Akira Toriyama, jeden z najpopularniejszych mangaków na świecie, na początku roku opuścił ten świat, pozostawiając po sobie bogatą spuściznę kulturową, o której będziemy rozmawiać przez najbliższe dekady. Każdy, kto choć trochę interesuje się kulturą japońską, na pewno kojarzy twórczość artystyczną Akiry Toriyamy. Mowa oczywiście o bardzo popularnej mandze oraz animacji Dragon Ball. Kolejne serie mangi, ukazują się praktycznie nieprzerwanie od 1984 roku, zaś pierwsze anime pojawiło się dopiero w 1989.
O Toriyamie usłyszał nie tylko świat anime.
Akira Toriyama 1955 – 2024 ✞
Podczas tworzenia tak bogatej historii cyklu sam mistrz Toriyama zrobił sobie od niego przerwę w 1995 roku, gdy zakończył pracę nad serią Z, aż do roku 2012 (wtedy powstał film pełnometrażowy Dragon Ball Z: Battle of Gods). Jego spuściznę kontynuowano wprawdzie w serii GT, której jednak nie uznaje się za kanoniczną, ponieważ nie była tworzona przez Akirę (brał w niej jedynie epizodyczny udział jako doradca).
Toriyama powrócił do roli głównego mangaki serii w 2015 roku za sprawą kontynuacji – Dragon Ball: Super. Jego ostatnim dzieckiem spod szyldu Smoczych Kul jest niedawno rozpoczęty Dragon Ball: Daima. Akira Toriyama przed śmiercią do samego końca pracował nad swoją ukochaną – choć jedną z wielu (obok Sand Land) – serią. O Toriyamie usłyszał przecież nie tylko świat anime. Twórca ten udzielał się także w grach komputerowych. W końcu to on odpowiadał za design postaci w Chrono Trigger, serii Dragon Quest czy Blue Dragon.
Nie da się, ruszając czterdziestoletniego kolosa, jakim jest Dragon Ball, nie wspomnieć o biografii Akiry Toriyamy. Nie na nim jednak w tym tekście się skupimy. Po wielu tygodniach poszukiwań, słuchania i analizowania zmierzę się z równie obszernym zagadnieniem: Jak na przestrzeni dekad zmieniała się muzyka do gier Dragon Ball? Jak zarysowała się seria na tle popkultury nie tylko japońskiej, ale i światowej? Na pewno wspomnę też o tym, jak świat anime przenikał do uniwersum elektronicznej rozrywki. Growe początki Dragon Balla to bardzo zamierzchła przeszłość. Mówimy tutaj o 1986 roku, kiedy na konsolę Super Cassette Vision wyszła pierwsza gra o tytule Dragon Ball: Dragon Daihikyou. Dość prosty shoot’em up. A jak brzmiał pod kątem muzyki? Cóż…
Soundtracki na konsole wykorzystywały przearanżowany na moce sprzętowe ówczesnych konsol opening z anime.
To najbardziej archaiczna forma soundtracku – monofoniczna w formie i w obecnych czasach raczej „asłuchalna” na dłuższą metę. W parze z grą i z całą serią gier, które miały nadejść w kolejnych latach, pojawiło się anime Dragon Ball – nieco niepoważne w formie i okraszone rubasznym humorem, jednak z zapadającą w pamięć melodią openingu. To właśnie tutaj po raz pierwszy przecięły się drogi telewizji i gier. Soundtracki na konsole wykorzystywały przearanżowany na moce sprzętowe ówczesnych konsol opening z anime. Swoją drogą osadzony w uroczym klimacie lat 80. na modłę japońską.
Seria gier Dragon Ball trwała do 1989 roku, kiedy to na konsolę Nintendo Famicom ukazał się tytuł Dragon Ball 3: Gokuden – gra RPG opowiadająca o przygodach Son Goku aż do jego spotkania z Raditzem, czyli początku Dragon Ball: Z. W zakresie muzyki mamy tutaj do czynienia z typowymi dźwiękami retro. 8-bitowe kompozycje o krótkiej formie, bez większego wyrazu czy charakteru – tak można w skrócie podsumować ścieżki dźwiękowe z uniwersum Toriyamy z końca lat 80.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że na świecie jest rzesza wiernych fanów muzyki 8-bitowej, jednak w moim odczuciu kompozycje do Smoczych Kul to raczej klasa B takiej muzyki. A mam z czym porównywać, ponieważ zagrywałem się w pierwsze Pokemony, które muzycznie zjadają ten tytuł już w przedbiegach. Jedyne, co zapadło mi w pamięć, to motyw z anime zagrany właśnie na 8 bitach w grze Dragon Ball: Shenron no Nazo. Bardzo sprytna aranżacja, czerpiąca po prostu z dobrego pierwowzoru.
