Final Fantasy VI znajduje się zdecydowanie w mojej topce ulubionych tytułów jRPG. Nie tylko bowiem posiada wszystkie podstawowe cechy, które powinna mieć gra idealna — fantastyczną fabułę, charyzmatyczne postaci, świetną oprawę audiowizualną — ale też wybija się na tle pozostałych odsłon serii jednym szczególnym elementem — zapadającym w pamięć cut-scenom. A tych jest mnóstwo: od kroczących po śniegu w kierunku Narshe żołnierzy w Magitekach (z przygrywającym w tle Terra’s Theme), przez ucieczkę z Figaro Castle, aż do [SPOILER] częściowego końca świata [KONIEC SPOILERU]. Jednak ze wszystkich tego typu momentów w grze najlepiej zapamiętałem scenę operową.

Motyw opery w grze był testem umiejętności Uematsu.

W całej swojej długiej historii serii Final Fantasy nie było i nadal nie ma drugiego tak przejmującego momentu, jak właśnie scena operowa w Final Fantasy VI. I mówię to z dużą odpowiedzialnością, bo wiem, jak dużą rolę przywiązują fani do innych mocnych momentów w grach z serii, jak np. pożegnanie z jedną z kluczowych postaci w Final Fantasy VII. Owszem, na pierwszy rzut oka wątek przypomina scenariusz do typowego comedy relief: niegdyś poważna była generał Imperium ma zastąpić główną diwę w operze (czym jest zawstydzona, bo nie dość, że trzeba założyć ładną suknię, to jeszcze trzeba śpiewać), a występ chce zniszczyć wielka, niezbyt mądra ośmiornica. Jednak jeśli spojrzymy to wszystko z szerszej perspektywy, to można zauważyć, że scena operowa wykracza poza tradycyjne narracyjne ramy. Duża jest w tym zasługa Nobuo Uematsu, który dał w tym momencie prawdziwy popis swoich umiejętności.

Żeby to zrozumieć trzeba pamiętać o tym, że seria Final Fantasy na samym początku nie oferowała graczom głębszych doznań fabularnych. Ot mieliśmy do czynienia raczej z prostymi historiami, w których dobro i zło były jasno zdefiniowane, a zero-jedynkowy świat ratują jednowymiarowe postaci. Zmiana nadeszła dopiero po wydaniu czwartej odsłony — od tego momentu fabuła w grach z tej serii stała się bardziej dojrzała, zaś postaciom nadano w końcu charakteru. Co więcej, Square nauczyło się opowiadać historie w sposób mniej dosadny z wykorzystaniem innych, nieznanych dotąd środków narracyjnych.

Scena operowa w „szóstce” była pod tym kątem dosyć imponującym wyczynem i robi wrażenie do dziś, także pod względem audiowizualnym. A mówimy tu o grze wydanej w 1994 roku. Opera to widowisko teatralne, w którym muzyka odgrywa istotną rolę zarówno w przedstawieniu, jak i w prowadzonej narracji. Oczywiście należy pamiętać, że istnieją znaczne różnice między formami sztuki, to jednak opera i gry wideo mogą mieć pewne cechy wspólne. Szczególnie jeśli muzyka w grze jest nie tyle elementem towarzyszącym narracji, ile biorącym czynny udział w jego budowaniu. Zatem pomysł umieszczenia opery w grze wideo był ambitny, ale nie niemożliwy do zrealizowania. To zadanie twórcy Final Fantasy VI wykonali, nomen omen, na szóstkę.

Jak wspomniałem, motyw opery w grze był testem umiejętności Uematsu. Udało mu się stworzyć trwającą kilka godzin ścieżkę dźwiękową do Final Fantasy VI, z czego utwory orkiestrowe — Overture, Aria di Mezzo Carattere, Wedding Waltz oraz Grand Finale (który był raczej motywem bitewnym niezwiązanym z wystawioną na deskach teatru sztuką) – zajmowały łącznie ok. 16 minut. Ograniczenia sprzętowe SNES nie stanowiły żadnej przeszkody. Problemem jak zwykle była konieczność dostosowania muzyki do opowiadanej na ekranie historii, a ta zmienia się w zależności od postępów gracza. Zadanie tym trudniejsze, ponieważ w pewnym momencie gra przenosi ciężar opowiadania z klasycznego fantasy RPG na sztukę operową. Na szczęście i z tym sobie poradzono, choć przyznaję, że zajęło mi kilkanaście lat, żeby dojść do tego, w jaki sposób.

Scena operowa w Final Fantasy VI wykracza poza tradycyjne narracyjne ramy.

Sama historia opery „Maria and Draco” jest prosta, żeby nie powiedzieć banalna. Walczą ze sobą armie dwóch królestw, wschodu i zachodu. Dowódcą zachodniej armii jest zakochany w zachodniej księżniczce Marii Draco. Kiedy zachodnia armia przegrywa, a Draco jest uważany za martwego, Maria zmuszona jest poślubić księcia ze wschodu, Ralse. Podczas balu ocaleni wojskowi z zachodu, w tym sam Draco, przeprowadzają atak z zaskoczenia. Wywiązuje się pojedynek między Draco i Ralse, w którym ten ostatni zostaje pokonany. Maria i Draco żyją długo i szczęśliwie. Kurtyna.

