Decyzja o wydaniu remastera Skyward Sword mogła na początku zdziwić fanów serii. Przyznaję, że gdy po zapowiedzi uspokoiłem nieco swoje emocje, sam zacząłem zastanawiać się, dlaczego Nintendo nie zdecydowało się na wydanie Wind Waker albo Twillight Princess. Jednak kiedy emocje już zupełnie opadły, dotarło do mnie, że wybór Skyward Sword mógł nie być przypadkowy. Aby wyjaśnić, o co mi chodzi, zabawimy się w pewną grę. Postawię przed wami dwie tezy, a za rok sprawdzimy, czy się sprawdziły. Oto one: The Legend of Zelda: Skyward Sword i świeżo zapowiedziany sequel Breath of the Wild mają ze sobą więcej wspólnego, niż nam się wydaje. Zaś ten drugi tytuł może być zapowiedzią końca 35-letniej serii.

Podczas gdy traktująca o genezie Hyrule Skyward Sword znajduje się na samym początku osi czasu, nowa Zelda może być ostatecznym końcem historii.

Dla tych, którym obca jest chronologia serii The Legend of Zelda, przedstawiam skróconą wersję: Skyward Sword ma miejsce na początku linii czasu serii. Według legendy istniały trzy starożytne boginie obdarzone wielką mocą zwaną Triforce. Moc Triforce próbował zdobyć demoniczny król Demise, który w tym celu spustoszył większość ziem. Bogini Hylia zebrała ocalałych i wysłała ich w niebo, co pozwoliło jej rozpocząć ofensywę na pełną skalę przeciwko Demise’owi. Odniosła zwycięstwo, ale ziemia została poważnie zniszczona. Wiele lat później kawałki ziemi, na których osiedlili się ocaleni przez Hylię, znana jest pod jedną nazwą jako Skyloft, a jej mieszkańcy uważają, że „powierzchnia” pod chmurami to mit.

Skyward Sword jest zatem nie tyle początkiem sagi o nieustraszonym wojowniku w zielonych rajtuzach, ile przede wszystkim skarbnicą wiedzy o Skyloft. To właśnie w podniebnym świecie wszystko to, co jest nam znane w serii The Legend of Zelda, ma swój początek. A biorąc pod uwagę fakt, że Nintendo rzuciło swoją zapowiedź Skyward Sword HD mniej więcej w tym samym momencie, kiedy gracze zobaczyli duży zwiastun nowej Zeldy, trudno nie odnieść wrażenia, że obie te gry będą ze sobą mocno związane.

The Legend of Zelda: Breath of the Wild – chodzi tu o samo przeżywanie przygody

Oczywiście, już w Breath of the Wild można było natknąć się tu i ówdzie na ślady praprzodków, np. poprzez zapiski badaczy czy też elementy architektury charakterystycznej dla Skyloft znalezione na podniszczonych ziemiach Hyrule. Jednak w przypadku nowej odsłony twórcy postanowili pójść o kilka kroków dalej: chcą, żebyśmy osobiście zwiedzili to, co pozostało po Skyloft. Zwiastun nowej Zeldy zaczyna się bowiem od zaprezentowania nam latających wysp — tych samych, na które bogini Hylia wysłała ludzi, chcąc uchronić ich przed skutkami walki z Demise. Na tym filmie mocno zostało podkreślone to, że podróż na te landy będzie koniecznością. Dodatkowym istotnym elementem historii w nowej Zeldzie może być również motyw manipulacji czasem. Widzimy to we fragmentach zwiastuna, w których Link za pomocą specjalnego urządzenia cofa ruch toczącej się kuli albo spadającej do wody kropli. Pozostaje jednak pytanie, na jak dużo można sobie pozwolić z nową umiejętnością? Czy będziemy mogli przenieść się do czasów praprzodków mieszkających nad chmurami? Na tę chwilę trudno powiedzieć. Jednak nie da się zaprzeczyć, że w kontekście dotychczasowych nawiązań do historii ze Skyward Sword motyw czasu w nowej grze może mieć wymiar dosłowny, ale również — a może nawet przede wszystkim — metaforyczny.

Caleb Barefoot

No dobrze, ale co z muzyką? Nie będę kłamał, liczę na to, że soundtrack nowej Zeldy będzie równie dobry, albo nawet przebije o głowę muzykę z Breath of the Wild. Ale poza tym mam też nadzieję usłyszeć smaczki nawiązujące do Skyward Sword. I nie mówię tego bez powodu. Pamiętając o tym, że Skyward Sword opowiada historię hylian, zanim ci zasiedlą krainę Hyrule, zwróćcie uwagę na to, że znana fanom Zelda’s Lullaby nie powstałaby, gdyby nie Ballad of the Goddess, odgrywana przez mieszkańców Skyloft na część bogini Hylia. Bowiem Zelda’s Lullaby to tak naprawdę odtworzony od tyłu Ballad of the Goddess. Pamiętajcie: w Skyloft wszystko ma swój początek. Na YouTube już znaleźli się tacy, którzy próbują różnych montażowych sztuczek, chcąc dowieść tego, że nowa Zelda od strony muzycznej będzie nawiązywać do Skyward Sword. Ale z jednego zwiastuna trudno cokolwiek wywnioskować, zaś sporo tych teorii jest mocno naciągane. Jedyne, co udało się ustalić, to to, że początek utworu ze zwiastuna stanowi uzupełnienie motywu z końca Breath of the Wild. To podobny przypadek, jak HolidayBoulevard of Broken Dreams zespołu Green Day, gdzie oba te utwory zazębiają się, stanowiąc tym samym jedną całość.

Podcast – Słuchaj gier #4 „Rozmawiamy o muzyce do serii The Legend of Zelda”

Robiąc notatki do tej analizy, rozpisując wszystko to, co można powiedzieć o nowej grze z serii na podstawie ostatniego zwiastuna, doszedłem do dość smutnej konkluzji: podczas gdy traktująca o genezie Hyrule Skyward Sword znajduje się na samym początku osi czasu, nowa Zelda może być ostatecznym końcem historii. Chcę przez to powiedzieć, że najnowsza odsłona serii The Legend of Zelda może być ostatnią. Oczywiście przy założeniu, że historia faktycznie zatoczy koło i powrócimy do Skyloft. W moim odczuciu byłaby to idealna klamra zamykająca 35-letnią historię The Legend of Zelda: oto jej bohater powraca do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Czy można sobie wyobrazić bardziej romantyczne zakończenie? Owszem, jest smutne i być może rozsierdzi fanów. Ale z drugiej strony, czy bohaterowi nie należy się odpoczynek po tych 35 latach? Czy designerzy nadal będą mieli pomysły na przygody Linka, którymi zainteresują fanów, a także nowe pokolenia? W głębi serca wierzę, że tak, ale ostatecznie to czas pokaże.

Czytaj więcej:

Zastępca Redaktora Naczelnego

Paweł Dembowski

Gra w gry odkąd pamięta, pisze o nich również kawał czasu. Uzależnienie jak nic. Jednak nie może powiedzieć, żeby kiedykolwiek czegokolwiek żałował. Poza tym dziennikarz z pasji i powołania.