Istnieją dwie szkoły tworzenia gier, których akcję osadzono w dawnej Japonii. Pierwszą reprezentuje Sucker Punch Productions. Tworząc Ghost of Tsushima starano się jak najwierniej odwzorować trzynastowieczną Japonię z czasów mongolskiej inwazji, odnosząc się przy tym z głębokim szacunkiem do historii i kultury tego kraju. Drugą szkołę reprezentuje Ryu Ga Gotoku Studio ze swoim Like a Dragon: Ishin! I jeśli ktoś grał wcześniej w Yakuzę, to doskonale wie, czego się spodziewać.
Każdy zawarty na tym soundtracku utwór to dosłownie połączenie tradycji z nowoczesnością.
I nie, nie mam tu na myśli tego, że załoga RGGS w jakikolwiek sposób zbezcześciła swój kraj. Zarówno Ghost of Tsushima, jak i Like a Dragon: Ishin! świetnie radzą sobie z odtworzeniem klimatu Japonii z dawnych lat (w przypadku Ishin mówimy o Japonii z połowy XIX wieku), podchodzą do historii swojego kraju z powagą oraz dużo w nich mówi się o honorze samuraja, walce i poświęceniu. Jedyna różnica polega na tym, że w Ishin zrobiono to wszystko bez nadęcia i patosu. Ot po prostu historia Japonii opowiedziana przez twórców Yakuzy.
W podobny sposób mógłbym opisać soundtrack do gry. Każdy zawarty na tym soundtracku utwór to dosłownie połączenie tradycji z nowoczesnością. Z jednej strony melodie nawiązujące do muzyki tradycyjnej i folkowej Japonii, odegrane na instrumentach z epoki, m.in. biwa, shamisen, fue czy nawet wadaiko. Z drugiej, typowe dla RGGS szybkie, dynamiczne tempo i solidne uderzenie dźwiękami ze współczesnych instrumentów. To egzotyczne połączenie sprawia, że po przesłuchaniu motywów bitewnych takich jak Four Unrestful Flowers, Innocence for Violence, Receive You The Archetype czy Receive and Doubt You niejeden fan samurajskiego kina akcji poczuje mocny dreszczyk emocji.
W ten sposób otrzymaliśmy solidny zestaw najbardziej pompującej adrenalinę we krwi muzyki bitewnej (z której zresztą słynie cała seria) z domieszką wcale nie gorszych melodii występujących w cutscenkach czy losowych momentach w grze, a które również oddają klimat samurajskiego świata wykreowanego przez RGGS (np. Before the Sasanqua Falls). Oczywiście, nie jest to soundtrack dla każdego — istnieje szansa, że kręcić nosem będą najbardziej ortodoksyjni fani japońskiej kultury, którym może być niesmak postawienie gitary elektrycznej i syntezatorów obok shamisen. Jednak należy pamiętać, że to wciąż tylko gra. Soundtrack doskonale spełnia swoje zadanie w podtrzymywaniu iluzji, że jesteśmy samotnym wojownikiem, który w walce o dobrą sprawę jest w stanie roznieść na strzępy każdego, kto mu stanie na drodze.
Byłem na początku przekonany, że dostanę po prostu kolejny soundtrack do Yakuzy.
Muszę przyznać, że na początku byłem nieco sceptyczny. I nie chodzi o to, że soundtrack do Like a Dragon: Ishin! mnie nie zachwyci, czy coś w tym rodzaju, bo akurat mocno wierzyłem w zdolności Chihiro Aoki i Hidenori Shoji. Byłem raczej przekonany, że dostanę po prostu kolejny soundtrack do Yakuzy. A nawet jeśli pojawiłyby się na nim jakieś tradycyjne instrumenty, to ich wkład w powstanie muzyki będzie niemal marginalny. Jednak po przesłuchaniu albumu po raz pierwszy zaskoczyło mnie to, jak dobrze te dwa światy — dawnej i współczesnej Japonii — mogą ze sobą koegzystować na poziomie muzyki. Nic więc dziwnego, że nawet kilka lat po premierze soundtrack tak dobrze się trzyma.