Final Fantasy 6 opera | Final fantasy, Final fantasy vi, Video game music

Na pierwszy rzut oka nic szczególnego. Jednak wszystko zaczyna nabierać sensu, jeśli nadamy historii odgrywanej na deskach teatru bardziej osobisty charakter. Wtedy będzie można dostrzec, że Marię i Celes łączy coś więcej, niż wygląd zewnętrzny. Z jednej strony mamy Marię, która została porwana i oczekuje się, że zostanie narzeczoną księcia Ralse, którego nie kocha. Celes również została wyrwana z dotychczasowego życia i wrzucona do nowego świata, którego się boi, i który nie do końca jej nie akceptuje. Oczekiwania wobec niej były duże: miała posiąść magiczne moce, a następnie wykorzystać je ku chwale imperium. Dlatego tak ważne było, aby wpoić do głowy przeznaczenie Celes już na wczesnym etapie jej dzieciństwa. Ale coś poszło nie tak. Celes, która szybko wspięła się na szczyt drabiny kariery wojskowej, zaczęła kwestionować autorytety i brutalne metody, którymi posługiwano się wobec wrogów imperium. Została nazwana zdrajczynią, torturowana przez strażników więziennych i przeznaczona na egzekucję. Gdyby nie zwykły przypadek jej życie zakończyłoby się w ciemnym lochu.

Sinfonia la videojocs (Symfonia gier wideo)

Po wydostaniu się z niewoli Celes zaczyna mocniej zastanawiać się nad sensem swojego życia. Przez cały ten czas była szkolona na bezwzględnego wojskowego, dlatego trudno jej wrócić do „normalnego życia”, ponieważ nigdy takowego nie miała. Jej rola w operze daje jej zatem szansę bycia przez chwilę kimś innym niż żołnierzem ślepo wykonującym rozkazy. Kluczowe w jej wystąpieniu jest wykonana przez nią Aria di Mezzo Carattere. Maria śpiewa o samotności, tęsknocie za przeszłością i pragnieniu zobaczenia jeszcze raz swojej utraconej miłości. Patrząc na ten fragment z perspektywy Celes trudno nie odnieść wrażenia, że śpiewa o sobie samej — ona również musi odpowiedzieć sobie na pytanie kim jest, kim chce być i z kim chce być. 

The Best Of An Era: Looking Back On Final Fantasy VI After 25 Years - Game  Informer

W tym momencie warty podkreślenia jest fakt, że Final Fantasy VI nie ma jednego głównego bohatera. Owszem, przez pierwszą połowę gra skupia się głównie na fizycznej i emocjonalnej podróży Terry, która stara się znaleźć swoje miejsce w świecie. Ale to w drugiej połowie możemy bliżej poznać pozostałe postaci, towarzysząc im w ich własnej podróży. Wśród nich jest Celes. W tym właśnie momencie dobitnie widać, że emocje, które nią wcześniej targały, znacznie się nasiliły. W końcu poczuła ciężar swoich życiowych decyzji. Czuje się winna tego, co spotkało świat, czuje się samotna. Świat, który znała, przestał istnieć. Żałuje, że żyje. W końcu pogrążona w żalu zrzuca się z klifu. To jedna z najpotężniejszych scen w całej serii Final Fantasy,

Muzyka, która jej towarzyszy przez cały ten tragiczny moment — od wewnętrznych rozterek aż do tragicznego finału, pochodzi z opery. Pod koniec swojej solówki Maria bierze ze sobą bukiet kwiatów, idzie na balkon i rzuca kwiaty w nocne niebo, śpiewając przy tym o życiu, które przeminęło i już nie wróci (We must part now, my life goes on / But my heart won’t give you up / Ere I walk away, let me hear you say / I meant as much to you….). Ale to nie koniec. Celes przeżyła, jej ciało wylądowało w wodzie i wypłynęło na brzeg. Tam znajduje skrawek materiału, który przypomina bandanę Locke’a. Celes zdaje sobie sprawę, że nie jest tak samotna, jak sądziła — jej przyjaciele mogą jeszcze żyć! W tym momencie ujawniają się różnice w zachowaniach Marii i Celes: Maria godzi się z myślą, że nie będzie mogła opuścić wieży i nie zobaczy już więcej swojego ukochanego. Celes z kolei wyrusza w szeroki świat na poszukiwania swoich przyjaciół. Już ma po co żyć.

Uematsu zdołał udźwignąć naprawdę ciężki materiał.

https://www.youtube.com/watch?v=AiU79vM-4cA

Scena operowa w Final Fantasy VI to prawdziwa uczta dla oczu i uszu, ale przede wszystkim emocjonalny rollercoaster. Wszystko zagrało w nim idealnie, na czele z piękną muzyką. Uematsu zdołał udźwignąć naprawdę ciężki materiał, jakim jest opera, udowadniając tym samym, że gry wideo mogą być sztuką. Chylę czoła przed mistrzem. Zaś nieobeznanym polecam zobaczyć tę jedną scenę w Final Fantasy VI Pixel Remaster. I to z wokalem! Naprawdę warto.

Czytaj więcej:

Zastępca Redaktora Naczelnego

Paweł Dembowski

Gra w gry odkąd pamięta, pisze o nich również kawał czasu. Uzależnienie jak nic. Jednak nie może powiedzieć, żeby kiedykolwiek czegokolwiek żałował. Poza tym dziennikarz z pasji i powołania.