Dawno, dawno temu w odległej galaktyce… parapapaaam!! (odgłos dęciaków rozpoczynających każdą część Gwiezdnych Wojen). Jednak nie. Nie tym razem, moi drodzy. Po cichutku, na paluszkach – najlepiej tak, żeby nas nie wykryto – porozmawiamy sobie o muzyce z najnowszych Gwiezdnych Wojen. Tak więc ciiii – zaczynamy.

Jest przy tym bajecznie kolorowo, a klimat Gwiezdnych Wojen wylewa się z każdego milimetra obrazu. 

Moim międzygalaktycznym obowiązkiem jest podzielić się z Wami opinią na temat ścieżki dźwiękowej do Star Wars: Outlaws. Jak dobra to muzyka? Jest na pewno jakaś – bezpłciowości nie można jej zarzucić. Jednak zanim przejdę do analizowania utworów, łapcie garść informacji o samej rozgrywce. Świat gry jest nam doskonale znany, ponieważ jej akcja dzieje się pomiędzy Imperium KontratakujePowrotem Jedi, zatem pewne wątki, które już mieliśmy okazję widzieć na wielkim ekranie, przewijają się gdzieś zakulisowo. Jest przy tym bajecznie kolorowo, a klimat Gwiezdnych Wojen wylewa się z każdego milimetra obrazu. 


Star Wars Jedi: Fallen Order – kunszt godzien Williamsa


Za grę odpowiada doświadczone studio Massive Entertainment. Ma ono na swoim koncie między innymi obie części Tom Clancy’s The Division. Kompozytorsko też jest bardzo mocno – głównym twórcą ścieżki dźwiękowej do Star Wars: Outlaws jest Willbert Roget II. Nazwisko bardzo znane w branży za sprawą takich hitów jak: Helldivers 2, Mortal Kombat 1 czy Star Wars: The Old Republic. Jako dodatkowi kompozytorzy towarzyszą mu: Jon Everist (BattleTech) oraz Kazuma Jinnouchi (Metal Gear Solid 4: Guns of the Patriots). 

Pierwsze, co mnie przywitało w grze, to niesamowicie filmowy motyw muzyczny, jaki słyszymy podczas wyświetlania ekranu głównego konsoli. Klimat Gwiezdnych Wojen wylewa się z każdej jego nuty. Są w nim pompatyczne ataki dęciaków, którym towarzyszy kawaleria instrumentów smyczkowych. W tym momencie jest to jeszcze bliskie muzyce z tego uniwersum, jakie znamy dzięki twórczości Johna Williamsa. Czy ja mówiłem, że motyw z ekranu konsoli był monumentalny? To musicie posłuchać Main Theme, który gra nam w menu głównym. Jakiż on jest jednocześnie surowy, a zarazem bogaty w zapadającą w pamięć melodię! 

Zaskakująco dobrze osadzone zostały utwory mocno elektroniczne.

Wita nas w nim chłodny, nieco mroczny, za to super dopasowany – niczym Chewbacca i Han Solo – duet: elektroniczny, wibrujący bass oraz trapowa stopa. Co zaś gra tutaj główną rolę? Genialna linia melodyczna poprowadzona pierwszymi skrzypcami. Wije się dynamicznie, a glissy i wyjazdy po skali nadają jej bliskowschodniego sznytu. Sama melodia główna przygrywa nam też (oczywiście przekomponowana) w przerywnikach i w momentach zintensyfikowanej akcji. Już po dwóch-trzech przesłuchaniach wryła mi się w głowę i nuciłem ją przez cały dzień. Chylę czoła! 

Warte odnotowania jest też to, że Willbert często sięga po melodię z motywu głównego, wplatając ją w różne utwory, np. w Canto Bight Worker’s District. Czuć w tym podejściu flow i sznyt Williamsa, który robił to samo w przypadku ścieżki do Gwiezdnych Wojen, przearanżowując temat przewodni na wiele sposobów. Zaskakująco dobrze osadzone zostały utwory mocno elektroniczne. Utrzymane w klimacie surowych, krótkich dźwięków przypominają pracujące urządzenia lub jakieś skomplikowane maszyny. Świetnie miesza się to z gwarem miast czy ciasnych tuneli wentylacyjnych, które z zamiłowaniem zwiedzamy. Przyjemny klimat, znany mi nieco z gier Ratchet & Clank, ma z kolei utwór Zerek Besh. Arpeggio na syntezatorach i jednocześnie bardzo mocne sekcje instrumentów dętych przyjemnie ze sobą kontrastują. 

Zauważyłem pewną zasadę, którą kierują się kompozytorzy przy pisaniu elektronicznych utworów – jest to używanie mocnych, pojedynczych uderzeń z distortowanego basu. Często, a wręcz nagminnie taki zabieg stosowany jest w gatunku trap – a więc bliskim kulturze hip-hopowej. W połączeniu z feerią uderzającej tuż po tym orkiestry symfonicznej daje to zaskakujący efekt. 


