić nie można, a mianowicie zapału do pracy. W praktycznie każdym kawałku słyszymy ogromną liczbę brzmień, często współpracujących ze sobą w sposób, którego się nie spodziewamy. Mamy tu multum instrumentów dętych, strunowych, partie orkiestrowe i chóralne. Już pierwszy przerywnik filmowy ukazuje skalę i zróżnicowanie dźwięków, które towarzyszą nam przez całą przygodę. Utwór Where it all began bez dwóch zdań jest jednym z moich ulubionych. Użycie rogu wprowadza atmosferę tajemniczości, ale jednocześnie ciepła i przytulności. W tle słyszymy gitarę akustyczną, a w drugiej części utworu dołączają harfa i skrzypce. Dodatkowo, jakby od niechcenia, przewija się także (mocno przetworzone) plumkanie kalimby.
Niestety po tym mocnym początku dalsza część muzyki coraz bardziej mnie zawodziła. Miałem wrażenie, że po tej pierwszej minucie nie usłyszałem już nic nowego, a jedynie powielanie tych samych brzmień z delikatnymi modyfikacjami. Jest to o tyle ironiczne, że sam kompozytor w wywiadach podkreślał, iż nie chciał wpaść w pułapkę odtwarzania klisz z innych ścieżek dźwiękowych fantasy.
Największą wadą Eternal Strands jest dla mnie brak połączenia między muzyką a wykreowanym światem oraz duży rozdźwięk między tym, co słyszymy, a tym, co dzieje się na ekranie. Przykład: każda z lokacji ma swój indywidualny utwór, jednakże wszystkie one są do siebie bardzo podobne – powolne, delikatne, wręcz efemeryczne. Nie pasują według mnie kompletnie do jasnego i zachęcającego swoimi przyjemnymi barwami świata Enklawy. W takim Journey to działa, ale tutaj – nie do końca. Kolejną kwestią jest minimalny wpływ poczynań gracza na dobór muzyki. Podczas potyczek z większością przeciwników słyszymy te same wolne kawałki co podczas eksploracji. Twórcy zarzekają się, że dynamicznie są włączane jakieś elementy „bitewne”, ale ja ich nie słyszę.
Z kolei najlepszym elementem gry i jej ścieżki dźwiękowej są zdecydowanie pojedynki z wielkimi przeciwnikami. Zostały one podzielone na dwa typy: maszyny i bestie. Każdy z nich otrzymał swoje utwory (Awakening, Beasts of Flame and Ice) z wyróżniającymi je elementami. Instrumenty dęte stanowią w nich bazę, a partie orkiestrowe i oszczędnie serwowany chór nadają im mocy, podniosłości i – jakkolwiek nie lubię tego słowa – epickości.
Przypomina mi ona taką wydmuszkę-pisankę.
Eternal Strands trudno ocenić. Yellow Brick Games zaproponowało nam grę, która miewa przebłyski geniuszu, jednakże giną one w zestawieniu z powtarzalnością i wątpliwymi decyzjami artystycznymi. I myślę, że dokładnie tak samo można podsumować ścieżkę dźwiękową. Przypomina mi ona taką wydmuszkę-pisankę. Na pierwszy rzut oka bardzo ładna z zewnątrz, ale po krótkim czasie widać, że jest też bardzo krucha i pusta w środku.
Oto nadszedł. Trzeci Doom z serii rozpoczętej w 2016 roku. Nowa wariacja na temat tej samej formuły. Jednych zachwyci, drugich niekoniecznie. Ja jestem gdzieś pomiędzy. Fabularnie to prequel „Dooma 2016”, a więc wcielamy się w dużo młodszego Slayera i bierzemy więcej
Hypetrain to zjawisko polegające na wskoczeniu w trend i pozytywnym nakręceniu się na jakąś rzecz (np. grę lub film) na długo przed jej premierą. W dobie wszechobecnych przecieków, zwiastunów i szeroko pojętego marketingu jesteśmy bombardowani mającymi nas nakręcić treściami. Często więcej
Gry FromSoftware to już nie tylko gry – to styl życia. Kochasz je albo rzucasz padem o ścianę (czasem jedno i drugie), ale jedno jest pewne: nie da się przejść obok nich obojętnie. Tajemniczość, jaką studio otacza swoje produkcje, zostawia więcej
Sprzedaż ostatniej odsłony serii Final Fantasy, czyli Final Fantasy VII Rebirth, dowodzi, że chcemy częściej zagłębiać się w to uniwersum. A jak robić to lepiej niż poprzez doznania muzyczne na żywo? Koncert zadebiutuje w Polsce już 6 więcej
Uniwersum „Xeno” jest fascynujące. Historie, jakie opowiada, i pytania, które zadaje od samego początku, popychają bardziej dociekliwych graczy w stronę filozofii i psychologii. Rozgrywka od najstarszych iteracji pełna jest eksperymentów i poszukiwania jak najciekawszych rozwiązań, a muzyka…Muzyka więcej
Jak za pomocą muzyki opisać tułaczkę ludzkości pośród gwiazd? Yasunori Mitsuda wraz z pozostałymi kompozytorami wiele lat temu rozpoczął swoją muzyczną podróż po niezbadanych rejonach galaktyki, okraszając dźwiękami do gier studia Monolith Soft nie tylko zagładę więcej