Firma oskarżyła kompozytora, że ten sabotował powstanie ścieżki dźwiękowej do dużej produkcji. Dwa lata później artysta odpowiedział, zarzucając firmie m.in. kłamstwa i próbę przekupstwa. Konflikt będzie trwać latami, zaś o jego rozstrzygnięciu, prędzej czy później, zadecyduje sąd. Ale już teraz wiadomo jedno: w tej wojnie zwycięzcy nie będzie.

Ponad dwa lata od wybuchu afery z soundtrackiem do Doom Eternal, Mick Gordon przedstawił swój punkt widzenia.

Cała historia zaczęła się pod koniec kwietnia 2020 roku. Wtedy to wyszło na jaw, że muzyka do Doom Eternal była — najdelikatniej mówiąc — słaba jakościowo, czemu winny był kiepski miks i master. Niedługo potem okazało się, że tylko 12 z 59 kompozycji zostało sfinalizowanych przez Gordona, natomiast resztę zmiksował lead audio designer, Chad Mossholder. Do sprawy odniósł się na Reddicie na początku maja tego samego roku producent Doom Eternal, Marty Stratton. Z jego relacji wynika, że Gordon zawalał terminy dostarczenia gotowej ścieżki dźwiękowej — kompozytor twierdził, że pracy jest więcej, niż pierwotnie przypuszczał, a dotychczas stworzone utwory nie spełniały jego oczekiwań. Obawiając się, że Gordon nie zdąży dostarczyć gotowej muzyki na premierę gry, Stratton poprosił Mossholdera o przygotowanie własnych miksów kompozycji Gordona. W tym celu musiał on korzystać z plików z gry, posklejać je w utwory oraz zaaranżować w soundtrack. Więcej o tej sprawie przeczytacie w tekście Konrada.


Podcast – Słuchaj gier #24 „muzyka z strzelanek”


Wpis Strattona dał początek wielkiej fali pomyj, jakie wylały się na Gordona. Szczególnie rozsierdzeni byli fani Doom, którzy kupili edycję kolekcjonerską gry zawierająca album z soundtrackiem. Sam artysta bardzo długo milczał na ten temat. Dopiero kilka tygodni temu, ponad dwa lata od wybuchu afery, Gordon zamieścił na Medium.com bardzo obszerny tekst (nie żartuję, jego przeczytanie zajmie Wam godzinę!), w którym przedstawił swój punkt widzenia. W niezwykle szczegółowych wyjaśnieniach okraszonych licznymi dowodami w postaci screenów i zdjęć kompozytor zarzucił id Software m.in. kłamstwo, próbę przekupstwa i niedotrzymywanie umów. No i co najważniejsze: firma zrujnowała jego karierę.

Z jego relacji wynika, że firma rozpoczęła pracę nad własną wersją soundtracku na kilka miesięcy przed wyznaczonym deadlinem, a informacja o opóźnieniach ze strony Gordona została ogłoszona jeszcze przed podpisaniem jakiejkolwiek umowy z muzykiem. W dodatku Gordon dostał niesamowicie krótki czas na stworzenie soundtracku, a po skończeniu pracy otrzymał jedynie część swojej zapłaty. Co ciekawe, w finalnej wersji gry zawarto utwory, które według zapisów w umowie między id Software a kompozytorem zostały przez firmę odrzucone.

id Sofware na spółkę z Bethesdą zachowały się jak typowe korpo, a Gordon spalił za sobą mosty.

Najciekawiej jednak działo się po premierze gry. Po wpisie Strattona na Reddicie Gordon chciał publicznie odpowiedzieć na zarzuty. Jednak ten miał być namawiany przez kierownictwo firmy do milczenia, za co miał otrzymać niemałe pieniądze. Wszystko odbywało się w obecności prawników id Software. Gordon propozycję odrzucił. Niedługo potem jego dane kontaktowe zostały upublicznione w sieci przez rozwścieczonych tłumaczeniami Strattona fanów marki. Sprawa była bardzo poważna, ponieważ wściekły tłum nie tylko zapychał skrzynkę mailową kompozytora i nękali jego klientów — doszło również do tego, że ci słali do rodziny Gordona groźby, a jemu samemu proponowali popełnienie samobójstwa. 

Oczywiście, na tym sprawa się nie kończy. Wydawca gry, Bethesda, wydała oświadczenie, w którym twierdzi, że Godron przedstawia „niepełne” fakty i że firma zamierza bronić pracowników swoich i id Software przed wszelkimi atakami ze strony Gordona. Sam kompozytor odpowiedział powtórzył swoje oskarżenia skierowane do Strattona.

Wszystko wskazuje zatem na to, że sprawa ostatecznie wyląduje w sądzie. Kiedy to się stanie i ile to potrwa — tego nie wiadomo. Pewien jestem natomiast tego, że konflikt ten nie przyniesie niczego dobrego żadnej ze stron. Po jednej z nich mamy dwie duże firmy, które bardziej niż światowej sławy marki zachowały się jak Januszex sp. z o.o. Od początku tej afery widać było dużo nerwowych i nieprzemyślanych ruchów, na czele z emocjonalnym wpisem Strattona, który tylko pogorszył całą sytuację. Na domiar złego za sprawą tekstu Gordona na Medium.com wychodzą na jaw dowody świadczące o tym, że id Software był fatalnym klientem do współpracy.

Mick Gordon, który pragnie walczyć o swoje dobre imię i nadszarpniętą reputację.

Wizerunek już teraz szlag trafił, a gracze domagają się sprawiedliwości. Na drugim biegunie jest Mick Gordon, który pragnie walczyć o swoje dobre imię i nadszarpniętą reputację, ale z drugiej strony… sam ją sobie podkopuje. Jasne, jeśli ktoś cię o coś publicznie oskarża, masz święte prawo do tego, by się bronić. Tylko akurat w tej sytuacji jest to miecz obusieczny. Bo skoro atakujesz byłego pracodawcę i robisz to publicznie w Internecie, to skąd taka firma chcąca cię zatrudnić ma mieć pewność, że nie odwalisz tego samego numeru w przyszłości? Intencjonalnie czy też nie, Gordon sam siebie wyklucza z tej branży.

id Sofware na spółkę z Bethesdą zachowały się jak typowe korpo, a Gordon spalił za sobą mosty, a jego przyszłość jest pod wielkim znakiem zapytania. Efektem tego wszystkiego jest kolejna afera w branży gier wideo, która będzie się ciągnąć latami. A nigdy by do niej nie doszło, gdyby nie masa błędnych decyzji i niepotrzebnych emocji.

Czytaj więcej:

Zastępca Redaktora Naczelnego

Paweł Dembowski

Gra w gry odkąd pamięta, pisze o nich również kawał czasu. Uzależnienie jak nic. Jednak nie może powiedzieć, żeby kiedykolwiek czegokolwiek żałował. Poza tym dziennikarz z pasji i powołania.