Lego Star Wars: The Skywalker Saga – May the Sounds be with Us


Równie miłe dla ucha są ciekawie zaprojektowane minigry, w które możemy zagrać, podchodząc do stojących automatów. Do naszych uszu dochodzą retro dźwięki w klimatach lat 80. Warto też wspomnieć o roli Codiego Matthew Johnsona, który skomponował muzykę do maszyn grających w kantynach. Jest to przyjemne afro-electro, choć prosi się tu o nieco większą różnorodność. 

Oczywiście Gwiezdne Wojny nie byłyby sobą bez pompatycznych, Williamsowych momentów. Jednym z nich jest utwór Death Mark – Welcome to Toshara. Gdybym nie znał nazwisk kompozytorów, to mógłbym powiedzieć, że odpowiada za niego sam John Williams. Są tu wyjazdy po skalach i przytłaczające sekcje dęte, grające te charakterystyczne partie staccato, obecne w praktycznie każdej jego produkcji – od Gwiezdnych Wojen po Indianę Jonesa

Ostatni akapit przed podsumowaniem poświęcę na sound design. „Czuć piniondz”, jakby ktoś powiedział. Wszystko brzmi tak, jak należy: blastery świszczą przy strzałach, silniki ryczą i buczą, kosmici rozmawiają w różnych dialektach. O ile w zakresie grafiki widzę kilka miejsc, gdzie twórcy mogliby się postarać (np. włosy głównej bohaterki), o tyle audio jest bardzo dobrze wyważone.
Czy Star Wars: Outlaws to dobra gra? Raczej nie sądzę – produkcja z takim budżetem technicznie powinna być bardziej dopracowana.

Decyzja, by postawić na elektronikę i nieco mroczniejszy klimat zdecydowanie wyszła na plus.

Za to muzycznie i dźwiękowo to naprawdę solidna pozycja. Na szczęście soundtrack jest skomponowany sprytnie i jednocześnie oddaje hołd twórczości klasycznego kręgosłupa muzycznego tego uniwersum – Johna Williamsa. Decyzja, by postawić na elektronikę i nieco mroczniejszy klimat zdecydowanie wyszła na plus. Wciąż jest to kawał dobrej muzyki osadzonej w świecie Gwiezdnych Wojen, podlanej elektronicznym sosem.

Czytaj więcej:

  • Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii – nie szanty zdobią pirata

    Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii – nie szanty zdobią pirata

    Gdyby ktoś mi powiedział 10 lat temu, że Ryu Ga Gotoku Studio stworzy kolejną grę z serii Yakuza, ale tym razem japońską mafię zastąpią piraci, chyba popukałbym się w czoło. Gdy rok temu pokazano pierwszy trailer Like a Dragon: więcej

  • Organizujemy oficjalny koncert z muzyką do gier z serii Kingdom Come: Deliverance w Polsce!

    Organizujemy oficjalny koncert z muzyką do gier z serii Kingdom Come: Deliverance w Polsce!

    Zapraszamy Was na The Symphony of the Sword (bilety), wyjątkowy koncert symfoniczny poświęcony z obu odsłon gier Kingdom Come: Deliverance. Niezaprzeczalnie unikatowa sala Narodowego Forum Muzyki wypełni się brzmieniami z XV-wiecznej Bohemii 15 więcej

  • Wydajemy winyl z muzyką do gry Dwarf Fortress: Adventure Mode

    Wydajemy winyl z muzyką do gry Dwarf Fortress: Adventure Mode

    Przygotowaliśmy dla Was ekskluzywne limitowane do tysiąca sztuk wydanie albumu z muzyką do gry Dwarf Fortress: Adventure Mode. Dzięki urzekającym dźwiękom gitar i hipnotyzującym wokalom, oryginalna ścieżka dźwiękowa autorstwa Dabu, Simona Swerwera i rcab idealnie więcej

  • Muzyczne odcienie Kirby’ego w dodatku Kirby Star-Crossed World

    Muzyczne odcienie Kirby’ego w dodatku Kirby Star-Crossed World

    Mój entuzjazm, jako miłośnika wielu marek Nintendo, został rozpalony na wieść o produkcji Kirby Star-Crossed World – płatnego (niestety) rozszerzenia do gry Kirby and the Forgotten Land. Byłem podekscytowany nie tylko dodatkową zawartością do gry, lecz także nowymi więcej

  • Jazz w grach – niewdzięczny gatunek

    Jazz w grach – niewdzięczny gatunek

    Jazz, mimo swojej bogatej historii i niesamowitej ekspresji, rzadko trafia do świata gier wideo. Czy to kwestia trudności w komponowaniu? A może zbyt niszowego klimatu? Zastanowimy się, kiedy jazz działa, a kiedy ginie w tle. I co sprawia, że niektórzy kochają więcej

Redaktor

Krzysztof Kus

Sound Designer, kompozytor muzyczny, a także perkusista z zamiłowania. W grach zwraca szczególną uwagę na nowatorskie podejście do tematu sound designu. Prywatnie jeden z największych fanów Dire Straits w Polsce.