Ugruntował Dragon Ball jako jedną z najlepszych marek Kraju Kwitnącej Wiśni.
Lata 80. kończą erę gier z pierwszego sezonu anime. Na ich powrót będziemy musieli poczekać dobrych kilkanaście lat, ale tym zajmę się w segmencie 2000+. Podsumowując tytuły z pierwszej dekady serii, nawiążę do wywiadu Akiry Toriyamy, który ukazał się w książce Dragon Ball: Daizenshuu 2. W owym wywiadzie mangaka zdradza, czym inspirował się, tworząc postać Son Goku. Otóż czerpał on bardzo dużo z chińskiej historii, a konkretnie z bardzo znanej (między innymi dzięki „gradaptacji” Black Myth: Wukong) książki Wędrówka na Zachód. Jak twierdzi sam Toriyama – pomysł nie był zbyt innowacyjny, więc postanowił umieścić jako protagonistę chłopca z małpim ogonkiem.
Bulma z kolei była inspirowana mnichem Tripitaką, a cała opowieść miała kończyć się po zebraniu smoczych kul. Myślę, że rozwijająca się historia i dynamika mangi doskonale pokazuje też, jak szybko zmieniała się technika komponowania muzyki – czy to z powodu ograniczeń sprzętowych pierwszych konsol, czy też z uwagi na poziom skomplikowania gier. Tak jak historia młodego Goku stopniowo nabierała rumieńców, by wystrzelić w serii Z, tak muzyka do pierwszych odsłon (patrząc z perspektywy całego kolektywu ścieżek dźwiękowych) z tytułu na tytuł zyskiwała na rozmachu.
Dynamika mangi doskonale pokazuje też, jak szybko zmieniała się technika komponowania muzyki.
Tutaj postawię kropkę w części pierwszej. Historia Smoczych Kul jest tak złożona i zawiła, że należy się temu dziedzictwu Toriyamy przynajmniej malutka seria. Nie mogę się wręcz doczekać, by zacząć opisywać muzykę z lat 90., ponieważ to właśnie ten okres zmienił całą popkulturę japońską i ugruntował Dragon Ball jako jedną z najlepszych marek Kraju Kwitnącej Wiśni. A do wszystkiego przyłożył rękę pewien człowiek o pseudonimie „Książę Piosenek Anime” bądź „Pan DBZ”.
Chciałbym napisać coś o jesieni średniowiecza, ale czeskie studio Warhorse skutecznie mi to uniemożliwia. Wielkimi krokami nadchodzi kontynuacja wydanej w 2018 roku gry Kingdom Come: Deliverance. Większość kanałów, w tym prasa growa, z dużym entuzjazmem wypowiada się więcej
W minionym roku, po wielu perypetiach studia AlphaDream odpowiedzialnego za poboczne przygody dwójki hydraulików, gracze niespodziewanie otrzymali kolejną odsłonę serii Mario & Luigi z podtytułem „Brothership”. Choć gra miała zakusy, by stać się jednym z flagowych więcej
Nowy rok, a wraz z nim zmiany w Waszej ulubionej audycji. Zanim jednak zdradzimy Wam, co dla Was szykujemy, zostańcie choć na chwilę i posłuchajcie, jak wspominamy zapomnianą na przestrzeni dekad muzykę do gier wideo. Wspominamy zapomnianą na przestrzeni więcej
Horror rozgrywający się w scenerii platformy wiertniczej? Dlaczego nie? Był już kiedyś taki, skądinąd całkiem niezły, pod tytułem Cold Fear. Niewielkie studio The Chinese Room, odpowiedzialne między innymi za tak interesujące gry, jak Everybody’s więcej